W pięć godzin później dotarli do niewielkiej zatoczki, gdzie Jessie zwykle stawała na popas w drodze do Czejenów, bardzo malowniczego miejsca, prowadzącego do rzeki, ocienionego drzewami, usłanego czerwonozłotymi liśćmi. Płaski teren był również zupełnie bezpieczny – gdyby ktokolwiek pojawił się w pobliżu, od razu by go dostrzegli.
Najpierw oporządzili konie, a następnie usiedli pod drzewami, aby zjeść bochen chleba, pokrojoną wołowinę i ser. Kiedy skończyli posiłek, Jessie pozmywała naczynia, wyciągnęła się na ziemi i chcąc choć przez chwilę odpocząć, oparła plecy o rzucone na ziemię siodło.
Podłożyła ręce pod głowę i zsunęła kapelusz na czoło. Leżąc, uniosła kolano i przekładała je leniwie z jednej strony na drugą, tak, by Chase widział, że ona nie śpi. Eksponowała w ten sposób piersi i płaski brzuch, a taki właśnie miała zamiar. Czuła na sobie wzrok Summersa i ani przez chwilę nie unosiła ronda znad czoła, aby mężczyzna mógł ją obserwować bez przeszkód.
– Jak długo zna pan Rachel, panie Summers? Westchnął.
– Nie sądzisz, że powinnaś mi mówić po imieniu, skoro zamierzasz mnie bliżej poznać?
– Chyba tak.
Nie dostrzegła rozbawionego uśmiechu mężczyzny.
– Znam twoją matkę od dziesięciu lat.
Dziewczyna zesztywniała. Dziesięć lat temu Rachel opuściła Thomasa. I zaraz potem została kochanką Summersa. Wysnuwając ten wniosek, Jessie nie wzięła pod uwagę faktu, iż przed dziesięcioma laty Chase mógł być zaledwie piętnasto- czy szesnastoletnim chłopcem.
– Nadal ją kochasz? – spytała ostro. Zamilkł.
– Co przez to rozumiesz? Jessie zmieniła ton.
– Jesteś jednym z jej mężczyzn, prawda? – rzuciła lekko, jakby nic sobie z tego nie robiła.
Chase wciągnął głęboko powietrze.
– Zaraz, zaraz. Dzieciaku, ty naprawdę tak sądzisz? Podniosła się z ziemi i popatrzyła na niego spod oka.
– Przygnałeś na jej pierwsze wezwanie, prawda?
– Masz sprośne myśli. Rzeczywiście wyrobiłaś sobie taką opinię o własnej matce?
– Nie odpowiedziałeś na pytanie – powtórzyła uparcie. Wzruszył ramionami.
– Tak samo, jak mógłbym kochać każdą kobietę. To wyznanie zamknęło jej usta. Przez chwilę zastanawiała się intensywnie, co by tu jeszcze powiedzieć.
– Nie przepadasz za kobietami, prawda?
– Źle mnie zrozumiałaś. Lubię je. Tyle że nie muszę od razu decydować się na jedną.
– Rozmieniasz się na drobne? – spytała złośliwie.
– Możesz to i tak określić. – Uśmiechnął się szeroko. – Ale tylko dlatego, że jeszcze nie spotkałem tej jedynej, z którą miałbym ochotę zostać na dłużej. Każda z nich, kiedy tylko dochodziła do wniosku, że złapała mnie na haczyk, stawała się małostkowa, zazdrosna i dokuczliwa. Wtedy kończył się romans i musiałem ruszać w drogę.
– Chcesz mi powiedzieć, że wszystkie kobiety.są takie? – spytała cicho Jessie.
– Oczywiście, że nie. Na wschodzie spotyka się najróżniejsze. Ale na zachód przybywają bardzo specyficzne damy: mężatki, matki córek szukających mężów i takie, które udają, że są obojętne, dopóki się ich nie zaczepi.
– Do tej ostatniej grupy należą również tancerki i dziewczyny z saloonów?
– One są najzabawniejsze – odparł, czując, że wszedł na grząski grunt.
– Kurwy?
– Nie nazywałbym ich tak – odparł z oburzeniem.
– W ten sposób poznałeś Rachel? – sarknęła. Zirytowany, zmarszczył brwi.
– Widać nikt ci tego nie mówił, więc równie dobrze mogę to zrobić i ja. Rachel była w stanie niemal skrajnego wycieńczenia, na dodatek w ciąży, kiedy Jonatan Ewing, mój ojczym, przywiózł ją do domu.
– Twój ojczym?
– Czy to cię dziwi?
Jessie oniemiała ze zdumienia. A więc ojcem Billy'ego nie był Ewing, tylko Will Phengle? Czy Billy o tym wiedział? W tej samej chwili zdała sobie sprawę z tego, że przed dziesięcioma laty Rachel miała dwadzieścia cztery lata, a Chase kilkanaście. Zapewne wcale ze sobą nie romansowali.
– Gdzie była wtedy twoja matka? – spytała.
– Umarła znacznie wcześniej.
– Bardzo mi przykro.
– Niepotrzebnie – odparł beznamiętnie.
W jego głosie wyraźnie dała się słyszeć gorycz, ale Jessie wolała jej nie zauważać. Wystarczył jej własny tłumiony żal.
– Tak więc twój ojczym ożenił się z Rachel, mimo iż nosiła dziecko innego mężczyzny?
– Raczej z powodu tego dziecka – odparł krótko Chase. Dobry Boże – przemknęło przez myśl Jessie. – Więc to tak?
– Ten drań zwlekał ze ślubem aż do porodu. Gdyby na świat przyszła dziewczynka, kazałby się im obu wynosić.
– Drugi taki sam łotr jak Thomas Blair. A ja myślałam, że taki podlec trafia się raz na sto lat.
– Nic się nie dzieje bez powodu. Twój ojciec mógł mieć dzieci, Jonathan Ewing nie, a zdobył ogromny majątek i pragnął przekazać fortunę synowi. Wyłącznie dlatego poślubił moją matkę. Nie kochał jej, zależało mu wyłącznie na mnie. Ona nie dbała o nic poza jego bogactwem. Ja natomiast nienawidziłem Ewinga ze wszystkich sił. – Umilkł na chwilę, nim zaczął mówić dalej. – Byłem wystarczająco duży, by rozumieć jego pobudki i gardzić bezwzględnym działaniem. Ewing uważał, że za pieniądze kupi wszystko, a ja nie chciałem go zaakceptować, bo gdzieś tam, kiedyś, miałem ojca. Dlatego toczyliśmy ze sobą długą, wyczerpującą bitwę, która nigdy nie dobiegła końca. Mieszkałem wtedy przez rok w domu, bo Rachel ułagodziła nieco sytuację. Dbała o mnie i stanowiła doskonały bufor między mną a ojcem. Bardzo mi wtedy pomogła. Rozumiesz teraz, dlaczego chcę się jej odwdzięczyć?
Jessie milczała chwilę. Jej dzieciństwo było okropne -utrata matki, walka z ojcem. Tak czy inaczej wyznania Chase'a świadczyły jednak o tym, że on też ma wiele grzeszków na sumieniu.
– Nie znasz Rachel – powiedziała.
– Sądzę, że lepiej niż… – Urwał i wbił wzrok w jakiś punkt ponad głową dziewczyny. – Ktoś bardzo uważnie się nam przygląda.
– Co takiego?
– Bez wątpienia to jeden z twoich czerwonoskórych przyjaciół.
Jessie odwróciła się szybko i poszła za jego spojrzeniem. Na nakrapianym kucyku siedział Indianin, który nie spuszczał z nich wzroku. Czy był to Biały Grzmot? Nie, on podszedłby przecież bliżej, aby się przywitać. Jessie wstała, przetrząsnęła kulbaki, wyjęła lornetkę i skierowała ją na Indianina.