Uzyskała odpowiedź na to pytanie w chwili, gdy wprowadziła Blackstara do stajni – obok starego deresza Jeba w boksie stał piękny, złoty palomino. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu, Jessie nie potrafiła określić uczuć, jakie wywołał w niej ten widok. Odczuwała jednak zbyt wielkie znużenie, aby się nad tym zastanawiać.
Perspektywa zdejmowania piętnastokilogramowego siodła z grzbietu Blackstara całkowicie odbierała jej energię. Dziewczyna zapaliła lampę i wprowadziła konia do boksu, żałując, iż Jeb poszedł już spać.
Nie miała innego wyjścia jak wykonać swoje obowiązki i wreszcie się położyć. Była bardzo głodna, ale nie starczyłoby jej sił na przygotowywanie posiłku. Opuściła swych towarzyszy, gdy siadali przy ognisku do kolacji, po czym ruszyła w trzygodzinną drogę na ranczo.
– Potrzebujesz pomocy?
Jessie drgnęła i popatrzyła na Chase'a Summersa, opierającego się o boks Blackstara. Rozchylona koszula, wetknięta niedbale w czarne spodnie, odsłaniała gęstwinę ciemnych włosów na torsie. Nieoczekiwanie atrakcyjny wygląd Summersa wywarł ogromne wrażenie na Jessie. Poczuła przypływ żalu, gdy uświadomiła sobie nagle, iż nigdy nie polubi tego człowieka.
– Nie mogłem spać i zobaczyłem światło – powiedział Chase przyjaznym tonem. – Pomyślałem więc, że wyjdę zobaczyć, kto jeszcze nie śpi.
Zaskoczona podejrzaną zmianą frontu, Jessie nie odezwała się ani słowem. Nie potrafiła zapomnieć, jak ten mężczyzna ją potraktował. Dlaczego zachowywał się tak uprzejmie po tym, gdy go uderzyła? Nos nie był zresztą bardzo spuchnięty, nieznacznie zmienił jedynie kolor. Niezadowolona z takiego obrotu sprawy, przysięgła sobie w duchu, że następnym razem weźmie większy zamach.
Odwróciła się i zaczęła rozpinać rzemienie w nadziei, że jeśli będzie konsekwentnie ignorować Summersa, to się go w końcu pozbędzie. Ale w chwili, gdy zdjęła siodło, Chase pojawił się natychmiast tuż przy niej i z łatwością przerzucił je za zaporę boksu. Jessie nie podziękowała mu jednak za pomoc ani nawet na niego nie spojrzała. Zajęła się oporządzaniem i karmieniem konia.
Gdy skończyła, nadal nie wypowiadając ani słowa, minęła Chase'a, zgasiła lampę i ruszyła w stronę domu. Summers nie odstępował jej jednak ani na krok.
– Niczego mi nie chce pani ułatwić, prawda? – spytał cicho i westchnął, jako że znów napotkał barierę milczenia. – Panno Blair, nasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale po co to ciągnąć? Chciałbym panią przeprosić.
Jessie nie zatrzymała się, ale po krótkiej chwili postanowiła mimo wszystko przemówić.
– Za co mnie pan przeprasza?
– Za… wszystko.
– Naprawdę jest panu przykro czy też Rachel Ewing pana przysłała?
Słysząc chłód, z jakim Jessie wypowiedziała nazwisko matki, Chase skrzywił się. Rachel nie przesadzała. Córka naprawdę jej nienawidzi. Summers bardzo pragnął poznać przyczyny takiego stanu rzeczy, ale nie nadeszła jeszcze na to pora. Udało mu się w końcu nawiązać jakiś kontakt z dziewczyną, toteż wolał zachować ostrożność.
– Nieczęsto zdarza mi się przepraszać. Na pewno bym tego nie uczynił, gdybym nie odczuwał takiej potrzeby.
– A więc chce pan wyjechać?
Chase stanął jak wryty i spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę.
– Nie może pani po prostu przyjąć moich przeprosin?
– Oczywiście, że mogę – odparła lekko, nie przerywając marszu. – Ale nie odpowiedział pan na pytanie.
Jessie najwyraźniej nie zamierzała czekać. Korzystając z tylnych drzwi, szybko weszła do kuchni i dolała nafty do lampy pozostawionej przez Rachel na stole.
Chase wkroczył do kuchni w chwili, gdy dziewczyna -stojąc do niego tyłem – otwierała puszkę z fasolką. Widząc, że Jessie zaczyna jeść zimną potrawę, wykrzywił z niesmakiem usta.
– Brakowało nam pani przy kolacji – powiedział, zamykając za sobą drzwi. – Chyba coś zostało w piecyku, proszę sobie wziąć, jeśli jest pani głodna.
Odwróciła się z płonącymi oczyma. Pojął natychmiast, że dotknął drażliwego tematu. Jessie nie zasiadła bowiem do żadnego ze wspaniałych posiłków przyrządzonych przez Kate, odkąd na ranczo przybyła Rachel z Billym. Pragnęła w ten sposób zademonstrować, że nieproszeni goście zmuszają ją do opuszczania własnego domu. W rzeczywistości sama dokonała takiego wyboru, lecz to w niczym nie zmieniało istoty rzeczy.
– Dziś jednak kolacja była gorsza niż zwykle – skłamał Chase, by ułagodzić dziewczynę. Udało mu się to zresztą znakomicie – Jessie przestała na niego łypać i zabrała się znowu do swojej zimnej fasoli.
Zanim spotkała Chase'a, właściwie nie planowała posiłku, gdyż tak naprawdę pragnęła tylko udać się wreszcie na spoczynek. Z jakiegoś niezrozumiałego powodu przestała jednak odczuwać zmęczenie.
– Znowu wykręca się pan sianem i nie podejmuje tematu – stwierdziła obojętnie.
– Nie przypominam sobie, żeby w ogóle chciała pani ze mną rozmawiać – odparł z uśmiechem, starając się nadać rozmowie żartobliwy charakter.
– Mimo to odpowiedziałam na jedyne pytanie, jakie miał prawo pan zadać. Wyjaśniłam, dlaczego pana okłamałam. Poruszyłam ponadto kwestię, która nadzwyczaj mnie interesuje. Byłabym bardzo wdzięczna, gdyby pan odpowiedział wprost.
– Ale co właściwie chciała pani wiedzieć? Jessie odstawiła puszkę z fasolą.
– Pan mnie celowo prowokuje?
– Zawsze jest pani taka poważna? Nigdy pani nie żartuje? Proszę zaczekać! – zawołał, chwytając ją za ramię, gdy zrobiła kilka kroków w stronę drzwi.
Nie popatrzyła mu w twarz, utkwiła wymowne spojrzenie w jego ręce. Chase zdjął natychmiast dłoń z ramienia dziewczyny.
– Więc…? – spytała natarczywie.
– Nie wiem, co rzec. Pani sobie nie życzy, abym tu był, a Rachel z kolei poprosiła mnie o pomoc i nie bardzo mogę jej odmówić.
– Dlaczego?
– Bo ona może liczyć wyłącznie na mnie. Pani z pewnością jej nie pomaga.
– Czyżby tego ode mnie oczekiwano? – warknęła Jessie. – Nie prosiłam, żeby tu przyjeżdżała.
– Nie, ale zrobił to pani ojciec.
– Chce pan wiedzieć dlaczego? – spytała cicho, choć w jej turkusowych oczach nadal szalała burza. – Słyszałam waszą rozmowę tamtej nocy i podam panu lepszy powód niż ten, który ona sobie wykoncypowała. Ojciec nienawidził Rachel tak bardzo, że chciał się na niej mścić jeszcze po śmierci. Chciał, żeby zobaczyła, co ze mną zrobił. Pragnął, by na widok tego pięknego domu zaczęła żałować, iż posiadłość nie należy do niej.
– Rachel to bardzo zamożna kobieta – odparł cicho Chase. – Przecież jej rezydencja w Chicago jest cztery razy większa.
– Ojciec nie miał o tym pojęcia. Pragnął jedynie zetknąć nas ze sobą, tak by posypały się iskry. Wiedział, że muszą się posypać. Zdawał sobie sprawę, że jej nienawidzę. Sam się zresztą o to postarał.