– Oczywiście, że nie, ale ty jesteś kobietą – odpowiedział ze złością.
– Czy mam gorszy umysł od twojego? – odparowała. – Pójdę za tobą, gdy uwierzę, że masz rację. Nie będę za tobą szła tylko dlatego, że słońce ładnie się odbija w twoich włosach.
Rowan spojrzał tak, jakby już chciał coś złośliwego odpowiedzieć, ale zmienił zamiar i uśmiechnął się.
– Więc jednak uważasz, że jestem przystojny?
– To nie o to chodzi, czy przystojny.
– Tak? To dlaczego pozwoliłaś mi się pieścić tego pierwszego dnia, gdy się spotkaliśmy? Nie sądzę, że kiedyś pozwoliłaś innemu mężczyźnie tak się dotykać. Nawet swojemu drogiemu Daire. Widzę, jak na ciebie patrzy. Wybrał cię niewątpliwie dlatego, że walczysz lepiej niż inne.
– No i dlatego cię wygrałam – powiedziała ruszając do brzegu.
Chwycił ją za ramię i stali razem na skraju wody, nie ubrani.
– Boisz się pozwolić sobie na to, żeby mnie kochać, prawda, Jura? – spytał miękko.
Próbowała się wyrwać.
– To śmieszne. Lepiej wracajmy. Inni się zaraz obudzą i musimy jechać.
Wciąż trzymał jej ramię.
– Dlaczego boisz się mnie kochać? Boisz się, że się we mnie zagubisz?
Odwróciła się i popatrzyła na niego.
– Jakie masz romantyczne myśli, Angliku. Czy to wpływ twego rycerskiego treningu? Masz rację, nie chcę cię kochać, ale to dlatego, że nie pożyjesz długo. Pchasz się w sytuacje, których twój angielski umysł nie pojmuje i, jak na razie, albo twoja ignorancja, albo może Bóg cię strzegł, ale to długo nie potrwa. Jeśli nie Yaine, to kto inny cię wkrótce zabije.
Rowan popatrzył na nią tak, jakby go spoliczkowała, ale potem się uśmiechnął.
– Nigdy się nie przyzwyczaję do twojego bezpośredniego sposobu wysławiania. – Puścił ją, żeby mogła się ubrać. – Zadziwię cię, Jura, ale mam zamiar dokonać tego, co postanowiłem. Zanim umrę, zjednoczę plemiona Lankonii.
Ledwie wsunęła tunikę przez głowę, a już wziął ją w ramiona.
– Możesz zaprzeczać, że coś do mnie czujesz, ale to na próżno. Twoje ciało zawsze we mnie odnajdywało partnera, bo jest mądrzejsze od twojego umysłu. – Zaczął ją całować, trzymając ręce na jej plecach. – Miałaś wyjść za Daire, którego tak cenisz, ale nie wierzę, żebyś kiedyś przy nim czuła to, co przy mnie. Ale i twój umysł mnie przyjmie, to tylko kwestia czasu.
Odwróciła głowę od jego pocałunków, ale nie miała dość sił, by wydostać się z jego ramion.
– Nie powinieneś być królem – wyszeptała. – Jesteś tylko pół-Lankonem. Nie rozumiesz nas, a żadne z nas nie rozumie ciebie. Powinieneś wrócić do swojego kraju, nim te twoje kombinacje nie wywołają wojny.
– I wziąć cię z sobą do Anglii? – spytał. – Zabrać do kraju, gdzie kobietę ceni się za umiejętności w gospodarstwie domowym, a nie za to, że pokona inną kobietę w zapasach?
Odepchnęła go i odsunęła się.
– Ja zostanę tutaj. Jestem Lankonką. – Już w momencie, gdy to mówiła, odczuła nagły ból. Nigdy go więcej nie widzieć, nie zobaczyć jego uśmiechu, nie napotkać tego spojrzenia, mówiącego, że zrobiła coś dlań niezrozumiałego…
Zerknęła na Rowana. Miał na sobie tylko przepaskę angielskiego rycerza i na widok tego muskularnego ciała pokrytego jasnymi włoskami miała ochotę go dotknąć. Nagle się wyprostowała. Musi się kontrolować. Powinna zmusić swój umysł, by rządził ciałem. Jest strażniczką, a nie głupiutką pasterką, która zakochuje się w pierwszych szerokich barach, jakie zobaczy. Nie może sobie na to pozwolić, by ślepo iść za tym człowiekiem. Tu nie chodzi tylko o nią, ale o cały kraj. To, czego ona, Cilean, Daire i Gerait dokonają w czasie tej wyprawy, będzie miało wpływ na przyszłość całej Lankonii. Jeśli będą działać głupio czy pośpiesznie, mogą spowodować śmierć wielu ludzi. Cokolwiek by robiła, musi mieć sprawny umysł. Może pokochać tego Rowana, ale nie taką ślepą miłością, o jakiej on mówi. Nigdy nie poszłaby za nim tylko dlatego, że on powiedział „Chodź!”. Musi czekać, zobaczyć, co planuje, i nigdy, przenigdy nie pozwolić, by to, co robili nocą, miało wpływ na to, co będzie myślała w dzień. Pokonała chęć dotknięcia go.
– Musimy wracać – powiedziała miękko i kończyła się ubierać.
Pocałował ją jeszcze raz, nim wrócili do tamtych, ale udało jej się zapanować nad sobą i zachować zimną krew.
– Łatwiej będzie podbić Lankonię niż ciebie. – Westchnął. – A teraz chodź, wejdź na ten pagórek. Boję się zostawić naszego brata zbyt długo z Britą, bo ona może go przekonać, żeby mi podciął nożem gardło, gdy będę spał.
– Źle go oceniasz – zawołała Jura wdrapując się na wzgórek. – Uczono go od małego, tak jak mnie, dbać o interesy Lankonii.
– Potrafię z oczu wyczytać nienawiść. Czy będziesz osłaniała moje plecy przed ciosem swojego brata? Którego wybierzesz, jeśli będziesz musiała wybrać między nami dwoma?
Jura zamilkła, bo nie miała pojęcia, co odpowiedzieć. Rowan dalej się wspinał i po chwili ją wyprzedził. Oczywiście do takiego wyboru nie dojdzie, bo Rowan pozwoli siebie albo i całą ich grupę zabić, nim dojadą do miasta Fearenów. Znów poczuła w sercu ból na myśl o utracie Rowana, ale się opanowała. Musi być zahartowana, gdy nadejdzie czas, kiedy go nie będzie.
14
Tego dnia, gdy każdy krok przybliżał ich do terytorium Fearenów, byli szczególnie czujni. Droga była coraz bardziej stroma i miejscami wiła się tak wysoko, że konie bały się nią jechać. Kierowali się na wschód, w stronę wstającego słońca, a po lewej, na północy, mieli góry zakrywające wioski Poilenów i Ultenów.
Nie odzywali się do siebie, nasłuchując każdego obcego dźwięku. Dwa razy Jura widziała, jak Brita spogląda głodnym okiem na Geralta, i z niesmakiem pomyślała o jej apetytach. Jednego dnia Brita chciała Rowana, a następnego Geralta.
Może sprawiły to słowa Rowana, ale Jura zaczynała nieco wątpić w brata; w każdym razie obserwowała go. Siedział sztywno na koniu, nie oglądając się na królową, lecz coś w jego ruchach mówiło Jurze, że doskonale zdaje sobie sprawę, jak Brita na niego popatruje.
Jura podniosła oczy i napotkała wzrok Rowana. Patrzył na nią tak, że się zawstydziła i odwróciła głowę. Ten człowiek jest przewrotny! Zauważył, że pod wpływem jego słów zaczęła uważnie przyglądać się bratu, i wiedział, że zasiał w niej ziarno wątpliwości.
Tej nocy zatrzymali się w zakolu rzeki, stanowiącej granicę Fearenów. Nie zapalali ogniska, lecz zjedli coś zimnego, rozścielili koce na kamienistym gruncie i ułożyli się do spania. Geralt miał pierwszą wartę.
Zaledwie Jura zasnęła, gdy nagle coś ją obudziło. Rzeka szumiała i zagłuszała hałasy, ale dziewczyna czuła, że nie wszystko jest w porządku. Ułożyła się na łokciu i popatrzyła. Brita i Cilean spały
– przynajmniej tak to wyglądało – więc spojrzała w kierunku cieni w skałach, gdzie ukryty był Geralt trzymający straż.
Rowan ułożył swoje koce z dala od nich i nie widziała go. Spojrzała na Daire i zorientowała się, że nie śpi.
Daire zrozumiał jej niepokój i wskazał na miejsce wśród drzew, gdzie było legowisko Rowana, a później na wąską ścieżkę prowadzącą na tereny Fearenów. Jura czuła, jak serce zaczęło jej bić szybciej. Z jakichś powodów Anglik wjechał sam na teren wroga.
Wygrzebała się z koców, dała znak Daire, żeby został z Britą i Cilean, i poczołgała się do koni. Czuła, że Rowan pojedzie prosto do miasta Yaine. Wskoczyła na konia bez siodła i pojechała najpierw cichutko, bardzo powoli, a im dalej od obozu, tym prędzej.