Och, Cilean, módl się za mnie. Jeśli go zabiją, rozpęta się wojna. Irialowie będą czcić jego pamięć po tej wczorajszej złotoustej przemowie.
– Tu masz mapę – powiedziała Cilean i uściskała Jurę serdecznie. – Przepraszam, że w ciebie wątpiłam. Jedź i znajdź tego naszego króla, błędnego rycerza, i przywieź go całego. – Puściła ją. – A jak ty się ubierzesz?
Jura się uśmiechnęła.
– Jak Ultenka. Ludzie będą się ode mnie trzymali z daleka. Moja ciotka ma schowane jakieś szmaty Ultenów i mam zamiar je wziąć.
Cilean pocałowała przyjaciółkę w policzek.
– Jedź z Bogiem i wracaj prędko.
Jura wjeżdżała na tereny Vatellów bardzo ostrożnie. Stare łachy Ultenów cuchnęły tak okropnie, że jej koń parsknął, gdy do niego podeszła. Nie miała mu tego za złe, bo sama nie mogła siebie znieść. Porwała z domu ciotki wypłowiały, niegdyś wspaniały strój, umoczyła go w gnojówce i wytarzała w popiele, żeby osiągnąć właściwy zapach i kolor stroju Ultenów. Czując, jak śmierdzi, zrozumiała, dlaczego Ultenowie byli jedynym plemieniem, które mogło swobodnie wędrować. Nikt od nich nic nie chciał, choć wieszano ich z byle powodu. Pod tymi brudnymi łachami Jura miała swój strój myśliwski i cały arsenał.
Jechała na zachód, trzymając się wąskich ścieżek, którymi nie mogły przecisnąć się wozy ani większe grupy ludzi. Skomląc, błagała o jedzenie i wodę, gdy napotykała ludzi przed nędznymi lepiankami i wysuszonymi zagonkami z warzywami. Po całym dniu podróży zaczynała rozumieć, dlaczego Brita atakowała bogatsze ziemie Irialów na południu.
Późnym wieczorem dotarła do karczmy. Ze środka lepianki z gałęzi i gliny przebłyskiwało światło świec i dochodził ochrypły śmiech i pobrzękiwanie stali. Przywiązała konia w lasku otaczającym chatę, podeszła do drzwi. Bójka oznaczała, że znalazła swego angielskiego męża, i miała tylko nadzieję, że zdąży go uratować.
Weszła, ale nikt nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi, gdyż wszyscy obserwowali dwóch strażników Vatellów zabawiających się walką na pałasze. Czując się trochę niewyraźnie, Jura nasunęła głębiej na twarz brudny kaptur i siadła na wolnym miejscu przy stole. Nagle wszyscy dookoła spojrzeli na nią i odsunęli się, przerażeni okropnym zapachem. Chuda kobieta spytała Jurę, co chce do picia, i kazała jej dać w zamian miedziany wisiorek.
Spoglądając spod kaptura rozejrzała się po małej gospodzie, ale nie było śladu Anglika. Wzdłuż ściany stało kilku Vatellów, prawie tak brudnych, jak ona.
Jura wypiła piwo; walka się zakończyła, zaczęto wymieniać towary, odzież i zwierzęta jako wygraną w zakładach.
– Co to za smród? – zawołał pijany głos.
Jura odłożyła kubek i chciała wstać. Miała zamiar wyjść jak najszybciej, ale ktoś położył ciężkie łapsko na jej ramieniu.
– Chłopak Ultenów – krzyknął ktoś inny. – Damy mu nauczkę.
Jakaś ręka ściągnęła jej kaptur, gdy Jura się odsunęła. Miała teraz odkrytą twarz.
– To dziewczyna – odezwał się inny.
– I jaka ładna!
– To damy jej inną nauczkę – powiedział, śmiejąc się następny.
Pod okrywającym ją strojem Jura trzymała w każdej ręce nóż. Zbliżało się do niej około dwudziestu mężczyzn.
– Chodź no tu! – odezwał się głęboki głos spoza tłumu. Mówił po lankońsku, ale jakimś dziwnym dialektem, którego Jura nigdy nie słyszała, jakby ze wsi.
Przygarbiony, krzepki mężczyzna z tłustymi czarnymi włosami i przepaską na oku, okryty szmatami, przepchnął się do przodu.
– Nie róbcie krzywdy mojej córce – powiedział i przysunął się do Jury
Instynktownie odsunęła się od niego.
– Chodź za mną, bo cię zabiją – powiedział jej do ucha i Jura poznała głos Rowana.
Była tak zdumiona, że poszła za nim bez słowa. Ludzie byli wystarczająco pijani i mieli już dosyć rozrywki, więc wypuścili Jurę i przygarbionego mężczyznę z karczmy.
– To ty! – zasyczała Jura, gdy tylko znaleźli się na zewnątrz. – Przyjechałam, żeby cię zabrać do bezpiecznej okolicy.
– Bezpiecznej! – warknął na nią Rowan. – Co ty wiesz o bezpieczeństwie? Właśnie uratowałem twoją cnotę, a pewnie i życie.
– Sama bym się obroniła.
Rowan w odpowiedzi zaklął.
– Masz konia? Musimy stąd natychmiast uciekać. A może zostawiłaś konia w takim widocznym miejscu, że któryś z tych wandali go ukradł? Rany, jak ty cuchniesz.
– Mój koń jest dobrze ukryty.
– Dobrze, więc wsiadaj na niego i jedź na północny zachód przez godzinę, a później się zatrzymaj. Spotkam cię tam.
– Nie możesz tam znowu iść. Musisz wracać do Irialów i…
– Jedź – rozkazał. – Ktoś nadchodzi, a ja jeszcze nie skończyłem.
Jura zniknęła w ciemnościach, znalazła konia i ruszyła. Pozostawienie go samego było niezgodne z jej zamiarami, ale pamiętała, jak bardzo w głębi serca się przeraziła, gdy dotykali ją tamci mężczyźni. Zadziwiło ją również przebranie Rowana i jego umiejętność wmieszania się w tłum. Po godzinie dojechała do zakrętu na rzece, gdzie mieli się spotkać.
Nakarmiła konia, spętała go w gęstwinie krzewów, ściągnęła cuchnącą szatę Ultenów, a potem wdrapała się na drzewo i czekała na Rowana. Nie trwało to długo. Widziała, jak zszedł z konia, stanął bez ruchu i rozejrzał się. Obrócił się i spojrzał na drzewo, choć Jura wiedziała, że nie mógł jej tam zobaczyć.
– Schodź – powiedział.
Zsunęła się po gałęzi i upadła tuż przed nim. Przepaskę z oka miał przesuniętą na czoło.
– No dobrze, więc co tu robisz?
– Powiedziałam ci, przyjechałam zabrać cię w bezpieczne miejsce.
– Ty? Mnie w bezpieczne miejsce? Jutro rano wracasz do Irialów.
– A co ty planujesz?
– Mam zamiar znaleźć Britę i porozmawiać z nią.
– A jak ją znajdziesz? – spytała.
– Gdybyś mi dziś wieczorem nie przeszkodziła, może już bym się dowiedział, gdzie jest. Ci dwaj strażnicy byli już odpowiednio pijani i może po bójce byliby gotowi, żeby się wygadać, ale musiałem wyjść, żeby ratować tę twoją brudną szyję. Nawet bez tego, co miałaś na sobie – wciąż cuchniesz.
Jura oparła się o drzewo i zaczęła rozwiązywać buty
– Gdyby Irialowie domyślili się, że pojechałeś sam do Vatellów, zaatakowaliby.
– Co ty wyprawiasz?
– Rozbieram się. Idę się wykąpać. Twoja samotna misja mogła stać się początkiem wojny. – Zsunęła spodnie.
Rowan patrzył na nią wytrzeszczonymi oczami, tak że w świetle księżyca widziała jego białka.
– Nie chcę się kłócić – rzucił krótko. – Zrobiłem, co musiałem. 0, Boże! – powiedział to, gdy Jura zrzuciła ostatnią część swej garderoby i stała przed nim naga, pięknie zbudowana, lśniąca w blasku księżyca.
– Jura, dręczysz mnie – wyszeptał, macając rękami drzewo za swymi plecami, żeby się na nim wesprzeć.
– Jestem twoją żoną – powiedziała łagodnie, a potem nagle zadarła głowę. – Ktoś idzie. – Przylgnęła do niego. – Schowaj mnie przed nim.
Rowan, zamiast okryć ją swoją obszarpaną peleryną, trzymał ją jak odrętwiały. Stał, przyciskając swoje ciało do jej ciała, lekko ją obejmując. Mieli twarze na tej samej wysokości i Jura czekała, aż ją pocałuje, ale skoro się nie poruszył, sama dotknęła ustami jego ust. Tego było trzeba, żeby teraz on przejął inicjatywę. Ręce Rowana nagle były wszędzie i wydawało się, że ma sto ust, co sprawiało jej wielką przyjemność. Całował ją, pieścił i było jej tak cudownie. To wspaniale czuć, że jest się pożądaną kobietą, uwielbianą i upragnioną. Teraz ona go pocałowała, z całą mocą swych pragnień.