– Pocałuj mnie – poprosiła.
Daire pocałował, lecz nie był to taki pocałunek, jak mężczyzny z lasu. Nie poczuła palącego pożądania ani niepohamowanej namiętności. Rozwarła usta pod jego ustami i wsunęła w nie język.
Daire cofnął się i zmarszczył. Był przystojnym mężczyzną o ciemnych oczach i wystających kościach policzkowych, ale nie tak przystojnym, jak mężczyzna z lasu, niechcący nasunęło się Jurze porównanie.
– Co się stało? – spytał Daire ochrypłym głosem. Jura opuściła ręce i odwróciła się, chcąc ukryć zaczerwienioną twarz w obawie, że odczyta jej myśli.
– Tęskniłam za tobą, to wszystko. Czy kobieta nie może już z entuzjazmem powitać swego przyszłego?
– Daire milczał tak długo, że w końcu obróciła się, by na niego spojrzeć.
Daire pochodził z plemienia Vatellów i na wyprawie, którą dowodził Thal, ojciec Daire zabił ojca Jury. Thal zabił ojca Daire, a wtedy dwunastoletni chłopiec zaatakował Thala kamieniem i złamaną lancą; Thal przerzucił chłopaka przez siodło i zabrał do Escalonu. Ponieważ dwa tygodnie wcześniej zmarła matka Jury, Thal wziął też Jurę i swego syna Geralta i nadzorował ich kształcenie i treningi. Jura miała zaledwie pięć lat; czuła się bardzo samotna i zagubiona, straciwszy w tak krótkim czasie oboje rodziców. Przylgnęła więc do wysokiego, małomównego Daire. W miarę jak dorastali, czuła się z nim coraz bardziej związana. Jednak, mimo że spędziła przy nim większość życia, nigdy nie potrafiła odgadnąć, co myśli.
– Przyjechał? – zapytała chcąc, żeby przestał na nią patrzeć tak, jak wtedy, gdy miała sześć lat i wyjadała jego suszone owoce, a później skłamała, kiedy pytał, czy nie wie, kto je ukradł.
– Przyjechał – odpowiedział cicho, wciąż ją obserwując.
– A ludzie go nie wygwizdali? Czy dali do zrozumienia temu angielskiemu uzurpatorowi, co o nim myślą. Czy…
– Otworzył Bramę św. Heleny.
Jura parsknęła.
– Z iloma końmi? Thal nie będzie uszczęśliwiony, gdy się dowie, jak jego tchórzliwy syn…
– Otworzył ją gołymi rękami.
Jura spojrzała na Daire.
– Chciał otworzyć bramę, żeby mogły przejechać jego wozy, więc kazał swoim ludziom użyć taranu. Nie udało się, więc królewicz Rowan przyłożył dłonie do bramy i modlił się do Boga o pomoc. Brama się rozwarła.
Jura patrzyła nieruchomym wzrokiem. Legenda głosiła, że gdy przybędzie prawdziwy król Lankonii, brama się dla niego otworzy.
Odzyskała rezon.
– Przez lata nikt nie próbował jej otworzyć. Musi być przeżarta rdzą. Na pewno wszyscy o tym wiedzą.
– Xante padł na kolana przed królewiczem.
– Xante? – spytała Jura, otworzywszy szeroko oczy ze zdumienia. – Xante, który się zaśmiewa, jak tylko jest mowa o Angliku? Ten sam Xante, który przesyłał meldunki, jaki to głupiec z tego człowieka?
– Pokłonił mu się i nazwał go królewiczem. Wszyscy strażnicy i wszyscy ludzie, którzy tam byli, kłaniali mu się.
Jura popatrzyła w dal.
– To utrudni sprawę. Chłopi są bardzo przesąd- ni, ale nie spodziewałam się tego po strażnikach. Musimy ich przekonać, że były to po prostu zardzewiałe wrota. Czy Thal już wie?
– Tak – odpowiedział Daire – są już u niego.
– Są?
– Królewicz Rowan, jego siostra i jej syn.
Jura bawiła się oszczepem, ale czuła się zdruzgotana. Miała wrażenie, że jest jedyną osobą przy zdrowych zmysłach, jaka jeszcze została. Czy cała Lankonia ma zamiar odrzucić to, w co wierzy, tylko dlatego, że jakaś zardzewiała brama otworzyła się po uderzeniu taranem? Z pewnością Daire nie wierzy w tego uzurpatora.
– Musimy przekonać Thala, że królem powinien zostać Geralt. Powiedz mi, czy oni wyglądają bardzo angielsko? Czy wyglądają i zachowują się obco?
Nagle ręka Daire wyskoczyła szybko jak wąż; złapał za gruby warkocz Jury, okręcił go na przegubie i przyciągnął jej twarz do siebie.
– Daire! – westchnęła. Nie była na to przygotowana. Gdy była z nim, jej czujność słabła. Ufała mu absolutnie.
– Jesteś moja. Byłaś moja, kiedy miałaś pięć lat. Z nikim się tobą nie będę dzielił. – Błysk w jego oczach ją przeraził.
– Co się stało? – wyszeptała. – Co ten Rowan zrobił?
– Może ty odpowiesz na to pytanie lepiej ode mnie.
Strach jej minął. Wciąż trzymała oszczep w lewym ręku, lecz teraz jego ostrze przystawiła mu do żeber.
– Puść mnie albo cię przedziurawię.
Równie szybko jak złapał jej włosy, tak je puścił uśmiechnął się. Jura nie odwzajemniła uśmiechu.
– Wytłumacz się!
Daire wzruszył ramionami.
– Czy kochanek nie może być zazdrosny?
– Zazdrosny o kogo? – spytała Jura ze złością. Nie odpowiedział, a jej bardzo się nie spodobało, że uśmiechał się tylko ustami, a nie oczami. Znali się zbyt długo, by mogła ukryć przed nim swoje myśli. W jakiś sposób przejrzał ją, kiedy go pocałowała, i nie dał się zbić z tropu rozmową o Angliku. Zdradziła się tym pocałunkiem i dała znak, że coś jest nie w porządku.
Uśmiechnęła się do niego.
– Nie masz powodu być zazdrosny. Może przez tę moją złość tak cię… – zawahała się – dopadłam.
– Popatrzyła na niego i bezgłośnie prosiła, by jej więcej nie dręczył.
W końcu i on się uśmiechnął.
– Chodź – powiedział – nie chcesz zobaczyć nowego królewicza?
Odetchnęła z ulgą, że minęły już te pełne napięcia chwile, i znów podniosła oszczep.
– Prędzej bym sama poszła do obozu Ultenów. Na twarzy Daire znów pojawił się ten dziwny wyraz, ale tym razem nie pytała go o przyczynę.
– Idź, idź do niego – powiedziała. – Thal będzie cię potrzebował. Wszyscy będą potrzebni, żeby temu angielskiemu lalusiowi znosić słodycze. – Daire się nie ruszał. – Na pewno później będzie uczta.
Jura rzuciła silnie oszczepem i trafiła w czerwone kółko na tarczy.
– Nie przypuszczam, żebym dzisiaj była choć trochę głodna. Idź już sobie, muszę potrenować.
Daire się zmarszczył, jakby go coś zastanowiło, a następnie odwrócił się bez słowa w stronę murów miasta.
Jura ze złością wyciągnęła oszczep z pokrytej słomą tarczy. Więc taki był powrót kochanka, pomyślała. Ona mu się rzuca w ramiona, on ją odpycha, a za chwilę, ciągnąc ją za włosy, mówi, że jest zazdrosny. Dlaczego nie okazał tej zazdrości choćby kilkoma pocałunkami? Dlaczego nie zrobił czegoś, co wymazałoby z jej pamięci obraz tamtego mężczyzny nad rzeką?
Rzuciła jeszcze raz, rzucała i rzucała. Postanowiła, że będzie przez cały dzień tak ćwiczyć, żeby wieczorem padać ze zmęczenia i nie pamiętać jego rąk na swych nogach, jego ust na swych ustach ani… Zaklęła, rzuciła oszczepem i nie trafiła. – Mężczyźni – parsknęła ze złością. Daire się jej przypatrywał i ciągnął za włosy, inny ją pieścił, a jakiś Anglik zagrażał Lankonii. Znów rzuciła oszczepem, i tym razem trafiła dokładnie w środek tarczy.
Rowan stał przed drzwiami do komnaty ojca i usiłował chociaż trochę otrzepać się z pyłu po podróży. Nie dano mu czasu, by móc się przebrać i godnie zaprezentować. Powiedziano, że Thal chce go widzieć natychmiast po przyjeździe, bez żadnej zwłoki.
Po chwili zastanowienia, gdy zobaczył brud panujący w tym domu, zwątpił, czy jego zakurzone odzienie będzie Thala raziło. Kopnął spod nóg obgryzioną kość, wyprostował się i pchnął ciężkie dębowe drzwi. Izba była ciemna i musiał przez chwilę przyzwyczajać wzrok. Thal nie miał chyba ochoty rozmawiać, bo przyglądał się bez słowa synowi, co dało Rowanowi czas, by popatrzeć na ojca.