Выбрать главу

– A ty dbasz? Zostawiasz to, co rozpocząłeś, żeby się oddać Brocainowi?

– Muszę. Dałem mu swoje słowo. Słowo rycerza zobowiązuje.

– Jesteś Anglikiem – rzuciła. – Jesteś wyłącznie Anglikiem i cieszę się, że idziesz na śmierć. Nie potrzebujemy takich tchórzy jak ty, którzy nie potrafią skończyć tego, co rozpoczęli. Jedź sobie. Jedź do Brocaina, wracaj do Anglii. Jeśli o mnie chodzi, jedź sobie do diabła! – Odwróciła się na pięcie i pobiegła.

Nie odbiegła daleko, tyle tylko, żeby nie być w zasięgu jego wzroku, po czym stanęła. Zaczęło jej się zbierać na płacz i zanim sobie zdała z tego sprawę, padła na kolana i wstrząsnęło nią potężne łkanie. Jakby wszystkie łzy, które przez lata musiała powstrzymywać, napłynęły jej do oczu. Jej ramiona drgnęły, ręce miała zaciśnięte. Upadła na ziemię I płakała jeszcze mocniej. Umarłaby, gdyby Rowan poddał się Brocainowi, ale nie mogła mu tego powiedzieć. Nie potrzebował współczucia, więc mu go nie okazała. Potrzebował jej złości, ale nie była przygotowana na nienawiść w jego oczach.

Po jakimś czasie podniosła się i poszła do obozu. Wszyscy siedzieli spokojnie i spojrzeli z nadzieją w oczach, gdy usłyszeli, że ktoś nadchodzi.

Kiedy się okazało, że to nie Rowan, odwrócili wzrok. Potrzebują go, tak jak ja, pomyślała Jura.

Cilean podeszła do niej, ale Jura odwróciła głowę.

– Ty… płakałaś? – spytała Cilean z niedowierzaniem. – Co mu zrobiłaś?

Jura nie mogła powiedzieć nikomu, nawet tak bliskiej przyjaciółce jak Cilean, co widziała.

Czyż Lankon może zrozumieć mężczyznę płaczącego jak niemowlę? Ale Jura zrozumiała. Czy to znaczy, że nie jest w pełni Lankonką?

– To od dymu – wyjaśniła Jura. – Myślę, że on zaraz wróci.

Rzeczywiście niedługo potem wrócił. Włosy miał mokre jak po kąpieli.

Rozkazał wszystkim przygotować się do wyjazdu. Fearenowie stali osobno, a Rowan podszedł do nich i rozmawiał dłuższą chwilę, wskazując na różne osoby w grupie. Jura domyśliła się, że gwarantował im bezpieczeństwo własnym życiem.

Przypatrzyła mu się uważnie i zauważyła w jego oczach coś innego, pustkę, jakiej dawniej nie było. Ale wyglądało na to, że gotów jest znowu objąć przywództwo. Czekała, aż na nią spojrzy – chciała się do niego uśmiechnąć, ale Rowan nie patrzył.

Jechali cały dzień i ani razu na nią nie spojrzał. Czy nie zrozumiał, że specjalnie tak powiedziała, żeby go rozzłościć, że chciała, by się otrząsnął z załamania? Dzisiaj wieczorem, pomyślała, dzisiaj wieczorem postara się być z nim sama, on jej dotknie, a może nawet będą się kochać.

Nie było jej to pisane. Rozłożyli obóz, ale Rowan unikał żony. Poprosiła, by się z nią przeszedł do lasu, ale powiedział, że musi zostać z Fearenami.

– Nie mogę ich zostawić z twoim bratem. – Spojrzał na nią zimnym wzrokiem. – A może powinienem powiedzieć z ‚„prawowitym królem”? – Zanim Jura zdążyła się odezwać, Rowan zostawił ją samą.

Cilean zobaczyła stojącą przyjaciółkę i kazała jej rozsiodłać konie, a ona automatycznie zabrała się do tej codziennej czynności.

– Zraniłaś go – powiedziała Cilean.

– Pomogłam mu, ale on o tym nie wie. – Jura popatrzyła ponad ogniskiem na Rowana ostrzącego miecz. – Jestem…

– … głupia – dokończyła Cilean i zabrawszy swoje siodło odeszła, wściekła.

Teraz Jura zaczęła się nad sobą rozczulać. Czy nikt nie może uwierzyć, że ona nareszcie zrozumiała? Siedziała tej nocy cicho przy ognisku wraz z innymi i przed świtem przejęła wartę, ale Rowan nawet nie próbował porozmawiać z nią na osobności. Wydawał jej rozkazy, jak wszystkim innym.

Chyba nikt oprócz Cilean nie zauważył tej różnicy, bo przecież Rowan traktował ją tak, jak Lankonowie normalnie traktują swoje kobiety, jak równe sobie. Ale Jura przyzwyczaiła się już do opiekuńczości Rowana, do tego, że uważa ją za słabą i delikatną istotę. Brakowało jej jego miłości.

Rankiem trzeciego dnia, tuż przed świtem, zobaczyła, że Rowan wymyka się z obozu w kierunku lasku. Mimo że nie była pewna, czy dobrze robi, poszła za nim. Obawiała się trochę, że wyskoczy nagle zza drzew i nawymyśla jej, że zostawiła obóz bez straży. Zobaczyła go, jak się myje, obnażony do pasa i przycupnięty nad strumieniem.

– Czego chcesz, Jura? – spytał lodowatym głosem nie odwracając się.

Chciała zawrócić do obozu, ale opanowała się, podeszła, uklękła obok niego i napiła się wody. Niebo zaczynało różowieć.

– Nie rozmawialiśmy od kilku dni i myślałam…

– Wyciągnęła rękę, żeby go dotknąć, ale spojrzał na nią tak, że ją cofnęła.

– Nie wiedziałem, że lankońscy mężczyźni i kobiety rozmawiają ze sobą. Myślałem, że twoim zadaniem jest ochraniać mnie z tyłu.

Zmarszczyła się, zupełnie zmieszana.

– Ale jesteśmy przecież małżeństwem.

– Rozumiem. Więc chodzi ci o moje obowiązki małżeńskie, i to wszystko.

– Jeśli tak o mnie myślisz, to niech ci będzie – powiedziała ze złością i zostawiła go. Czy będzie mu wyjaśniać, dlaczego zrobiła to, co zrobiła? Czy naprawdę wierzy, że chciała, by umarł?

Znów napłynęły jej łzy do oczu; mrugała, by je powstrzymać. Do diabła z nim! Dlaczego kochała człowieka, przez którego płacze?

15

Rowan nawet nie spojrzał na nią, gdy wrócił do obozu. Jura chodziła sztywno, jakby dotknęła ją jakaś fizyczna dolegliwość, a nie obojętność Rowana. Bolała ją głowa i cale ciało, kiedy w końcu położyła się spać. Pewnie z powodu tego natłoku myśli czuwała, gdy inni spali, i zobaczyła, jak „oni” napadają na obóz. Z początku myślała, że śni, gdyż wyglądali bardziej jak duchy niż jak ludzie z krwi i kości. Poruszali się bezgłośnie, przepływając przez ciemność cicho jak ryby w wodzie.

Patrząc z niedowierzaniem szeroko otwartymi oczami, ujrzała małą, szczupłą, ciemno ubraną postać, która się nachylała i wkładała coś do ust Daire. Ale zanim usiadła, żeby jakoś temu przeciwdziałać, coś uderzyło ją w głowę i już nic więcej nie pamiętała.

Gdy się ocknęła, czuła ból w głowie i w plecach. Nim otworzyła oczy, spróbowała ruszyć rękami, ale nie mogła.

– Jura, Jura!

Otworzyła oczy mimo bólu, żeby spojrzeć na Cilean. Leżały na tyle wozu, pod wysoką drewnianą budą, na wyładowanych workach, które wydawały się twarde jak skala.

– Jura, nic ci nie jest? – szepnęła Cilean.

Jura chciała usiąść, ale ręce i nogi miała z tyłu związane.

– Nie – zdołała wyszeptać przez suche gardło.

– Gdzie jesteśmy? Kto nas porwał? Gdzie są inni? – Skrzywiła się, gdy wóz wjechał na głęboką dziurę w drodze, a to, co było w worku pod nią, wbiło jej się w bok.

– Nie wiem – odpowiedziała Cilean. – Spałam, a jak się obudziłam, byłam tutaj.

Jura starała się wyzwolić z więzów.

– Muszę uratować Rowana – powiedziała. – On będzie się starał uwolnić gadaniem, a wtedy go zabiją.

Cilean lekko się uśmiechnęła.

– Myślę, że powinnyśmy się teraz martwić o siebie. Jeśli nas wzięli jako jeńców, to innych pewnie też. Słyszę jakieś wozy. Myślę, że teraz musimy się starać zasnąć i zachować resztkę sił na potem.

Jura miała trudności z zaśnięciem, martwiła się o Rowana. I o innych, przypomniała sobie. Modliła się, by Bóg go strzegł. Za wcześnie, żeby umierał, modliła się. Ma zadanie do spełnienia. I potrzebuje jej, żeby go chroniła. A jeśli znów straci wiarę w siebie? Kto mu pomoże?