– Owszem, i to nie pański interes.
– Może zechciałabyś mówić mi po imieniu? – zaproponował z miłym uśmiechem.
– Nie znamy się na tyle dobrze.
– Można to łatwo naprawić. Co chciałabyś o mnie wiedzieć?
– Nic – odparła z uporem w głosie, przymykając oczy.
– To fatalnie, bo ja byłbym ciekaw bardzo wielu rzeczy. Popatrzyła na niego ostro. Czyżby znowu drwił?
– Dlaczego? – spytała.
– Różnisz się bardzo od innych dziewcząt. Wychowano cię w zaiste fascynujący sposób. Powiedz, czy o tym właśnie marzyłaś? O takim życiu?
– Co za różnica? – odparła. – Już przepadło. Jestem, jaka jestem. – Za wszelką cenę próbowała ukryć gorycz. Nie przyznałaby się nigdy Rachel ani temu mężczyźnie, jak bardzo nienawidzi swego życia. Najbardziej ze wszystkiego na świecie pragnęła wyglądać i zachowywać się tak jak inne dziewczęta. Zyskała szansę, aby się zmienić, gdy umarł ojciec, szansę, by stać się zwyczajną dziewczyną. Wyjazd tych dwojga natrętów stworzyłby jej znów taką możliwość.
– Tak – odparł Chase. – Z pewnością jesteś unikatem. I nie gniewaj się na mnie za wścibstwo. Ciekawość to ludzka rzecz, prawda?
Miał szczery uśmiech, równe, białe zęby, pełne, niezbyt duże usta. A ciemne włosy wiły się na czole jak…
Jessie otrząsnęła się z zamyślenia. Co się z nią działo? Dlaczego tak na niego patrzyła?
– Ludzie w tych stronach, ciekawi czy nie, raczej nie zadają wielu pytań – odparła. – No tak, ale pan nie pochodzi stąd. Jutro wybieram się do Czejenów, jeśli już tak to pana interesuje.
– Pojadę z tobą, dobrze?
– W jakim celu? Aby wypełniać rozkazy Rachel? Przecież uprzedzałam pana, że tylko straci pan czas.
– Czy mógłbym to jednak sam osądzić? Nie ruszę się stąd, dopóki nie spełnię prośby twojej matki. – Starał się mówić najdelikatniej jak potrafił.
– W takim razie proszę mi koniecznie jutro towarzyszyć – powiedziała szybko Jessie.
Chase roześmiał się serdecznie.
– Jakże chętnie pozbyłabyś się mnie, Jessico. Sprawiasz mi przykrość. Inne kobiety uważają mnie za uroczego, dowcipnego mężczyznę. I lubią moje towarzystwo, możesz mi wierzyć.
– Ale ja nie jestem kobietą, tylko zepsutym bachorem -odparła Jessica bardzo spokojnie, nie zmieniając ani na chwilę wyrazu twarzy. – Tak więc to, co ja sądzę, i tak nie ma żadnego znaczenia.
Chase zmarszczył czoło. Nie mogła jednak podsłuchiwać? – przemknęło mu przez myśl. Z pewnością nie. Inaczej w ogóle by z nim przecież nie rozmawiała.
– Gdzie Rachel? – spytała nagle Jessie.
– Już śpi – odparł, mierząc ją wzrokiem. – Nie sądzisz, że powinnaś ją raczej nazywać mamą?
– Nie – odrzekła krótko. – Ja chyba też się położę. -Wstała i przeciągnęła się ostentacyjnie, podkreślając, że jest naprawdę zmęczona, a nie tylko chce zakończyć rozmowę. Otaksował wzrokiem jej ciało – szczególnie miejsce, w którym piersi wypychały gors koszuli.
A więc tyle tylko wystarczyło, aby Chase zauważył, że jednak ma do czynienia z kobietą! Przeciągnęła się raz jeszcze, zachwycona sposobem, w jaki się jej przyglądał. Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, że gapi się wręcz niegrzecznie.
– Wyruszę przed świtem, jeśli zdecyduje się pan ze mną jechać – powiedziała.
– Tak, cóż…
– Dobranoc, panie Summers.
Chase patrzył, jak Jessie wchodzi do domu. Wiedział, że już za chwilę, w samotni swego pokoju, ta wściekła kotka zdejmie ubranie, męskie ubranie, które tak naprawdę nie kryło wcale kobiecości. W co też przyodziana jest w łóżku? – myślał. – W koszulę nocną? Nic nie ma na sobie? Z łatwością potrafił wyobrazić sobie dziewczynę nago.
Zżerała go ciekawość. Czy obraz, jaki wytworzył sobie w myślach, pasuje do rzeczywistości? Czy piersi są naprawdę tak pełne i krągłe, jak się wydawały, a talia tak cienka? Ręce i twarz nosiły wyraźne ślady pocałunków słońca, lecz reszta była zapewne delikatna jak płatki dzikiej róży. Najgorsze musiały być nogi – fakt, że długie w stosunku do reszty ciała, ale na pewno silnie umięśnione z powodu codziennej jazdy konnej. Mężczyzna schwytany w tak solidny potrzask nie miałby szans się wyrwać. Tak, Jessie uprawiałaby miłość agresywnie.
Boże, co też mu chodziło po głowie?! Mimo kształtnego ciała Jessie nadal pozostała dzieckiem. A Chase nawet w myślach nie powinien zrywać z niej ubrania. Z drugiej strony już dawno zauważył, jaka ona jest ładna, a z uśmiechem na ustach wręcz oszałamiająco piękna.
No, ale jemu się nie podobała. I nie lubił jej.
Rozdział 9
Jessie nigdy nie miała trudności z porannym wstawaniem. Na dworze było jeszcze zupełnie ciemno, gdy zapaliła lampę, aby się ubrać. Starannie wybrała strój – miękkie, jasne spodnie z cielęcej skóry i pasującą do nich kamizelkę ozdobioną po obu stronach srebrnymi muszelkami. Czarna jedwabna koszula stanowiła wspaniałe uzupełnienie całości. Zanim Jessie wyszła z pokoju, zrobiła coś, co nigdy przedtem się jej nie zdarzało – otwarła szkatułkę leżącą pod łóżkiem, wyjęła z niej butelkę perfum jaśminowych i wtarła po kropelce za uszami. No i co on na to powie? – pomyślała.
Kate krzątała się już w kuchni; podała Jessie stek oraz jajka, kiedy tylko dziewczyna usiadła do stołu. Gdy wyczuła kwiatowy zapach, uniosła znacząco brew, ale się nie odezwała. Jessie uśmiechnęła się do siebie. Kate nigdy niczego nie komentowała.
W tej samej chwili dostrzegła pochylone plecy Indianki i zmarszczyła czoło.
– Podaj panu Summersowi śniadanie i wracaj do łóżka. Jesteś bardzo zmęczona. Niech Rachel sama o siebie zadba.
– Nic mi nie będzie – odezwała się cicho Kate. – A pan Summers już jadł.
Jessie bardzo się zdziwiła. Nie sądziła, że Chase wstanie tak wcześnie. Skończyła szybko posiłek i pospieszyła do stajni, zabierając zimny lunch, przygotowany przez Kate. Chase rozmawiał z Jebem, koń był osiodłany i gotowy do drogi. Zdecydowana rozpocząć miło dzień, Jessie powitała Summersa uśmiechem. Aż nadto gorliwie odwzajemnił powitanie.
Okulbaczyła wierzchowca i wskoczyła na siodło, zachwycona pożądliwym spojrzeniem mężczyzny, który nie spuszczał z niej wzroku. Nigdy przedtem nie wykonywała tak świadomie żadnych ruchów. Ta gra zaczynała ją podniecać. Czy potrafi utrzymać zainteresowanie Chase'a na tyle długo, aby mu udowodnić, że nie jest dzieckiem ani żadnym rozpuszczonym bachorem?
Gdy wyjeżdżali z doliny, niebo różowiało, lecz dalsza część szlaku tonęła w ciemnościach. Początkowo Jessie prowadziła; kiedy jednak słońce wstało na dobre, Chase dołączył do niej i jechali obok siebie, ale nie rozmawiali. Podróż nie należała do łatwych i przyjemnych. Jessie musiała dotrzeć do miasta wczesnym popołudniem, toteż przez całą drogę utrzymywała równe, dobre tempo, a na nizinach nawet zmuszała konia do galopu.