Выбрать главу

– A skąd o n mógłby się tu wziąć, twoim zdaniem? -spytała po chwili.

– Indianin z rezerwatu?

Popatrzyła na niego i potrząsnęła głową.

– Dla ciebie wszyscy Indianie pochodzą z rezerwatu, prawda? Boże, ależ ty jesteś uparty! Próbowałam ci przecież wyjaśnić… Zresztą co za różnica?

Chase'owi zwęziły się oczy.

– Zatem jesteśmy w niebezpieczeństwie?

– ja nie, ale co do ciebie nie byłabym pewna – odparła okrutnie.

– Może jednak zechcesz mi to wytłumaczyć? – zażądał niecierpliwie.

– Tam jest Siuks. Oni nie opuszczają swego terytorium bez ważnego powodu. Bez powodu również nikogo nie obserwują.

– Uważasz, że jest ich więcej? Potrząsnęła głową.

– Chyba nie. Kiedy spotkałam w zeszłym tygodniu Małego Jastrzębia, nikt mu nie towarzyszył.

– Spotkałaś go w zeszłym tygodniu? – powtórzył za nią jak echo.

Odwróciła się, aby znów przyłożyć lornetkę do oczu, niezwykle zadowolona z tego, że wprawia Chase'a w stan niepokoju.

– Kiedyś udzieliłam mu schronienia w swoim obozowisku i poczęstowałam kolacją. Ale on wcale nie zachowywał się miło, tylko arogancko. Tak już z nimi bywa. – Uśmiechnęła się do Chase'a. – W pewnym sensie nawet zamierzał być miły, ale ja powiedziałam „nie".

Chase z trudem krył niedowierzanie. – Pragnął cię? No to pewnie dlatego tutaj przyjechał. Jessie popatrzyła na niego ostro, ale z kamiennej twarzy Summersa nie potrafiła niczego wyczytać.

– Nie wiem, co on tam robi, ale nie mam na tyle przewrócone w głowie, by sądzić, że szuka mnie.

– Gdyby się jednak okazało, że tak, może po prostu mu pokażmy, że wcale nie jesteś nie do zdobycia?

Zanim zrozumiała, o co mu chodzi, porwał ją w ramiona i nakrył ustami jej usta. Jessie doznała takiego wstrząsu, jakby zrzucił ją koń. Oszołomiona, leżała w objęciach Chase'a, poddając się pieszczocie jego warg. Nawet gdy wróciła do równowagi, nie miała ochoty się poruszyć. Czuła się wspaniale w ramionach tego mężczyzny, delektowała się smakiem jego pocałunków. Nigdy przedtem nikt jej tak nie całował i zdawała sobie sprawę z tego, że Chase doskonale wie, co robi.

Miała okazję przeżyć coś naprawdę niezwykłego – Summers znał się przecież świetnie na kobietach. Mimo oburzenia nie znalazła w sobie tyle siły, by wyrwać się z jego objęć.

Oboje zapomnieli o Małym Jastrzębiu. Chase puścił Jessie w chwili, gdy usłyszeli tuż obok siebie tętent konia. Summers nie zdążył nawet podnieść rąk do góry, gdyż Mały Jastrząb runął na niego z wysokości swego wierzchowca, chwycił za gardło i rzucił na ziemię.

Jessie patrzyła na nich z przerażeniem. Nigdy przedtem nie widziała tak zgrabnego skoku z galopującego konia. Ale dlaczego Chase nie podejmował walki? Nawet się nie ruszał! Mały Jastrząb wyciągnął nóż.

– Nie! – krzyknęła. – Mały jastrzębiu!

Podbiegła do Indianina w chwili, gdy sięgnął niemal gardła Chase'a i wkroczyła stanowczo między mężczyzn. Przez kilka chwil ona i Mały Jastrząb patrzyli sobie w oczy. W końcu Indianin odłożył nóż, przeniósł wzrok na Chase'a, wypowiedział rozgniewanym tonem parę niezrozumiałych słów i zaczął pokazywać coś szybko na migi.

Jessie starała się pojąć jak najwięcej z tego, co Indianin próbował jej przekazać.

– Chcesz wiedzieć, kim on dla mnie jest? Dlaczego…? Urwała, przypomniawszy sobie, że Siuks jej przecież nie rozumie.

– Może masz nie po kolei w głowie – mruknęła. – Nie umiem ci tego wyjaśnić. On nic dla mnie nie znaczy.

– Więc dlaczego go całujesz? – spytał Mały jastrząb. Jessie straciła oddech z wrażenia.

– Ty draniu! – krzyknęła. – Znasz angielski! Patrzyłeś spokojnie, jak łamię sobie głowę, próbując sobie przypomnieć język migowy. – Tak bardzo się bałam, a ty mogłeś po prostu…

– Mówisz stanowczo zbyt wiele, kobieto – mruknął Indianin. – Powiedz, dlaczego pocałowałaś tego mężczyznę.

– Nic podobnego nie zrobiłam. On mnie całował i to po to, żebyś ty sobie poszedł. Z żadnego innego powodu, bo tak naprawdę to ja go wręcz nie znoszę. Po co zresztą ci tłumaczę? Dlaczego go zaatakowałeś?

– Zależało ci na jego względach?

– Nie, ale…

Mały Jastrząb już nie słuchał. Podszedł do swego wierzchowca, wskoczył na siodło, podjechał do Jessie i spojrzał na nią z wysokości.

– Biały Grzmot wrócił do swego zimowego obozu – powiedział obojętnie.

– A więc go znasz?

– Rozmawiałem z nim po raz pierwszy dopiero po spotkaniu z tobą. Podobno nie masz żadnego mężczyzny oprócz ojca.

– Mój ojciec niedawno umarł.

– W takim razie jesteś sama na świecie?

– Nikogo mi nie trzeba – odparła poirytowanym tonem.

Mały Jastrząb uśmiechnął się nagle, wprawiając Jessie w jeszcze większe zdziwienie.

– Wkrótce się spotkamy, Podobna.

– Niech to diabli! – wybuchnęła, odwracając się do Chase'a, kiedy Indianin pojechał już w swoją stronę.

Summers leżał nieruchomo na ziemi, ale oddychał normalnie. Obmacała jego głowę, szukając obrażeń i wyczuła wielkiego guza. Podeszła do rzeki, napełniła kapelusz wodą i oblała nią nieprzytomnego.

Kiedy zaczął pluć i jęczeć, odetchnęła z ulgą.

– Czy ten sukinsyn naprawdę mnie zaatakował?…spytał Chase, dotykając potylicy. Kiedy natrafił palcami na sporego guza, wykrzywił się boleśnie.

– Mógł cię zabić – odparła ostro Jessie. – Kiepski z ciebie zawodnik.

Zmarszczył brwi.

– Dlaczego się złościsz? Musiałaś go zastrzelić?

– Nie, nie musiałam. I na pewno nie pozbawiłabym go życia tylko po to, by ratować twoje.

Te jadowite słowa sprawiły mu przykrość.

– Nienawidzisz mnie, prawda?

– Czy to widać?

Odsunęła się nieco, aby osiodłać konia. Summersowi nic już nie dolegało. Nie wymagał opieki. Uważając na każdy krok, podszedł do swego wierzchowca. – Wiesz, dlaczego on mnie zaatakował? – spytał, odwracając się do Jessie.

– Sam się domyśl, ofermo.

– Niech to diabli! – zaklął. – Czy naprawdę proszę o zbyt wiele? Przecież to ja ucierpiałem, prawda?

– A wiesz chociaż z jakiego powodu? – prychnęła Jessie. – Niepotrzebnie się popisujesz i tyle.

Popatrzył na nią z namysłem.

– Dlatego się wściekasz? Gniewasz się jeszcze o ten pocałunek?

Nie odpowiedziała, dosiadła zwinnie swego wierzchowca i pogalopowała przed siebie, pozostawiając Summersa w tyle. Chase wskoczył na siodło; w głowie odczuwał dziwne pulsowanie. Nie wiedział, dlaczego pocałował Jessie, ale z pewnością postąpił głupio. Poprzysiągł sobie, że już nigdy nie ulegnie podobnej pokusie.