Выбрать главу

Rowan zbliżył się do niej I położył rękę na jej ramieniu.

Jura zeskoczyła z pryczy i przytuliła się do niego z całej siły.

– Ty żyjesz, ty żyjesz – powtarzała wciąż w zachwycie.

– Tak, moje kochanie, żyję – wyszeptał gładząc delikatnie jej obolałe plecy.

Po chwili oderwał się od niej.

– Musimy porozmawiać. Chodź, Cilean. Usiądź obok nas. Chcę mieć was tutaj obie. Mamy niewiele czasu.

Objął każdą ramieniem, jakby się bal, że mogą zniknąć, I zaczął wyjaśniać, co działo się z nim i z innymi przez te kilka ostatnich dni.

– Uwierzyłeś im? – spytała Jura ze zdumieniem.

– Te kobiety zakradły się do naszego obozu, wlały nam do ust płyn odurzający, uderzyły mnie, a ty uwierzyłeś, że zostawiły nas śpiące spokojnie? Jesteś…

Rowan pocałował ją w usta.

– Tęskniłem za tobą, Jura. Skoro nas w to wpakowałem, muszę nas stąd wydostać.

– Ty? – zdziwiła się Jura. – Przecież ty jesteś przyczyną tego wszystkiego. Gdybyś nie…

– Ona myślała, że nie żyjesz – przerwała Cilean – i od czasu, jak nas porwano, bez przerwy płakała. Nigdy przedtem nie widziałam, żeby płakała, a teraz nie robi nic innego. O niczym innym nie mówi, tylko o tym, jak bardzo żałuje, że ci nie pomagała i że nigdy nie miała okazji ci powiedzieć, jak cię kocha.

– Czy to prawda, Jura? – szepnął.

Odwróciła się.

– Różne rzeczy się mówi w rozpaczy.

Ujął ją palcami pod brodę i delikatnie pocałował.

– Starałem się podjąć decyzję jako król. Pojechałem z Ultenkami, bo król Rowan chciał je zjednoczyć z innymi plemionami, ale Rowan mężczyzna żałował tej decyzji. Byłem głupcem, Jura, jak mi to powiedziałaś już tysiąc razy.

Popatrzyła mu w oczy.

– Ale chciałeś dobrze – szepnęła, a on ją znów pocałował.

– Tak jak ty tego dnia, gdy zabili Keona – dodał I zdziwił się, ujrzawszy łzy w oczach Jury. – Dałaś mi siłę, gdy chciałem już zawieść swój kraj, I nie pozwoliłaś, by ktokolwiek zobaczył moją słabość.

– Rowan! – rozległ się przy drzwiach ponaglający szept. Był to Daire. Cilean podbiegła do niego, ale dał jej znak, żeby odeszła. Natychmiast stała się znów strażniczką.

– Musimy iść – powiedział Daire. – Nawet Geralt już zawodzi.

– Zawodzi? – spytała Jura, odsuwając się od Rowana. – Cilean i ja jesteśmy gotowe. Idziemy z wami.

Rowan odchrząknął nerwowo.

– Nie możemy was wziąć. Ich jest za dużo, a nas za mało. Mogłem was odwiedzić tylko dlatego, że Fearenowie i Geralt… hm… zabawiają strażniczki. Jura, nie patrz tak na mnie. Wydostanę cię stąd, ale nie możesz oczekiwać, że wywołam wojnę z miastem kobiet, moich własnych lankońskich kobiet.

– Kobiet! – prychnęła patrząc na niego. – Te delikatne kobietki kazały Cilean i mnie wyciągać kamienie z drogi, oczyszczać młyny wodne z błota, taszczyć wielkie worki z ziarnem, naprawiać mury. Używają nas jako koni, a wy, mężczyźni, jesteście, jesteście… wykończeni, bo staracie się je zapłodnić.

– Ja nie, Jura. Przysięgam, że żadnej nawet nie dotknąłem. Jestem pewien, że pozwolą nam żyć tak długo, póki ja, król, nie dam dziecka jakiejś kobiecie.

Jura. kipiała ze złości.

– Strasznie się poświęcasz dla nas – prawie krzyknęła.

Rowan starał się ją objąć, ale się wywinęła.

– Jura, proszę, zaufaj mi.

– Tak, jak ty zaufałeś Ultenkom? Pojechałeś z tymi kobietkami, a Cilean, mnie i Britę zostawiłeś. I teraz nas zostawiasz, żebyśmy tu zgniły!

– To nieprawda – zaczął. – Ja… – Rowan był zmieszany, ale jednocześnie zadowolony. Syczała na niego jak zazdrosna kobieta, a nie jak rozsądna strażniczka. Była rozeźloną żoną, której wmawiano, że jej mąż sypia z innymi kobietami. Wyraźnie bardziej jej chodziło o niego niż o Lankonię.

– Rowan! – popędzał go Daire. – Musimy iść. Marek się o tym dowie, jeśli natychmiast nie pójdziemy. Wszystkich nas każe zabić.

Rowan z żalem odsunął się od Jury. Nigdy nie pragnął jej tak bardzo, jak teraz. Kusiło go, żeby abdykować na rzecz Geralta i wyjechać z Lanko- nil. Zabrałby Jurę ze sobą do Anglii. Wiedział oczywiście, że to niemożliwe.

– Daj mi dwa dni – szepnął. – Wydostanę was stąd za dwa dni.

Wyszedł I w ciszy, jaka zapanowała, Cilean chciała coś powiedzieć do Jury, ale ta nie słuchała.

Raz czuła się zdradzona, a po chwili rozumiała, że Rowan powinien był pojechać z Ultenkami, a Irialki zostawić. Była zbyt rozstrojona, żeby zasnąć. Gdyby wyszła za Daire, nigdy nie przyszłoby jej do głowy, że szczęście jej małżeństwa może być ważniejsze od dobra Lankonii. Więc dlaczego teraz tak się złości, że Rowan wybrał dobro Lankonii?

Przed świtem podeszła do drzwi, by spojrzeć na sylwetkę wielkiego pałacu. Myśl, że być może Rowan jest tam teraz z mną kobietą, doprowadzała ją do szału. Ale to był przecież sposób myślenia Angielki, a nie Lankonki. A tak nie powinno być. Jej obowiązkiem jest myśleć przede wszystkim o Lankonii, a nie o sobie. Oparła głowę o zimne kamienne odrzwia i starała się spojrzeć na to trzeźwo. Ale nie potrafiła. Wiedziała tylko jedno: chce, by Rowan wrócił. Nie mogła czekać, aż znudzą mu się Ultenki, albo jej arogancki brat będzie miał ich dosyć. Gotowa się była założyć, że Geralt nawet nie pomyślał, co działo się z Cilean i Jurą, a tym bardziej Britą, która go upokorzyła. On nigdy nie miał zbyt wiele współczucia dla innych. Przedtem, gdy myślała, że Rowan nie żyje, żałowała, że nigdy nie miała szansy pomóc mu w sprawach związanych z Lankonią. Ale przecież właśnie teraz nadarzała się okazja.

– Jura – powiedziała łagodnie Cilean – nie spałaś całą noc?

Jura zwróciła na przyjaciółkę błyszczące oczy.

– Wydostaniemy się stąd – powiedziała. – Użyjemy angielskiej broni Rowana – słów. Nie będziemy zabijać i ranić, będziemy robić coś znacznie gorszego. Powiemy tym kobietom, co przed nimi ukrywa stary Marek: że gdzieś tam, gdzie indziej, są mężczyźni, setki mężczyzn, i że każda z nich może mieć swojego męża i tylu męskich potomków, ilu zechce.

– Ale nie mówimy po ulteńsku – zauważyła Cilean – a Rowan powiedział, że nas stąd wydostanie za dwa dni. Czy nie powinnyśmy go posłuchać?

– Chcemy mu pomóc – odpowiedziała Jura twardo.

Tylko jedna ze strażniczek mówiła po irialsku i Jura sporo się namęczyła, nim skłoniła ją do posłuchania. Strażniczka wciąż powtarzała Jurze, by wracała do pracy. Ale przed południem wszystkie kobiety w zasięgu ich wzroku zatrzymały się, chcąc obejrzeć, jak ulicą przejeżdża w powozie Marek, a cztery piękne młode dziewczyny kręciły się koło niego. Marek był stary, tłusty, brudny i bezzębny. Za nim w dwóch powozach jechali Rowan, Daire, Geralt i Fearenowie. Jura czuła, jak przez kobiety przeszedł dreszczyk emocji na widok tych silnych i zdrowych mężczyzn. Zacisnęła pięści ze złości, gdy przejeżdżał obok niej Rowan, bo śliczna, mała Ultenka siedziała mu prawie na kolanach.

– Cóż to za słabeusze – powiedziała Jura, jakby powstrzymywała ziewanie.

Mała Ultenka, która mówiła po irialsku, spojrzała na nią ze zdziwieniem.

– W moim kraju kobieta nawet nie spojrzy na takiego. Takich to odsyłamy – dodała znudzonym głosem. – Czy możemy wrócić do pracy? Wolę pracować niż na to patrzeć. – Jura czuła, że dziewczyna się zainteresowała. Gdy zobaczyła, jak szepce coś do innych, wiedziała, że pomysł był dobry.

Kiedy Jura i Cilean poszły zbierać kamienie z pola, Ultenka zaczęła je wypytywać, gdzie mieszkają i jak tam jest. A szczególnie interesowali ją mężczyźni.