– Ty je zwołałeś? Myślałam, że to Thal chciał wszystkim plemionom dać szansę na zdobycie angielskiego królewicza.
– Nie, to ja byłem tym głupcem. Zwołałem je, bo była to jedyna nadzieja zdobycia ciebie. Byłem pewien, że wygrasz.
Przez moment Jura stała bez ruchu, a po chwili rzuciła się na niego z pięściami.
– Zraniłeś moją przyjaciółkę Cilean tylko z powodu swych namiętności? – krzyczała. – Zerwałeś moje zaręczyny z Daire dla swojej niepohamowanej żądzy?
Chwycił ją w momencie, gdy się na niego rzuciła, i uderzył się o kamienną ścianę. Był na nią zły. tak nieprzytomnie zły, a jednak w momencie, gdy jej dotknął – gniew zmienił się w pożądanie. Otoczył ją ramionami, wpił się w jej usta, a Jura zareagowała tak jak on i wydawało się, że jej ciało chce się wtopić w niego. Ręce objęły jego szyję, przyciągając go bliżej, a usta się rozwarły pod jego ustami. Złość, rozpacz, samotność – wszystkie te uczucia zlały się w jedno – pożądanie. Była jego i mógł z nią zrobić, co zechce.
Nagle odepchnął ją od siebie i Jura upadła na kamienną podłogę.
– Musimy porozmawiać – rzekł przez zaciśnięte zęby. Patrząc na nią z góry dyszał jak koń po ostrym biegu. Promyk słońca przeszedł przez łukowatą szparę w murze i oświetlił tył jego głowy. – Przeklinam cię, Jura – powiedział twardo. – Przysięgałem przed Bogiem, że cię nie dotknę, i dotrzymam tego.
Jura usiłowała dojść do siebie.
– Przecież jesteśmy teraz małżeństwem – powiedziała. Miała pewne wątpliwości, co do jego logiki, ale żadnych co do swoich pragnień.
– Więc musisz mnie błagać – powiedział.
– Muszę co? – zapytała wstając.
– Jeśli mnie chcesz w swoim łóżku, musisz mnie poprosić.
Jura zmrużyła oczy.
– Czy to jakiś wasz angielski obyczaj? Czy zmuszacie wasze łagodne Angielki, żeby prosiły o to? Czy to jest sposób, żeby je upokorzyć, a samemu czuć się silnym? Lankonowie nie muszą swoich kobiet upokarzać. Lankońscy mężczyźni po prostu są mężczyznami.
Jego gniew znów powrócił. Zrobił krok w jej stronę i szybko się cofnął jak ktoś, kto podszedł za blisko ognia.
– Przysięgałem przed Bogiem i nie złamię tej przysięgi. A teraz musimy omówić pewne sprawy.
– Nie mam nic do omawiania z tobą – powiedziała Jura, kierując się do drzwi.
Chwycił ją za ramię i odwrócił ku sobie, lecz natychmiast puścił.
– Siadaj – rozkazał.
Wzruszyła ramionami, ale posłuchała.
Rowan odwrócił się od niej i chodził tam i z powrotem.
– Jakkolwiek się to stało, czy przez złośliwe fatum czy inaczej, jesteśmy małżeństwem. W innych okolicznościach próbowałbym rozwiązać je, gdybym nie był na wpół Anglikiem, czyli podejrzanym, albo gdybyś nie była spokrewniona z Geraltern. Nie mogę nas jednak uwolnić od tego małżeństwa, więc musimy podjąć pewne ustalenia. Jutro jadę do plemienia Vatellów, żeby porozmawiać z ich wodzem, a ty musisz pojechać ze mną.
Jura wstała.
– Absolutnie nie mam zamiaru.
Rowan stał przed nią i pochylił się tak, że nos jego niemal dotykał jej nosa.
– Nie ufam ci i nie jestem pewien, czy nie zbierzesz armii, żeby osadzić tego swojego aroganckiego braciszka na tronie. Będę cię trzymał przy sobie – was oboje – i patrzył wam na ręce.
– A może dlatego, żeby ludzie cię nie podejrzewali, że nie potrafisz się uporać ze sprawą dziewictwa twojej żony? – powiedziała łagodnie. Czuła na ustach jego oddech.
Opuścił powieki.
– Potrafię z całą pewnością, nie miej co do tego żadnych wątpliwości. – Spojrzał niżej na jej usta i znów w oczy. – Ale nie zrobię tego.
Odsunęła się od niego. Jakiekolwiek by były te głupie angielskie przyczyny, dla których ją odrzucił, fakt pozostawał faktem: odrzucał ją. Był to jeszcze jeden powód na jej długiej liście, żeby go nienawidzić. – Zostanę tutaj i…
– Nie! – powiedział głośno. – Chcesz czy nie, jesteś moją żoną i masz się odpowiednio zachowywać. Nie będziesz dzielić mojego łoża, ale moją komnatę, namiot, czy cokolwiek to będzie. Nie pozwolę, żebyś mi przeszkodziła w jednoczeniu plemion. Jeśli ludzie chcą mnie oglądać z moją dziewiczą żoną, będą to mieli, a ja przypilnuję, żebyś nic złego nie robiła za moimi plecami.
– Jeśli wbiję w ciebie mój miecz, to w serce, a nie w plecy.
– Rozumiem, że miało mnie to uspokoić – odpowiedział oschle.
– Możesz sobie rozumieć, jak chcesz. – Patrzyła na niego, a w jej spojrzeniu malowała się ciekawość. – Jak masz zamiar ich zjednoczyć? Podbić?
Rowan podszedł do okna.
– Poniekąd tak. Mam zamiar ich pożenić między sobą. Za parę pokoleń powinni być tak wymieszani, że nie będą wiedzieli, z jakiego są plemienia. Będą tylko Lankonowie.
Jura uśmiechnęła się do niego.
– A jak planujesz to zrobić? Poprosić ich, żeby poślubiali ludzi, których nienawidzą? – Uśmiech zniknął z jej twarzy. – Nic o nas nie wiesz. Plemiona prędzej umrą, niż porzucą swoją tożsamość. Wróć lepiej do Anglii i zostaw nas w spokoju, zanim wywołasz wojnę, o ile, oczywiście, dożyjesz.
– A ty wrócisz ze mną?
Jura była przerażona
– Żyć w Anglii, gdzie kobiety muszą błagać mężczyzn o ich względy?
Rowan już otworzył usta, żeby jej odpowiedzieć, ale powstrzymał się.
– Nie będę się starał niczego ci wyjaśniać. Twoim obowiązkiem jest być posłuszną, i nic więcej. Masz jechać ze mną, gdy będę podróżował po Lankonii, i tyle. Nie chcę twoich rad ani żadnych komentarzy. Masz być lojalną, przyzwoitą żoną.
– To znaczy taką angielską myszką? – spytała. – Zobaczysz, że lankońska kobieta nie da się tak łatwo podporządkować, jak te blade angielskie laleczki. Pojadę z tobą. Jakie to ma znaczenie? Przy następnej pełni będę już wdową. – Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju.
Gdy szła przez skąpo oświetlone kamienne korytarze do głównej sieni, rozmyślała nad tym, co za głupiec z tego człowieka. Ma chyba zamiar maszerować od miasta do miasta i prosić, żeby się tak wzajemnie nie nienawidzili. Ktoś zabije tego idiotę w najbliższych dniach, tego była pewna.
Ale to, że nie chce z nią spać, jest naprawdę intrygujące. Czyżby jej w ogóle nie pragnął? Było to śmieszne przypuszczenie. A może wszyscy Anglicy są tacy namiętni w stosunku do swoich kobiet jak on do niej? A może po prostu nie jest zdolny skonsumować tego małżeństwa? Wzdrygnęła się. Kto może pojąć głupiego obcokrajowca?
– Ty jesteś Jura – odezwał się słaby, zadyszany głosik. – To ty wygrałaś.
Jura spojrzała na małego synka Angielki. Przypuszczała, że jest młodszy, niż wskazywał na to jego wzrost, a jego jasna skóra i włosy wyglądały, jej zdaniem, jak nie dopieczony chleb. Pochodnia na ścianie oświetlała jego twarz, jakby wyrzeźbioną z masy perłowej.
– Czego chcesz? – spytała patrząc na niego z góry. Był jeszcze młodym wrogiem, ale jednak wrogiem.
– Widziałem cię – powiedział chłopiec o oczach okrągłych i niebieskich jak polne kwiaty. – Widziałem, jak wygrałaś. Wszystkich zwyciężyłaś. Nauczysz mnie tak biegać jak ty? I zapasów? I strzelania z łuku?
Jura nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
– Może.
Chłopczyk uśmiechnął się do niej.
– A, tu jesteś – odezwał się głos na końcu korytarza. Był to ten młody człowiek imieniem Montgomery i Jura instynktownie sięgnęła po nóż. Jednak młodzieniec patrzył na nią w taki sposób, jakby chciał wyrazić swój zachwyt. Cofnęła rękę.
– To jest Jura – powiedział dumnie chłopiec.
– Tak, wiem – odpowiedział Montgomery z uśmiechem. Jura zauważyła, że zapowiada się na niezwykle przystojnego mężczyznę, i też się uśmiechnęła.