– Z małych, samowolnych dzierlatek też niczego nie wyciągniesz – mruknął Chase.
– Co takiego?
– Czy córunia raczyła ci powiedzieć, dokąd się wybrała? Kiedy ona właściwie wróciła?
– Przed pięcioma dniami – odparła Rachel. – Nie chciała mi powiedzieć, gdzie była. Próbowałam z nią rozmawiać, ale zarzuciła mi udawaną troskę i nieszczerość. Stwierdziła, że to nie mój interes. A już największą pretensję żywi do mnie za te poszukiwania. Krzyczała, że nie miałam prawa nikogo za nią wysyłać.
– Zaczynam sądzić, że twoja Jessica złości się bez przerwy. Wiesz, dlaczego wtedy uciekła? Bo ja się tu zjawiłem.
– Rozmawiałeś z nią na ten temat?
– Nie musiałem. Ona jest właśnie tą dziewczyną, o której ci opowiadałem, tą, która chciała, bym zabłądził.
I dlatego wyjechała. Wstydziła się spojrzeć mi w oczy, gdy zobaczyła, że i tak trafiłem.
– Przecież tamta była z mężczyzną. Tak przynajmniej mówiłeś.
– Pamiętam, ale z pewnością była to Jessie. Twoja córka. I wcale bym się nie zdziwił, gdyby się okazało, że właśnie z tym mężczyzną spędziła cały tydzień.
– Chyba przesadzasz – stwierdziła Rachel obronnym tonem.
– Zapewne, ale co możemy z nią zrobić? Powinnaś o nią dbać… Ojciec Jessie oddał ją tobie pod opiekę. Zamierzasz pozwolić, żeby zdziczała?
– Przecież ta dziewczyna w ogóle nie chce ze mną rozmawiać. Nie wierzy, że naprawdę się o nią martwię. Jak mam do niej dotrzeć, skoro mnie nienawidzi?
– Powiem ci, co ja bym zrobił na twoim miejscu.
– Już widziałam – odparła ostro. – I to nie jest dobra rada. Musi być jakiś inny sposób.
– Znajdź jej męża i wypuść spod swoich skrzydeł. Niech kto inny się o nią martwi.
Rachel nie odpowiedziała, ale popatrzyła na Chase'a z namysłem.
W jej głowie zaczął kiełkować pewien pomysł, pomysł, który z pewnością wcale by się Jessice nie spodobał.
Rozdział 6
– Widziałeś moją siostrę? – spytał Billy Chase'a, gdy dołączył do niego na werandzie.
– Od wczoraj nie – mruknął Summers. – Nie wróciła na noc do domu, ale tym razem twoja matka nie kazała mi jej ścigać.
– Ależ wróciła! – odparł Billy. – Nie mogłem zasnąć i późną nocą słyszałem, jak Jessie wchodzi do swego pokoju. Rano się z nią jednak minąłem, a miałem nadzieję, że zabierze mnie na przejażdżkę.
Słysząc entuzjazm w głosie chłopca, Chase uśmiechnął się szeroko.
– Tutaj podoba ci się bardziej niż w mieście?
– Pewnie. Komu by się nie podobało?
– Ja raczej lubię miasto.
– Ale pan długo podróżował. Tak przynajmniej twierdzi moja mama. Dla mnie to wszystko tutaj jest zupełnie nowe.
– A co ze szkołą? Z tego, co pamiętam, u Ewingów królowała święta zasada: albo będziesz się uczył, albo poniesiesz surowe konsekwencje. Może jednak po śmierci Jonathana wszystko się zmieniło? – Urwał nagle, przeklinając się w duchu za tę paplaninę. Dlaczego nie ugryzł się w język?!
– W porządku. – Billy wyratował go z opresji. – Tatuś nie żyje od trzech lat. Rozmowa o nim już nie sprawia mi bólu. A co do nauki, to niepotrzebnie mi pan o tym przypomniał… Mama mówiła, że zapewne wyśle mnie z powrotem do Chicago, gdyż podróż do najbliższej szkoły w Wyoming trwa cały dzień.
– A ty nie chcesz jechać?
– Sam nie – przyznał Billy. – Ale mama twierdzi, że nie może zostawić Jessie bez opieki, a Jessie nie zamierza się stąd ruszać. Zresztą, gdyby ranczo należało do mnie, to też bym go pilnował. Wolałbym mieszkać tutaj.
– Mama też na pewno nie marzy o tym, żeby się z tobą rozstać – powiedział z uśmiechem Chase. – Tak więc myślę, że jeszcze trochę tu pomieszkasz.
– Na pewno – odparł Billy. – Co się stało? – spytał, widząc, że Chase nieświadomie pociera nos.
Chase popatrzył na niego spod oka, gotów do ostrej reakcji. Potem jednak wzruszył tylko ramionami. Billy nie miał niczego złego na myśli.
– Twoja siostra mnie walnęła.
– Naprawdę? – spytał z uśmiechem chłopiec, a w jego jasnych oczach błysnęło zdziwienie.
– Nie widzę w tym niczego zabawnego – odparł Chase cierpko, przymrużając powieki.
– Ja się wcale nie śmieję – zapewnił szybko chłopiec. – Po prostu… tak sobie pomyślałem, że Jessie tylko trochę mnie przerasta, a pan jest dwa razy większy od niej. No ale po Jessie można się czegoś takiego spodziewać. Ona wszystko potrafi.
Chase pokręcił głową.
Billy najwyraźniej uznał Jessie za swego idola. Ciekawe, czy ich matka była tego świadoma.
– Lubisz ją, prawda? – spytał "ucho.
– Pewnie. Nawet nie wiedziałem, że mam siostrę, dopóki mama nie dostała tego listu i nie powiedziała mi
0 Jessice, to znaczy o Jessie – poprawił się natychmiast. -Ona nie lubi, by nazywać ją Jessicą. I jest zupełnie inna niż wszystkie dziewczyny. W dodatku piękna. Chłopaki z Chicago nigdy mi nie uwierzą, gdy o niej opowiem. – Ściszył głos. – Bardzo bym chciał, żeby mnie lubiła. Choć trochę.
– Jak to? – żachnął się Chase. – Na tobie też się wyżywa? Billy z zażenowaniem odwrócił wzrok.
– To jeszcze by wcale nie było najgorsze – powiedział. -Ona mnie ignoruje. Chyba ją jednak jakoś do siebie przekonam – dodał z zapałem. – Ona zachowuje się w ten sposób, bo uważa, że nie może inaczej. Chyba ją rozumiem. Ma osiemnaście lat i musi rządzić starszymi od siebie mężczyznami. Dziewczyna powinna być twarda, jeśli chce, by jej się to udało.
Chase'owi zabrakło głosu z wrażenia. Ten logiczny wywód wygłosił właśnie dziewięcioletni chłopiec. Summers długo nie mógł przyjść do siebie ze zdziwienia. Wszystko, co mówił Billy, miało naprawdę głęboki sens. Tłumaczyło też pewne zachowania dziewczyny. Chase ujrzał nagle Jessicę Blair w innym świetle.
Popatrzył na chłopca.
– A może wybierzesz się na przejażdżkę ze mną? Jak-sam mówiłeś, twoja siostra musi zajmować się ranczem
1 pewnie nie starcza jej czasu na wycieczki.
Kiedy Jessie wjechała późnym wieczorem na podwórko, była wykończona. Żałowała, że nie przenocowała przy ognisku i nie wyruszyła w drogę powrotną bladym świtem. Niedawno rozpoczął się spęd bydła, toteż kilka następnych tygodni miało jej upłynąć pod znakiem ciężkiej, nieprzerwanej pracy. Ciekawość wzięła jednak- górę i dziewczyna wróciła do domu, by sprawdzić, czy przyjaciel matki odjechał.