Выбрать главу

– A ja będę pierwszy, który cię odprowadzi do granicy – wycharczał Xante, – Nie będziesz tu sobie przyjeżdżał ze swoimi angielskimi manierami i pluł na nas. Chciałeś tej kobiety, chciałeś Honorium i teraz, na miły Bóg, wybieraj: Anglia albo Lankonia. Albo twoje angielskie obyczaje, albo nasze lankońskie. Jeśli odrzucisz tę kobietę – stracisz królestwo.

Rowan wiedział, że Xante mówi prawdę. Ale żyć z kobietą, która go nienawidzi… Z kobietą, dla której jego dotyk jest wstrętny… Z kobietą, która modli się, żeby nie musiała spędzić z nim nocy…

Rowan zacisnął zęby.

– Zabiorę ją, ale przysięgam przed Bogiem, że jej nie dotknę, dopóki sama nie będzie o to błagała.

Zanim padło jakiekolwiek słowo, ciszę przerwał tętent kopyt. Ledwo dojrzeli ciemną twarz Geralta, prawie niewidoczną w słabym świetle księżyca.

Geralt popatrzył na Rowana.

– Nasz ojciec nie żyje – powiedział i ściągnąwszy lejce pośpiesznie ruszył z powrotem do Escalonu.

Rowan nie oglądając się na nikogo, podszedł do swego konia. Był teraz królem. Królem ludu, który go nie chciał, i mężem kobiety która go nie chciała.

7

Jura oparła się o drzewo, zdyszana od biegu. Minął tydzień od śmierci Thala, a ona, poza uczestniczeniem w ceremoniach pogrzebowych, nie opuszczała boiska dla kobiet. Nad głębokim grobem Thala uniosła oczy, by zobaczyć wpatrzonego w nią mężczyznę, który był jej mężem. On jednak zaraz się odwrócili.

Odrzucona, pomyślała ze złością. Tak mnie wszyscy traktują. Strażniczki spoglądały na nią spod przymkniętych powiek i przestawały szeptać, gdy się zbliżała. Trzy dni po Honorium uczennice przestały jej słuchać. Onora, pewna siebie i zarozumiała dziewczyna, która marzyła, żeby dowodzić oddziałem straży i ostro walczyła o Rowana, drwiła z Jury i stwierdziła pogardliwie, że skoro król ją odrzucił, one również nie muszą się do niej odnosić z szacunkiem. Dziesięć młodych ochotniczek gapiło się na nią wyzywająco, gdy tak przed nimi stała.

Kusiło ją, żeby rzucić się z nożem na Onorę, ale wiedziała, że byłoby nierozsądne wystąpić samej przeciwko tylu silnym kobietom. Z całą godnością, na jaką ją było stać, odwróciła się i opuściła boisko. Wyglądało na to, że nie ma nikogo po swojej stronie. Strażniczki sądziły, że skłamała mówiąc, że me chce wygrać i że specjalnie przewróciła Cilean. Cilean leżała w swojej komnacie, powoli dochodząc do zdrowia, ale nie chciała widzieć Jury.

Teraz Jura, oparta u pień drzewa, wiedziała na pewno, że nienawidzi tego Rowana, który się mieni królem.

Była tak zła, że nie usłyszała zbliżających się kroków. Jakiś mężczyzna stanął nad nią, zanim zdążyła wyciągnąć nóż. Był to jeden z angielskich rycerzy towarzyszących jej wrogowi z Anglii.

– Odłóż to – rzucił. Był to młody mężczyzna ubrany w długie szaty Anglików. – Mój pan każe ci przyjść.

– Nie będę go słuchać – odpowiedziała Jura z przygotowanym nożem. Mężczyzna zbliżył się do niej o krok. – No, dalej, postrasz mnie. Chętnie zedrę z ciebie kawałek skóry. Nie obchodzą mnie twoi ludzie, a już ty najmniej.

– Nieźle! – odezwał się głęboki głos na lewo od Jury.

Odwróciła się w kierunku tego głosu, z przygotowanym nożem. Stał tam następny rycerz angielski, starszy, a w każdym razie wyglądający starzej, z powodu siwych włosów okalających bliznę biegnącą przez środek głowy.

Zwrócił się do Jury:

– Pani… – Przerwał, widocznie zły na parsknięcie młodszego rycerza. – Król Rowan życzy sobie, abyś do niego przyszła.

– Mam tu jeszcze robotę – odparła.

– Ty suko! – zawołał młodszy rycerz, Neile, i zbliżył się do niej jeszcze o krok.

Starszy stanął przed nim.

– To nie jest prośba. Musisz pójść ze mną.

Jura zauważyła w jego oczach ostrzeżenie, że jeśli nie posłucha i nie pójdzie z nim, będzie to miało poważne konsekwencje. Wiedziała, że nadszedł czas, by zapłacić za przestępstwo, jakim było wygranie Honorium. Schowała nóż do pochwy.

– Jestem gotowa.

Ruszyła za starszym rycerzem na skraj lasu, a młodszy podążał ich śladem. Czekał na nią osiodłany koń, a drugi, pociągowy, obładowany był, jak zauważyła, jej skromnym dobytkiem. Nie pozwoliła sobie w tej sprawie na żaden komentarz, lecz bez słowa wsiadła i wraz z obydwoma mężczyznami ruszyła w kierunku Escalonu.

Od czasu swego ślubu Jura żyła w odosobnieniu i nie miała pojęcia, jak Irialowie zareagowali na separację jej i Rowana, ale już po chwili miała się o tym przekonać. Ludzie, koło których przejeżdżała, śmiali się i wołali za nią: „Dziewicza Królowa”. Bawiło ich, że ta piękna, młoda kobieta, budząca pożądanie tylu innych, została odrzucona przez króla.

Jura trzymała wysoko głowę, gdy wjeżdżali w mury miasta, a następnie za mury otaczające bezpośrednio zamek Thala. Wewnątrz zamku było znacznie czyściej niż wtedy, gdy ona tam mieszkała. Prychnęła pogardliwie: marnować czas na takie głupstwa.

Angielski rycerz otworzył drzwi do komnaty, którą Jura dobrze znała. Thal tu planował swe akcje wojskowe. Weszła do środka i drzwi się za nią zamknęły. Przez chwilę przyzwyczajała oczy do panującego tam półmroku.

Rowan siedział w końcu pokoju. Przy tym słabym świetle jego włosy wydawały się ciemne.

– Możesz usiąść – powiedział.

– Postoję – padła odpowiedź.

Czuła jego wściekłość, była prawie tak, silna, jak jej.

– Musimy porozmawiać – odezwał się, ledwie otwierając usta.

– Nie mam do dodania niczego, co jeszcze nie zostało powiedziane.

– Niech cię diabli – uniósł się. – To twoja wina, bo mnie kusiłaś tak, że uwierzyłem, że mnie chcesz. – Mimo że Rowan zupełnie nie był podobny do ojca, Jurze wydawało się w tej chwili, jakby usłyszała Thala. On też nigdy nie uważał, że był czemukolwiek winien – wszystko było zawsze winą kogoś innego.

– Nie należy mylić pożądania ze zgodą na małżeństwo – odpowiedziała spokojnie. – Mogę mieć ochotę na jakiegoś dobrze zbudowanego kowala, ale nie mieć zamiaru go poślubić.

– Jestem twoim królem, a nie kowalem.

Spojrzała na niego.

– Nie jesteś moim królem. Jesteś Anglikiem, który z powodu jakiegoś okrutnego żartu bogów został moim mężem. Są chyba jakieś sposoby na rozwiązanie naszego małżeństwa.

Rowan wstał i podszedł do wąskiej szpary w kształcie łuku, pełniącej funkcję okna przy końcu pokoju.

– Tak – powiedział cicho. – Badałem tę sprawę, ale obawiam się, że to nie będzie możliwe. W każdym razie jeszcze nie teraz, gdy Honorium jest tak świeże w pamięci. – Przerwał i Jura zauważyła, jak się przygarbił. – Przeklinam dzień, w którym mój ojciec poznał moją matkę. Wolałbym, żeby wyszła za chłopa pańszczyźnianego niż za Lankona. Zawsze martwiłem się, że jestem królewiczem, ale nic nie może być gorszego od tego, co się teraz stało. – Mówił tak, że go ledwo słyszała.

Odwrócił się do niej.

– Mam zamiar zjednoczyć wszystkie plemiona Lankonów. Boję się jednak, że Irialowie mnie nie poprą, jeśli odrzucę siostrę przyrodnią syna ich starego króla.

Jura uśmiechnęła się.

– Zjednoczyć plemiona Lankonii? A może jeszcze przesuniesz Tarnoyian Mountains? Może wolałbyś, żeby były trochę bardziej na południe? A może byś chciał przesunąć rzeki?

Jego oczy miotały błękitne płomienie.

– Jak mogłem pozwolić, żeby moje ciało rządziło rozumem? Dlaczego chociaż przez minutę nie porozmawiałem z tobą, zanim zwołałem Hononum?