Teraz już cała wieś zaczęła się budzić, ale Rowan kazał wszystkim wracać do łóżek. Zapalił świeczkę w najodleglejszym pokoju i zwrócił się do Jury, Cilean i Daire, którzy właśnie usiedli.
– Za rzeką czeku na mnie Brita i stu pięćdziesięciu Vatellów – zaczął. – Przyprowadziłem ich tutaj, żeby zawarli małżeństwa z Irialami. Brita zgadza się na to tylko pod warunkiem, że sama poślubi króla.
Cilean wytrzeszczyła oczy i spojrzała na Jurę, która z uwagą przyglądała się swoim dłoniom leżący na kolanach.
Daire natychmiast się zerwał.
– Ja wezmę Jurę. Będę rządził Vatellami, a ona będzie królową.
Jura uśmiechnęła się do niego z wdzięcznością.
Rowan stanął między nimi i popatrzył Daire w oczy.
– Nie ożenię się z Britą. Nie zostawię Jury. – Ściągnął brwi. – Jura nie jest już dziewicą i nie odprawię jej.
Daire, który usiadł na stołku koło Cilean, wygląda na zupełnie załamanego.
Rowan odszedł kawałek.
– Sądzę, że uda mi się jakoś przetrzymać Britę, póki część małżeństw nie zostanie zawarta, a później zabiorę ją do Brocaina i on może się z nią ożeni.
– Chcesz, żeby moja matka wyszła za tego pokiereszowanego starego brutala? – nie wytrzymał Daire.
Cilean położyła mu rękę na ramieniu.
– Brocain ma żonę. W zeszłym roku skończyła dwanaście lat. Nie zostawi tego dziecka dla kobiety w wieku Brity… – Myślała przez chwilę. – Ale Yaine nie ma żony – powiedziała wspominając wodza Fearenów.
– Musi być pełen wigoru i niezwykle bogaty, żeby dogodzić tej kobiecie – powiedział Rowan.
– Moja matka jest królową. Nie możesz jej rozkazać, żeby wyszła za jakiegoś karla.
– Twoja matka wydała rozkaz, żeby zabić Jurę – rzekł Rowan, zacisnąwszy szczęki na widok wściekłości w twarzy Daire. Odwrócił się. – Zabieram Britę do wodza Fearenów i potrzebuję pomocy.
Jura spojrzała na niego. Czy to ten człowiek, który sam pojechał do krainy Vatellów?
– Mam zamiar zawieźć ją silą, ale musi to wyglądać tak, jakby chciała jechać. Nie mogę z jej powodu rozpoczynać wojny. Ona ma siłę, którą trzeba osłabić.
– Może się zjednoczyć z Yaine przeciwko Iriałom – zauważyła Cilean.
– Ale mam nadzieję, że już wtedy Irialowie i Vatellowie zostaną pożenieni – odparł Rowan zmęczonym głosem. – Myślę, że Brita będzie już miała znacznie mniejszą armię. Przyjechała z całą swoją strażą, ale spodziewam się, że niektóre z naszych praktykujących strażniczek wyjdą za tych chłopców. Mężczyzna nie tak prędko naraża się żonie, coś o tym wiem. – Potarł oczy. – Daire, chcę, żebyście ty i Cilean pojechali z Jurą i ze mną, gdy będę zabierał Britę do Fearenów.
Cilean popatrzyła na przyjaciółkę.
– Chcesz ze sobą wziąć dwie kobiety?
– Ktoś musi nas z tyłu osłaniać, Daire i mnie – odparował i podniósł głowę.
Cilean się uśmiechnęła.
– Rozumiem. Pojadę z tobą, ale czy Yaine nas przyjmie? Będziemy w przebraniu?
– Wyślę gońca, Poilena albo Ultena. Powiem Yaine, że przywożę królewską narzeczoną.
Zanim ktokolwiek zdołał się odezwać, otworzyły się nagle drzwi i wpadła przez nie Lora. Wyglądała pięknie w sukni z ciemnoczerwonego aksamitu, z jasnymi włosami rozpuszczonymi na plecach.
– Rowan! – zawołała, podbiegła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. – Tak się martwiłam o ciebie. Montgomery powiedział, że pojechałeś na tajemną schadzkę, ale ja wiedziałam, że to nieprawda. Co robiłeś? Nic ci się nie stało?
Rowan uśmiechnął się czule do siostry, pogładził po głowie i pocałował w policzek.
– Pojechałem na tereny Vatellów i przywiozłem Britę i jej ludzi, żeby poślubili Irialów. Niepotrzebnie się tak martwiłaś.
– Ale się martwiłam. Ze też musiałeś zrobić coś takiego sam, bez żadnej pomocy, i jeszcze mieć dodatkowy kłopot z kobietą.
Jura już się zerwała z miejsca, ale Rowan ją powstrzymał.
– Jura nie była żadną przeszkodą – powiedział i objął ją patrząc na Lorę – a nawet parę razy mi pomogła.
– Wujku Rowanie!
Wszyscy w pokoju odwrócili się na widok zaspanego Filipa, ubranego w długą białą koszulę i szlafmycę, który stał w drzwiach i przecierał oczy.
– Wróciłeś do domu – powiedział chłopiec.
Rowan puścił siostrę i przykląkł z otwartymi ramionami,, żeby przywitać siostrzeńca.
Filip zaczął biec do wuja, ale gdy zobaczył siedzącą z boku Jurę, uśmiechnął się i podszedł do niej. Podniosła go i wzięła na ręce. Malec zasnął z uśmiechem na ustach.
– Akurat… – zaczęła Lora, ale Rowan jej przerwał.
– Zostaw go w spokoju. Ja, na przykład, chętnie bym poszedł spać. Omówimy nasze plany rano. – Chciał wziąć małego od Jury, ale ona trzymała go mocno.
– Będzie spał ze mną – powiedziała Jura, jakby próbując reakcji Rowana.
W jego oczach pojawiła się złość – wiedział, co to oznaczało. Jura nie chciała spędzić tej nocy u niego. Wyprostował się i wyszedł z pokoju, zabierając ze sobą Lorę.
Cilean podeszła do przyjaciółki.
– Widzę, że niewiele się między wami zmieniło. Miałam nadzieję…
– Nie ma na co mieć nadziei. On jest Anglikiem i nigdy się nie nauczy naszego życia.
– Hm. Zanim wyjechał, nie chciał mieć ze sobą żadnych kobiet, a teraz zabiera dwie, żeby osłaniały mężczyzn w walce. Chyba jednak powoli się uczy.
Jura wstała, trzymając ostrożnie Filipa, żeby go nie obudzić.
– Czy masz jakieś miejsce, gdzie mogłabym się położyć z małym? Jutro Irialowie spotykają Britę i wszyscy musimy być silni i wypoczęci.
Cilean kiwnęła głową i zaprowadziła przyjaciółkę do sąsiedniego domu, gdzie przygotowane było dla niej łóżko.
Jura obudziła się rano, gdy Rowan nią potrząsnął.
– Zaraz wyjeżdżam po Britę i Vatellów. Jako moja żona musisz być tam, żeby obserwować ich zaślubiny.
– I początek ich nieszczęścia – mamrotała Jura, przytrzymując Filipa, który zaczynał się budzić.
Rowan zostawił ją samą, by się ubrała. Lora przyszła po Filipa, ale nie odezwała się do Jury.
Wychodząc z kamiennego domku, Jura odczuła w powietrzu dziwne napięcie. Nie było nikogo w zasięgu wzroku, a wioska sprawiała wrażenie opuszczonej, jakby Bóg postanowił zabrać wszystkich ze sobą do nieba. Wzięła ze stołu kawałek chleba i jadła go po drodze, idąc nad rzekę. Jej oczom ukazał się niesamowity widok. Irialowie, czysto wyszorowani i w schludnym odzieniu, ustawili się wzdłuż brzegu rzeki. Nikt się nie odzywał, dzieci nie płakały, nie zaszczekał żaden pies; wszyscy obserwowali zbliżających się Vatellów.
Vatellowie nadjeżdżali konno, czasami po dwoje na jednym koniu, lub na wozach czy małych dwukołowych wózkach. Jura widziała, jak prawie tydzień płakali na myśl o okropnej perspektywie poślubienia Irialów, ale teraz na ich twarzach nie było śladu łez. Byli również wymyci, świeżo wyprane ubrania mieli jeszcze wilgotne, a włosy zaczesane do tyłu po rannej kąpieli. Siedzieli wy- prostowani, na koniach i wozach, wpatrując się w ludzi stojących po drugiej stronie rzeki.
Jura podeszła bliżej i stanęła tuż za innymi Irialami.
– Spójrz na tego w trzecim wozie – wyszeptała kobieta obok Jury. – Jakbym miała wybierać, to bym wybrała jego.
– Nie – odpowiedziała młodsza. – Ja chcę tego na czarnym koniu. Widzisz jego łydki. On to musi być mocny.
Uśmiechając się, Jura spacerowała wzdłuż długiego rzędu ludzi. Rozpoczęły się rozmowy, a wszystkie dotyczyły perspektywy spraw łóżkowych.