Выбрать главу

Gerait odjechał w kierunku wsi, a Jura weszła do namiotu.

– Musimy się ubrać i położyć ją.

Rowan wszedł za nią trzymając wciąż Britę.

– Do licha, Jura, nie zaczynaj znowu wydawać rozkazów.

Obwiązywała nogi rzemykami od butów.

– Miałam tu stać i pozwolić wam walczyć o nią?

– Popatrzyła na męża. – Tak ci miło ją trzymać?

Rowan rzucił ciasno związaną Britę na łóżko i położył ręce na ramionach Jury.

– Czy nie możemy żyć w zgodzie? Czy musisz zawsze być po przeciwnej stronie niż ja?

– Powiedziałam ci, że nie wybieram żadnych stron. Co się stało, to się stało, a teraz musimy to jakoś rozwiązać. Trzeba coś zrobić, żeby Vatellowie się nie zorientowali, że ich królowa jest uwięziona. – Uniosła nogi Brity i zdjęła jej pas.

Rowan się wyprostował.

– Dobrze, wezmę ją do wsi, a ona powie swoim ludziom, że jedzie z nami do wioski Fearenów. Wrócimy z Fearenami, żeby poślubili Vatellów i Irialów. – Znów dał się słyszeć protest Brity.

Jura nachyliła się nad nią, przybliżyła twarz do jej twarzy i powiedziała jedwabistym głosem:

– Będziemy mieli luki wymierzone w ciebie, a jeśli w jakiś sposób uda ci się uciec, dopadnę cię, zakradnę się do twojej sypialni, gdy będziesz spała, i odetnę ci czubek nosa. Wtedy już nie oczarujesz pięknego młodego księcia. – Uśmiechnęła się lodowato i dotknęła jej nosa koniuszkiem palca.

Rowan rozłożył ręce w geście rozpaczy.

– Jedź po Daire – powiedział. – Jeśli syn będzie obok niej, Vatellowie. prędzej uwierzą, że jedzie z własnej woli. Powiemy, że Yaine zgodził się z nami spotkać i za dwie godziny ruszamy w stronę Fearenów. Oby Bóg nam dopomógł!

Jura ubrała się, wyszła z namiotu i poszła do swego konia. Rowan pośpieszył za nią i chwycił ją za rękę.

– Niedługo trwał nasz pokój, prawda?

– Mój brat prawdopodobnie uratował ci życie – tłumaczyła. – Zajmował się tą twoją złośliwą, zakłamaną królową, żeby nie miała czasu pomyśleć, jak ją oszukałeś obiecując małżeństwo. Zabił strażnika, którego wysłała, żeby zabił ciebie. Gdyby ktoś go zobaczył, już by był martwy, ty I ja najprawdopodobniej też, i zaczęłaby się wojna. Tyle dla ciebie zaryzykował, a ty go potępiasz.

– Zabijanie jest dla was jedynym rozwiązaniem. Wy, Lankonowie, spędzacie całe życie na trenowaniu się w walce. Zastanawiam się, czy w ogóle potraficie żyć w pokoju. Ciągle coś knujecie, spiskujecie przeciwko sobie…

– Jeśli tak nami pogardzasz, dlaczego nie wrócisz do tej swojej wspaniałej Anglii? – odparowała.

– Nie potrzebujemy, żebyś nam wciąż powtarzał, że nie mamy racji, że wszystko, co robimy, jest niezgodne z twoimi rycerskimi obyczajami. Przetrwaliśmy wieki bez ciebie i możemy żyć dalej.

– Potraficie tylko przetrwać – powiedział ze złością. – Wszystkie plemiona Lankonii żyją jak w więzieniu. Nie macie dróg, wędrownych kupców, nie handlujecie między sobą. Macie tylko broń i sprzęt wojenny. I walczycie ze mną, swoim królem, na każdym kroku. Mieliśmy dwa dni spokoju, a teraz królowa Vatellów leży tu związana i zakneblowana.

– Geralt powinien był pozwolić strażnikowi przyjść po ciebie – powiedziała, a oczy pociemniały jej ze złości. Ten człowiek jest Anglikiem, myśli jak Anglik, mówi jak Anglik, rozumuje jak Anglik.

Rowan cofnął się o krok.

– Nie mówisz tego naprawdę – wyszeptał.

– Posłuchaj mnie, Angliku, zawsze ważniejszy dla mnie będzie mój kraj niż czyjeś życie. Umarłabym bez wahania, gdyby to miało uratować mój kraj. Mój brat, którego obrażasz, jest taki sam. Zabrałeś mu tron, a on zabił, żeby ci uratować życie, bo też chce pokoju między plemionami. Wiemy lepiej od ciebie, że to jest niemożliwe, ale ryzykujemy życiem, żeby ci pomóc, a ty nas potępiasz.

– Potępiam wasze zachowanie. Wy myślicie z toporem wojennym w ręku. Geralt był wściekły, że królowa Vatellów zagraża Irialowi. Myśli tylko o Irialach, a nie o tym, co jest dobre dla całej Lankonii. Byłby dobrym królem jednego plemienia, ale nie bierze pod uwagę tego, że jest cząstką całego kraju. Powinien był przyjść i ostrzec mnie, a nie porywać królowej Vatellów i ryzykować wojnę. – Rowan nachylił się do Jury. – A może twój brat wolałby, żeby nie było pokoju. Gdyby Vatellowie, których tu przyprowadziłem, zaatakowali, ludzie zwróciliby się przeciwko mnie i zabili, a Geralt zostałby wtedy królem.

Złapał ją za rękę, nim go uderzyła.

– Jedź – powiedział. – Jedź po Daire i Cilean. Pojedziemy do Fearenów jak najprędzej.

Rowan popatrzył, jak Jura odjeżdża, a potem wrócił do namiotu. Brita leżała na łóżku, obserwując każdy jego krok. Wychylił spory łyk wina, żeby się pokrzepić. Przeklinał głupotę Geralta. Rowan miał zamiar namówić Britę, aby spokojnie pojechała do kraju Yaine, a co ważniejsze, czekał na powrót posłańca z wiadomością, czy Yaine przyjmie nowego króla. Tymczasem Geralt zmusił go, żeby wszystko przyśpieszyć. Rowan miał teraz na głowie rozwścieczoną królową. I żonę, pomyślał z żalem, która go znowu nienawidziła. Niczego jej nie udowodnił, nie przekonał do swojego sposobu myślenia. Wciąż wierzyła, że jej zazdrosny brat robi to, co najlepsze dla Lankonii, a jej mąż jest obcym, który niczego nie rozumie.

Rowan klął, odstawiając pusty kielich. Będzie musiał wziąć z sobą Geralta do Fearenów. Jura może sobie wierzyć, że brat dba o dobro kraju, ale on mu nie ufa. Rowan widział w oczach Geralta coś więcej niż złość, jakąś zachłanność i niechęć. Intuicja mówiła mu, że Geralt chce, by rozejm między Irialami a Vatellami został złamany. Zastanawiał się cynicznie, czy nie próbował namówić Brity na zjednoczenie sił przeciw niemu, a ona odmówiła. Brita nie poprzestałaby na młodym księciu, ona musiała mieć króla równego sobie potęgą.

Jeśli Rowan miał rację co do Geralta, nie mógł sobie pozwolić na zlekceważenie tego, bo groziłoby to zniszczeniem wątłego pokoju między plemionami. Rowan spodziewał się, że pozostanie w wiosce Irialów co najmniej miesiąc lub dłużej i dopilnuje, by jego ludzie żyli w zgodzie i spokoju, a w jego małżeństwie również zapanowała harmonia, ale teraz będzie musiał ich pozostawić samym sobie.

– Niech go diabli! – wymamrotał. Geralt wszystko zniszczył, a teraz jeszcze trzeba będzie tego wariata zabierać ze sobą. Jeśli się nie myli co do niego, będzie musiał dobrze uważać na swoje plecy. Plecy, pomyślał z goryczą. Jura nigdy nie broniłaby męża przed strzałami brata.

Zwrócił się do Brity.

– Czas jechać. – Wyciągnął jej knebel z ust.

Splunęła mu w twarz.

– Moi strażnicy cię za to zabiją. Nigdzie z tobą nie pojadę, a moi ludzie nigdy nie uwierzą temu mojemu irialskiemu synowi. Skoro taki był głupi, że dał się zabrać Thalowi, niech sobie zostaje z wami! Po co mi taki tchórz?

– O ile wiem, Daire był chłopcem, gdy go zabrano, i sam zaatakował Thala.

– Ale przegrał – powiedziała. – Nie był prawdziwym synem swego ojca. Mój mąż był wspaniałym mężczyzną, Vatellem, a nie Irialem, jak ten cherlawy chłopaczek, którego mi przysłałeś do łóżka.

Rowan rozwiązywał jej ręce.

– Cokolwiek o nas sądzisz, teraz musisz nam pomóc.

– Myślisz, że przestraszyłam się gróźb tej głupiej dziwki, z którą się ożeniłeś?

Rowan zacisnął ręką kołnierz jej sukni.

– Jest więcej warta niż ty kiedykolwiek – powiedział. – A skoro nie wystarczyły ci jej pogróżki, to mogę cię zapewnić, że jeśli nie będziesz przekonująco kłamać swoim ludziom, żeby uwierzyli w twój dobrowolny wyjazd do Yaine, odetnę ci nie tylko nos, ale całą głowę.