Выбрать главу

Jura oparła się o kamienną ścianę. Gdyby pojechała z nim, oznaczałoby to jej pewną śmierć. Nikomu nie uda się zakraść do miasta Brity, porwać królowej Vatellów, ujść cało i nie być torturowanym.

A jeśli się uda? Gdyby jakimś dziwnym zrządzeniem losu mogły schwytać Britę i umożliwić temu złotoustemu królowi rozmowę z nią, czy Rowan zdoła ją namówić, aby przysłała młodych mężczyzn i kobiety gotowych do poślubienia Iria16w?

– Pomyśl, jacy bylibyśmy silni – powiedziała Cilean. – Gdybyśmy się zjednoczyli, tylko my, Irialowie i Vatellowie, bylibyśmy dwa razy silniejsi od każdego innego plemienia.

– Nie mów tego Geraltowi – powiedziała Jura i zaraz tego pożałowała. Zabrzmiało to trochę, jakby nie była lojalna w stosunku do brata. – Rozmawiałaś już z Anglikiem? Kto jeszcze by pojechał, oprócz nas trojga?

– Daire, oczywiście – powiedziała Cilean. – Brita nie widziała swego syna od czasu, gdy był chłopcem. Jego nie skrzywdzi.

– Chyba że uważa, że jest bardziej Irialem niż Vatellem. Kto jeszcze?

– Powinno wystarczyć. Nie chcemy tłumu. Im nas będzie mniej, tym będzie ciszej. No to co, powiemy Rowanowi? To znaczy, jeśli uda nam się go oderwać od kobiet. Może to i dobrze, że nie jest moim mężem, boby mnie zazdrość zżerała.

Jura wyjrzała za drzwi. Rowana łatwo było zauważyć, gdyż słońce rzucało blask na jego jasne włosy. Był otoczony młodymi ładnymi dziewczynami, które nie mogły się powstrzymać, żeby nie dotknąć tego jasnowłosego króla. Rowan miał niewinny wyraz twarzy, jaki zwykle przybierają mężczyźni, żeby wyglądać bezbronnie i dostać od kobiety wszystko, czego chcą.

– Zazdrosna o parę głupich dziewczyn? – powiedziała Jura pod nosem. – Muszę mieć znacznie większe powody do zazdrości. Chodź, opowiem mu o naszym planie, ostatnim planie na tym świecie, zanim znów zacznie gadać i namówi sto matek, żeby porzuciły niemowlęta i poszły za nim.

Błękitne oczy Rowana stały się prawie czarne.

– Prędzej ziemia się otworzy i odda zmarłych – mówił opanowanym głosem. – Z nieba będzie padała krew, drzewa uschną i sczernieją, a kamienie zamienią się w chleb, niż zakradnę się do obozu Brity w towarzystwie dwóch kobiet i byłego kochanka mojej żony.

Jura spojrzała na Cilean, jakby chciała powiedzieć: „A nie mówiłam”.

– Rowan, proszę – mówiła Cilean. – Posłuchaj mnie. Ja znam drogę przez las, Daire jest synem Brity, a Jura jest silna, zwinna i…

– Kobieta! – krzyczał. Byli w domu ciotki Jury, z dala od ciekawskich uszu. – Czy wy, Lankonowie, nie odróżniacie mężczyzn od kobiet? Kobieta nie potrafi walczyć.

– Ja walczyłam cholernie skutecznie, wygrywając ciebie – wypaliła Jura.

– Lepiej pilnuj języka – rzucił i popatrzył na Cilean. – Wezmę swoich ludzi. Znam ich i oni są mi posłuszni. Ty nam narysujesz mapę. Daire może również pojechać, jeśli nie będę musiał pilnować swoich pleców przed jego ostrzem.

– Czy oskarżasz Daire o… – zaczęła Jura, lecz Cilean ją powstrzymała.

– Nie narysuję żadnej mapy. Co wiem, to mam w głowie. Potajemne spotkanie Brity jest jedyną szansą, żeby cię posłuchała, a tylko ja mogę cię do niej zawieźć. Daire pojedzie, bo ona jest jego matką.

– Ale moja żona zostaje tutaj – powiedział zdecydowanie Rowan.

– Nie – powiedziała Cilean. – Jura jedzie ze mną. Tak jak tobie dobrze się współpracuje ze swoimi ludźmi, tak mnie z Jurą.

Jura przechyliła się na stołku, opierając się plecami o ścianę. Wiedziała, kto wygra. Cilean miała coś, czego chciał Rowan, i Cilean nie odda tego za darmo.

9

Jura spala tej nocy sama w małej sypialni. Przewracała się i kręciła nasłuchując, czy nie otworzą się drzwi i nie wejdzie Rowan, ale nie przyszedł. Godzinę przed świtem wstała i wyszła cichutko z domu. Była już zła. Anglik może z nią nie spać, jeśli ma jakieś swoje dziwne powody, ale jeżeli ją tak upokorzy, żeby spać z inną, to go zabije.

Wszędzie leżeli pokotem jacyś ludzie, ale Rowana nigdzie nie było widać. Obudziła Cilean i obie wybrały się na poszukiwania; każda poszła w innym kierunku.

Słońce było już wysoko na niebie, gdy się spotkały. Cilean potrząsnęła głową. Jura zmarszczyła brwi i poszła szukać giermka Rowana, Montgomery’ego. Wysoki, ciemny chłopak splatał grzywę wielkiego konia bojowego Rowana.

– Gdzie on jest? – spytała.

Montgomery był zdziwiony.

– To król nie jest z tobą?

Jura zaczęła coś podejrzewać.

– Kiedy go ostatnio widziałeś?

– Zanim poszedłem spać. Ziewnął i powiedział, że czeka go poważna jazda. I pomyślałem… – Chłopiec przerwał, zawstydzony.

– Gdzie jest jego koń do jazdy? Ten duży deresz?

– Jest… – Montgomery przerwał. – Myślałem, że jest tam. – Popatrzył na Jurę. – Jeśli ktoś porwał mojego pana, jestem gotów walczyć.

Jura westchnęła.

– Ten głupiec pojechał sam do krainy Vatellów. Na pewno to zrobił.

Montgomery popatrzył na nią z wściekłością.

– Mój pan nie jest głupcem.

Jura nie zwracała na giermka większej uwagi.

– To musi mi dopiero udowodnić. Zachowaj tajemnicę. Jeśli ludzie się dowiedzą, że udał się sam na teren wroga, pojadą za nim. Trzeba powiedzieć, że… że poluje. No tak, ale ty musiałbyś wtedy mu towarzyszyć. Nie pojechałby bez giermka.

– Nie mogę kłamać – powiedział Montgomery twardo.

Jura jęknęła.

– Znowu ten honor rycerski! Możesz skłamać, jeśli dzięki temu unikniemy wojny, do wszystkich diabłów. Daj mi cztery dni. Jeśli go nie przyprowadzę z powrotem za cztery dni, nie trzeba już będzie nikogo za nami posyłać. Czy nie możesz tego zrobić, chłopcze? Nie jesteś na tyle mężczyzną?

– Na tyle, żeby kłamać? – spytał Montgomery.

– Na tyle, żeby wziąć na siebie odpowiedzialność. Będziesz musiał przeciwstawić się tym jego zarozumiałym rycerzom, a nie wiem, czy potrafisz.

– Potrafię wszystko, co konieczne.

– Dobrze – powiedziała Jura. – Musimy to trzymać w sekrecie, jak długo się da. Osiodłaj mojego konia, a ja wezmę torbę z jedzeniem. Zaczekaj!

Powiedz ludziom, że pojechałam z Rowanem, bo chcieliśmy być sami. Powiedz, że byłam wczoraj zazdrosna o te wszystkie kobiety i żeby mnie udobruchać, zabrał mnie ze sobą. Z taką wymówką możesz tu siedzieć i chronić nas przed ludźmi tak długo, jak będzie trzeba.

Ten przystojny, śniady chłopiec, wysoki jak Jura i tylko dwa lata od niej młodszy, od początku jej się podobał.

– To będzie znacznie mniejsze kłamstwo. Twój pan i ja rzeczywiście pojedziemy razem, a ty nie będziesz wiedział, dokąd.

Montgomery nie uważał, żeby dzieliła ich duża różnica wieku i, ku zdumieniu Jury, wziął jej palce i pocałował ich koniuszki.

– Mój pan jest wielkim szczęściarzem.

Nieco zmieszana, wyrwała palce.

– Zachowuj się przyzwoicie z moimi Irialkami. Nie chcę tu widzieć półanielskich bękartów za dziewięć miesięcy. A teraz osiodłaj mi konia, żebym mogła już jechać.

Montgomery śmiał się do niej, gdy opuszczała stajnie.

– Bezczelny angielski szczeniak – zamruczała.

Jej pierwszym zadaniem było przekonanie Cilean. Przyjaciółka chciała z nią jechać i Jura musiała tracić cenne minuty, tłumacząc, że jej nieobecności nie dałoby się wytłumaczyć.

– Muszę jechać sama. Narysuj mi tę mapę jak najszybciej, bo muszę ruszać natychmiast.

Cilean zaczęła rysować, ale cały czas się spierała.

– Jak go znajdziesz? Ma tyle godzin przewagi.

– Będę myśleć jak jasnowłosy Anglik. Uważasz, że ma na sobie kolczugę I trzyma angielską flagę?