Xante wydał rozkaz i drużyny Lankonów poczęły formować pojedynczy rząd i posuwać się w stronę furtki.
– Zaczekaj – zawołał Rowan – musimy otworzyć bramę, żeby mogły przejechać wozy.
Xante ściągnął wodze i stanął przed Rowanem. Widać było po twarzy, że cierpliwość jego już się wyczerpała. Wyglądał jak człowiek, którego zmuszono, by zajmował się głupim, rozpuszczonym, irytującym dzieciakiem.
– Wozy nie przejdą. Trzeba je będzie tutaj rozładować, a meble, które nie zmieszczą się w furtce, trzeba będzie rozebrać.
Rowan zacisnął zęby. Był u kresu wytrzymałości. Czy ci ludzie nie mieli żadnego szacunku dla człowieka, który miał być ich królem?
– Rozkażesz swoim ludziom, aby otworzyli bramę.
– Ta brama się nie otwiera – rzeki Xante pogardliwie. – Nie była otwierana od stu lat.
– Więc czas, żeby ją otworzyć – krzyknął Rowan.
Obrócił się w siodle i zobaczył czterech ludzi niosących belkę długości dwunastu stóp do warsztatu stolarskiego. – Montgomery!
– Tak jest! – Montgomery zgłosił się ochoczo. Uwielbiał sprzeciwiać się Lankonom.
– Weźcie tę belkę i otwórzcie bramę.
Trzej rycerze Rowana natychmiast zeskoczyli z koni. Z radością robili wszystko, czego zdaniem Lankonów nie należało robić. Złapali za brudne karki sześciu najtęższych robotników i nakazali im belką staranować bramę.
Rowan siedział na koniu sztywny i wyprostowany i patrzył, jak walili w stare, zardzewiałe żelazo. Brama ani drgnęła. Nie śmiał spojrzeć na triumfujące twarze Lankonów.
– Brama nie otwiera się – powiedział Xante, a w jego głosie przebijał ton wyższości.
Rowan wiedział, że z bramą tą związany jest jakiś przesąd, ale prędzej by umarł, niż zapytał, jaki. Teraz należało przezwyciężyć prymitywne przesądy tych aroganckich ludzi.
– Ja otworzę bramę – powiedział schodząc z konia, lecz nie patrząc w twarz żadnemu Lankonowi.
Miał konia bojowego i konie swoich rycerzy. Były to olbrzymie, ciężkie zwierzęta, zdolne uciągnąć tony. Jeśli taran nie zadziałał, może mógłby obwiązać bramę łańcuchami, a konie by to pociągnęły. Teraz, gdy robotnicy zaprzestali wysiłków, zebrały się tłumy gotowe obejrzeć, jak angielski królewicz zrobi z siebie głupca. Na murach stali strażnicy z rozbawieniem przyglądając się z góry tej scenie. Więc ten słabowity dzieciak Thala miał zamiar otworzyć Bramę św. Heleny!
– Xante – zawołał ktoś – czy to nasz nowy król?
Rozległ się gromki śmiech, który dzwonił Rowanowi w uszach, gdy podchodził do bramy. Lora miała rację. Powinien był pierwszego dnia wyzwać do walki kilku ludzi i nauczyć ich, kto tu rządzi. Stał przed bramą. Wyglądała na bardzo starą, była zardzewiała i porośnięta kolczastymi pnączami. Odsunął rośliny. Kolce pokłuły mu dłonie, które zaczęły krwawić. Przyglądał się staremu zamkowi. Był to solidny kawał żelaza i nie było w nim widać żadnego słabszego złącza. Taran nie poruszył zamka ani odrobinę.
– Ten angielski blondynek myśli, że jemu uda się otworzyć? – naigrawał się ktoś.
– Czy nikt mu nie powiedział, że to może zrobić tylko Lankon?
Tłum śmiał się drwiąco.
– Ja nie jestem Lankonem?! – wyszeptał Rowan z oczyma utkwionymi w bramę. – Jestem bardziej Lankonem, niż im się to śniło. Boże, pomóż mi! Błagam, pomóż mi! – Położył ręce na bramie. Krwawiące dłonie dotykały zardzewiałej powierzchni, a on pochylił się, żeby z bliska przyjrzeć się temu kawałowi żelaza, który nie pozwalał otworzyć bramy.
Poczuł, jak pod jego dłońmi brama lekko drży.
– Otwórz się – wyszeptał. – Otwórz się dla swego lankońskiego króla. – Rdza posypała się z góry, zasypując mu twarz i włosy. – Tak! – powiedział, zamknąwszy oczy, kierując całą swą energię do rąk. – Jestem twoim królem. Rozkazuję ci się otworzyć!
– Patrzcie! – krzyknął ktoś za nim. – Brama się rusza!
Tłum i strażnicy na murach uciszyli się, gdy starodawna brama zaczęła skrzypieć. Dygotała jak coś żywego.
Zapadła kompletna cisza, nawet zwierzęta się nie poruszyły, gdy stary żelazny zamek spadł do stóp Rowana. Odepchnął od siebie lewą część bramy, a stare zawiasy zaskrzypiały, jakby protestując.
Rowan zwrócił się do swych ludzi.
– Przeprowadźcie teraz wozy – powiedział i nagle poczuł się bardzo, bardzo zmęczony.
Ale nikt się nie ruszył. Anglicy patrzyli na Lankonów, a setki Lankonów, wieśniaków i strażników, wpatrywało się w Rowana wzrokiem pełnym podziwu.
– Co się dzieje? – krzyknął Rowan do Xante. – Otworzyłem za ciebie bramę, to teraz skorzystaj z tego.
Dalej nikt się nie ruszał.
– Co im się stało? – wyszeptał Montgomery.
Xante, jakby we śnie, powoli schodził z konia. Jego ruchy w tej kompletnej ciszy nabierały dramatyzmu i wielkiego znaczenia. Rowan patrzył zastanawiając się, co tym razem knuje, żeby okazać pogardę.
Ku swemu najwyższemu zdumieniu zobaczył, że Xante stanął przed nim, a potem padł na kolana, schylił głowę i powiedział:
– Niech żyje królewicz Rowan.
Rowan popatrzył na Lorę, nieruchomo siedzącą na koniu. Była tak samo zdumiona jak on.
– Niech żyje królewicz Rowan – powiedział ktoś inny, potem jeszcze ktoś i w końcu słychać było jeden krzyk.
Watelin, rycerz Rowana, najrozsądniejszy, wystąpił do przodu.
– Panie, czy mamy przeprowadzić te wozy, zanim ci głupcy uznają, że jesteś szatanem, a nie bogiem?
Rowan się zaśmiał, lecz nim odpowiedział, Xante zerwał się na nogi, spoglądając na Watelina.
– Jest naszym królewiczem, naszym lankońskim królewiczem i my przeprowadzimy wozy. – Xante odwrócił się i zaczął wykrzykiwać rozkazy do ludu i strażników.
Rowan wzdrygnął się i wsiadł na konia uśmiechając się do Lory.
– Wygląda na to, że otwarcie starej, zardzewiałej bramy to było to, co należało zrobić. Czy wjedziemy do naszego królestwa, droga siostro?
– Królewska siostro, jeśli nie masz nic przeciwko temu – odpowiedziała ze śmiechem Lora.
Wewnątrz murów mężczyźni i kobiety ze straży stali cicho z pochylonymi głowami, gdy mijali ich Rowan i Lora. Rowan spoglądał uważnie w każdą twarz w nadziei, że ujrzy Jurę, ale nigdzie jej nie zobaczył. Przed starą kamienną fortecą Rowan pomógł siostrze zejść z konia.
– Pójdziemy na spotkanie z naszym ojcem? – zapytał, a Lora skinęła potakująco.
4
Jura była sama na długim placu ćwiczeń. Po obu jego stronach stały tarcze celownicze do lanc i luków, miejsca do trenowania zapasów, bieżnie, przeszkody do przeskakiwania. Teraz, kiedy znajdowała się tam z jedną tylko samotną kobietą, plac wydawał się olbrzymi. Inne strażniczki pobiegły do miasta, gdy goniec przyniósł wiadomość, że nadjeżdża królewicz.
– Ha, ha, królewicz – mruknęła Jura, ciskając oszczepem do celu i trafiając w środek tarczy. Jest Anglikiem i chce jej bratu zabrać należne mu miejsce na tronie. Pocieszała się myślą, że wszyscy Lankonowie są co do tego zgodni. Przynajmniej raz wszystkie plemiona złączyła wspólna myśclass="underline" ten Anglik nie może być ich królem, jak nie mógł nim być angielski król Edward.
Słysząc jakiś dźwięk, obróciła się z uniesionym oszczepem. Wycelowany był prosto w szyję Daire.
– Za późno – powiedział z uśmiechem. – Przecież mogłem użyć łuku już na skraju boiska. Nie powinnaś być tu sama, bez żadnej straży.
– Daire, och, Daire – zawołała i zarzuciła mu ręce na szyję. – Tak za tobą tęskniłam.
Chciała go dotykać, obejmować, całować i wymazać z pamięci wspomnienie mężczyzny znad rzeki. Ostatniej nocy obudziła się zlana potem i nie była w stanie myśleć o nikim innym, tylko o tym nieznajomym, którego nigdy dotąd nie widziała, najprawdopodobniej wieśniaku, jakimś krzepkim drwalu powracającym do żony i dzieciaków.