Rowan popatrzył bezwiednie na jej ciało: sterczące twarde piersi, długie, zaokrąglone uda i ta krótka tunika opinająca ładnie wygięty tył. Po raz tysięczny przeklinał swój wybuchowy charakter, przez który niemądrze przysiągł, że będzie się trzymał od niej z daleka.
– Albo będziesz posłuszna, albo tego pożałujesz
– powiedział.
– Co takiego możesz zrobić? Wsadzić mnie do więzienia? A kto posłucha twoich rozkazów? Myślisz, że zrobią to moi Lankonowie? Nie wyjdziesz poza bramy Escalonu żywy, jeśli spotka mnie coś złego. I będzie to koniec twoich dziecinnych planów, żeby zjednoczyć wszystkie plemiona.
Rowan zacisnął pięści. Nikt nigdy nie starał się wywierać na niego takiego wpływu, jak ona. Z głupimi synami wuja Wilhelma radził sobie świetnie, nigdy nie dając się wyprowadzić z równowagi.
A już nigdy nie udało się to kobiecie. Kobiety były to słodkie i miłe istoty, które dawały mężczyźnie ukojenie i z szeroko otwartymi, pełnymi uwielbienia oczami słuchały, co miał do powiedzenia. Gdy mężczyzna szedł na polowanie, po powrocie musiał opowiadać żonie o niebezpieczeństwach, jakie napotkał, a ona powinna była wzdychać i wykrzykiwać, jaki jest dzielny. Ale Jura mogłaby upolować jelenia większego niż on.
– Czy nie masz żadnych damskich ubrań? – spytał. – Czy musisz ciągle w tym chodzić? – pokazał na jej luźne spodnie i wysokie, obwiązane rzemykami buty.
– Zachowujesz się jak dziecko – warknęła. – A co to ma za znaczenie, co noszę? To mi pomaga w wypełnianiu moich obowiązków. – Przerwała, bo Rowan wziął ją w ramiona.
– Masz obowiązki w stosunku do mnie – powiedział ochryple. – Nie będziesz się przyciskać do innych mężczyzn.
– To znaczy wtedy, gdy przerwałam tę bójkę… – mówiła coraz wolniej i niższym głosem. Nie była w stanie myśleć normalnie, gdy jej dotykał.
– Jura, coś ty ze mną zrobiła. Nie poznaję sam siebie.
– To ja ci powiem, kim jesteś: jesteś Anglikiem w kraju, który nie jest twoim krajem. Powinieneś wrócić do Anglii, a królestwo oddać memu bratu.
Odsunął ją od siebie.
– Zostaw mnie, idź napełnić żołądek i nie wtrącaj się więcej do mnie i moich ludzi.
– To są Lankonowie, a nie twoi ludzie – powiedziała wychodząc z pokoju i szybko skierowała się do głównej komnaty. Będzie miała szczęście, jeżeli jeszcze znajdzie coś do jedzenia. Sprzątano już stoły, ale udało jej się porwać z tacy kawał dziczyzny w cieście i jadła go po drodze, gdy opuszczała mury zamku, żeby wyjść na zewnątrz i zaczerpnąć trochę powietrza.
Szła w kierunku męskich koszar, gdy spotkała idącego w jej stronę Geralta.
– Nie byłeś na kolacji – powiedziała.
– Żeby siedzieć ze swoim wrogiem? – spytał szyderczo. – Słyszałem, że masz teraz z nim mieszkać.
– I podróżować. Ten głupiec myśli, że zjednoczy plemiona – powiedziała odgryzając ostatni kawałek.
Geralt zaśmiał się złośliwie.
– Zabiją go w pierwszym miejscu, do którego dotrze.
Czuła, że brat ją obserwuje.
– Powiedziałam mu to samo, ale mnie nie słucha. Zabiją go wkrótce, ale może lepiej mieć to już za sobą. Niektórzy ludzie go lubią. Xante, na przykład, jest zbyt blisko niego.
Geralt przysunął się do siostry i zniżył głos.
– Jesteś w stanie przyśpieszyć jego śmierć.
Wypluła pod nogi kawałek chrząstki.
– Nie jestem morderczynią. Sam się zabije wystarczająco szybko.
– A więc to prawda, że przeszłaś na jego stronę.
Cilean powiedziała, że chciałaś go dla siebie, i dlatego ją pokonałaś w Honorium. Powiedz mi, czy dla tego bladego cudzoziemca bardziej się w tobie krew burzy niż dla naszych?
Zatrzęsła się.
– Myślisz, że twoje obraźliwe uwagi popchną mnie do zamordowania go? Nie znasz mnie. Mówię ci, że to głupiec i sam się zniszczy, bez niczyjej pomocy. Zostaniesz królem i nie będziesz miał na rękach krwi brata.
– O ile nie będzie miał z tobą dziecka – zauważył Geralt.
– Na to nie ma szans – odpowiedziała Jura.
– Nie jest mężczyzną? – zapytał zdumiony.
– Nie wiem. Mówi, że przysiągł przed Bogiem, że… – przerwała – nie będzie dzieci w jego krótkim życiu. Czekaj cierpliwie, a będziesz królem. – Odwróciła się i powędrowała przez wewnętrzne bramy do miasta. Było teraz cicho, bo ludzie i zwierzęta układali się do snu.
Zjednoczyć plemiona, myślała. To oczywiście niemożliwe. One się za bardzo nienawidzą, żeby kiedykolwiek żyć razem, ale ten głupi Anglik nigdy tego nie zrozumie. Żeby zrozumieć Lankona, trzeba samemu być Lankonem.
A zresztą, pomyślała wzruszając ramionami, jakie to miało znaczenie, skoro ten głupiec i tak się niedługo zabije. Zatrzymała się na chwilę. Szkoda byłoby, gdyby umarł, zanim uda jej się spędzić z nim trochę czasu w łóżku. W końcu są małżeństwem.
Ziewając zawróciła w stronę starego zamku Thala. Dziś w nocy będzie z nim razem w pokoju, a może jutro nie będzie już dziewicą. Uśmiechnęła się i przyśpieszyła kroku.
8
Jura słusznie przypuszczała, że mąż wprowadził się do starego pokoju Thala. Gdy otworzyła drzwi, spojrzał na nią zza stołu zaskoczony.
– Skąd się tu wzięłaś? – rzucił.
– Rozkazałeś mi przyjść tutaj – odpowiedziała cierpliwie. – Kazałeś swojemu bezczelnemu Anglikowi zabrać mnie z koszar kobiecych razem z moimi rzeczami i przyprowadzić tutaj. Sądziłam, że mam podjąć obowiązki królowej. Przynajmniej, dopóki nią jestem – dodała pod nosem.
Popatrzył na nią przez dłuższą chwilę.
– Chyba będę musiał cię zatrzymać – powiedział zrezygnowany. – Idź, usiądź tam i zachowuj się cicho. – Odwrócił się z powrotem do stołu zawalonego książkami i papierami.
Jura zastanawiała się, czy przywiózł książki ze sobą czy pochodziły ze skąpej i mało używanej biblioteczki Thala. Nie miała najmniejszego zamiaru go słuchać, więc podeszła i spojrzała mu przez ramię.
Odwrócił się.
– Co robisz? – warknął.
– Patrzę – odpowiedziała i pochyliła głowę nad mapą, którą trzymał.
– Tu jest niedobrze. Granica Vatellów jest dalej na północ. Thal zagarnął spory kawał ziemi, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Mój ojciec zginął w tej walce. – Odwróciła się i siadła na skraju łóżka, żeby odwiązać rzemyki na nogach.
Rowan odwrócił się do niej.
– Co wiesz o granicach?
– Chyba więcej od ciebie.
Wstał, wziął mapę i położył na łóżku za jej plecami
– Pokaż mi, co się zmieniło. Tę mapę zrobił Feilan ponad dwadzieścia lat temu. Kogo jeszcze mój ojciec pozabijał, żeby zabrać ziemię?
Jura zsunęła buty i kręciła gołymi palcami.
– Thal zrobił to, co musiał. Połowa ziemi Vatellów leży w górach, gdzie nic nie rośnie, a oni napadali na Irialów, żeby kraść nasze ziarno.
– Więc mój ojciec położył kres tym najazdom – rzekł Rowan w zamyśleniu. – A jak Vatellowie wytrzymują zimę?
– Niezbyt dobrze – odpowiedziała Jura. – Czy masz zamiar nas nienawidzić za wszystko?
Rowan spojrzał ze zdziwieniem.
– Jak mogę nienawidzić własny lud? Chodź, pokaż mi nowe granice.
Przysunęła się bliżej do niego i palcem wskazała na zmniejszone tereny Vatellów.
– To są rozsądni ludzie, w każdym razie w miarę – mówiła. – Nie tacy jak Zernowie czy Ultenowie. Vatellowie…
– Tak, wiem – powiedział niecierpliwie. – Teraz mi pokaż, gdzie są pola uprawne Irialów.
– Jeżeli wszystko wiesz, to dlaczego tego nie wiesz?
Wskazał miejsce na mapie.
– Jeśli się nie posunęli, pola są tutaj. Osłaniane przez trzy rzeki i regularnie strzeżone przez strażników irialskich. Rośnie tam jęczmień, pszenica i żyto. Na równinach hoduje się owce. Konie są potomkami tych, które zostały skradzione Fearenom, a młodzi Irialowie ciągle jeszcze najeżdżają nocą obozy Fearenów. Przejeżdżają przez krainę Vatellów tutaj, w gęstym lesie, a potem dalej kozią ścieżką aż do…