Выбрать главу

W końcu zasnęła, ale śniło jej się, że Rowan nie żyje, i w tym śnie wiedziała, że to jej wina, bo nigdy mu nie powiedziała, że go kocha.

Obudziła się, gdy wóz nagle się zatrzymał. Szorstkie ręce złapały ją za kostki i ciągnęły; Jura uderzała głową o twarde worki. Jeszcze inne ręce rozwiązały ją, i stanęła na ziemi.

Ultenowie, pomyślała, gdy spojrzała na chudego człowieka stojącego przed nią, i przypomniały jej się wszystkie straszne opowieści, jakie słyszała. Historie o Ultenach opowiadano przy ogniskach w wietrzne, zimowe noce. Rodzice straszyli Ultenami dzieci. Nikt o nich dokładnie nic nie wiedział, prócz tego, że byli to złodzieje, nie do wiary brudni, chytrzy, i – o ile można się było zorientować – zupełnie pozbawieni poczucia honoru. Przez całe wieki inne plemiona starały się ignorować Ultenów. Żyli sobie wysoko w górach w północno-wschodnim zakątku Lankonii i nikt nie miał ochoty oglądać ich miasta.

Ale na jego temat krążyło wiele plotek. Gdy Jura była dzieckiem, pewien stary człowiek, bez ręki i bez oka, opowiadał, że Ultenowie go więzili. Snuł długie opowieści o ich mieście pełnym nieprzebranego bogactwa. Wszyscy się z niego wyśmiewali, póki nie zwinął się w kącie i nie upił. Po paru dniach znikł i nikt go więcej nie widział.

Teraz Jura patrzyła w ciemności na plugawą twarz swego stróża, częściowo ukrytą pod kapturem brudnej peleryny. Starzec wyciągnął do niej kubek z napojem i kawałek starego chleba. Jura wzięła jedzenie, a gdy wywlekał z wozu Cilean, rozejrzała się. Były jeszcze inne wozy, koło których kręciły się ubrane w peleryny postacie, ale żadnych innych więźniów nie wysadzano. Jurze zaschło w gardle.

– Gdzie jest reszta? – spytała mężczyznę.

Nikt nie powiedział ani słowa, ale ktoś wyłonił się z ciemności i uderzył Jurę w usta. Od razu zrozumiała, że ma być cicho. Zjadła chleb, popiła stęchłym piwem, a później pozwolono jej i Cilean pójść na chwilę za drzewa, po czym znów je wrzucono do wozu. Podróż trwała w nieskończoność i dni płynęły jeden za drugim. W ciągu trzydniowej podróży zatrzymywali się dwa razy dziennie, a wtedy Jura i Cilean dostawały skromne porcje jedzenia, były przez chwilę na osobności, po czym znów je wiązano i wracały do wozu.

Pierwszego dnia niewiele rozmawiały, bo ich głód, zmęczenie i żal były zbyt silne. Jurę trapiły wyrzuty sumienia. Gdyby miała czas wyjaśnić Rowanowi, dlaczego mu to wszystko powiedziała… Gdyby mu wytłumaczyła, że nie zniosłaby myśli o jego śmierci. Może powinna była go przytulić, gdy płakał. Może tak byłoby lepiej. Gdyby…

– Czy myślisz, że zabili mężczyzn? – wyszeptała Cilean. Oczy miała zapadnięte i wyglądała równie źle jak Jura. Jurze ścisnęło coś gardło i nie mogła mówić.

– Na pewno chcą mieć niewolnice. Brita była za stara, więc wzięli nas.

Jura przełknęła ślinę, ale niewiele to pomogło.

– Tak – ciągnęła Cilean odpowiadając na własne pytanie – myślę, że mężczyzn zabili. Inaczej przyjechaliby po nas, bo przecież Ultenom nie udałoby się pokonać naszych mężczyzn.

Nie mogąc się doczekać odpowiedzi Jury, mówiła dalej:

– Nie słyszałyśmy, jak Ultenowie weszli do obozu. Nawet Fearenowie, którzy mieli wartę, nic nie słyszeli. – Na chwilę przymknęła oczy. – Brocain ogłosi wojnę z Irialami, gdy dowie się o śmierci syna. A kto poprowadzi Irialów do walki teraz, gdy Rowan i Geralt… odeszli?

Jura zamknęła oczy i zobaczyła jasne włosy Rowana. Przypomniała sobie jego uśmiech. Przypomniała sobie, jak ją pieścił tej nocy, którą spędzili w jego namiocie.

– Już nigdy się nie zjednoczymy Vatellowie stracili Britę, brat Yaine nie żyje, syn Brocaina nie żyje. – Teraz ona przełknęła z trudem ślinę. – I nasz król nie żyje.

– Przestań! – wybuchnęła Jura. – Więcej nie zniosę.

Cilean spojrzała na nią zdziwiona.

– Czy to z rozpaczy jesteś taka dziwna? Czy to śmierć Rowana…?

– Już dosyć, proszę – wyszeptała Jura.

Cilean przez chwilę milczała.

– Musimy zachować siły – starała się oderwać myśli przyjaciółki od przeszłości. – Musimy znaleźć jakiś sposób, żeby uciec tym chudzielcom i dostać się do domu. Musimy opowiedzieć całej Lankonii, co się wydarzyło. Zjednoczymy pozostałe plemiona, żeby wybić Ultenów. Pomścimy śmierć Rowana. Będziemy…

Nie powiedziała już nic więcej, bo usłyszała płacz Jury. Nigdy przedtem nie widziała, żeby przyjaciółka płakała.

Jura starała się zasnąć, ale nie mogła. Powoli i w bólu mijała godzina za godziną, a ona miała dużo czasu, by przypomnieć sobie każdą chwilę spędzoną z Rowanem od momentu ich pierwszego spotkania. Myślała o tym, jak wtedy zareagowała i jaka była zła później, gdy dowiedziała się, kim był nieznajomy. Czuła się zdradzona, jakby ją okłamał i bawił się jej uczuciami. I bała się wtedy. Wstyd jej było przyznać się przed sobą, ale siła jej uczuć do tego człowieka przerażała ją.

Bała się, że pójdzie za nim i zdradzi swój kraj, zdradzi wszystko, w co dotąd wierzyła.

– Och, Rowan! – wyszeptała w ciemności, gdy ciepłe Izy potoczyły się po jej policzkach. – Gdybym ci tylko mogła powiedzieć.

Na początku czwartego dnia wozy się zatrzymały i Jura usłyszała jakieś hałasy. Cilean otworzyła oczy i spojrzała na przyjaciółkę. Próbowała zwalczyć strach, a Jura wyglądała tak, jakby już z tego zrezygnowała. Nie miały pojęcia, co Ultenowie dla nich zaplanowali: śmierć czy niewolę. Cilean wydawało się, że Jurze jest to obojętne.

– Niedługo uciekniemy – zapewniała przyjaciółkę i siebie. – Może załatwimy okup.

Jura nie odpowiedziała.

Nie miały czasu na rozmowę, bo wyciągnięto je z wozu i postawiono w świetle dziennym. Cilean zamrugała, żeby przyzwyczaić oczy do światła i spojrzała zdumiona. Sądząc po Ultenach, których dotąd widywała, wyobrażała sobie, że ich miasto jest brudne i biedne. Ze jest to nędzne miejsce pełne leniwych, pijanych ludzi. To, co zobaczyła, zadziwiło ją tak bardzo, że stała z szeroko otwartymi oczami gapiąc się dookoła.

Były wewnątrz otoczonego murami miasta ze schludnymi, czystymi budynkami pod wewnętrznym murem. Po czysto wymiecionych, wykładanych kamieniami dróżkach, nie biegały ani świnie, ani psy. Na dole, w domach, były otwarte sklepy i ludzie kręcili się tu i tam. Czyści, bogato ubrani ludzie.

Nie, pomyślała, nie ludzie, ale kobiety. Wszędzie były kobiety, dorosłe kobiety, a jeśli gdzieś było widać dziecko, to dziewczynkę.

– Gdzie są mężczyźni? – szepnęła Cilean do Jury. Nie doczekała się odpowiedzi, bo jeden z brudno ubranych strażników popchnął ją do przodu i wskazał na worki wewnątrz wozu. Jura zobaczyła dopiero teraz, że strażnik to kobieta, niska kobieta, o głowę niższa od Jury i tak szczupła, że aż wychudzona.

– Co zrobiłyście z naszymi mężczyznami? – spytała Jura, odzyskując przytomność.

– Nie żyją – odpowiedziała kobieta w łamanym języku irialskim. – Nie chcemy tu żadnych mężczyzn. – Popchnęła Jurę i Cilean do przodu.

Po kilkudniowym skrępowaniu i nędznym jedzeniu w czasie podróży były bardzo słabe, więc wyładowywanie ciężkich worków z żywnością z czterech wozów i składanie ich w niskim budynku szło im powoli. Przez cały czas, gdy pracowały, przychodziło coraz więcej małych Ultenek, które zatrzymywały się, patrzyły i mówiły coś do siebie w swoim dziwnym gardłowym języku.

Cilean spojrzała na dwie kobiety, które wskazywały na nie, kiwając głowami.

– Czuję się jak wól, którego oglądają, czy jest dość mocny – rzuciła Cilean do Jury. Nie powiedziała już nic więcej, bo jedna z kobiet przystawiła jej pod nos bat, nie ukrywając swych zamiarów.

Wyładowanie wozów zabrało im większość dnia i pod koniec zaprowadzono je obie, zupełnie wy- kończone, do maleńkiego, pustego kamiennego domku, w którym stały tylko dwie prycze do spania. Budynek otoczony był przez co najmniej tuzin małych Ultenek.