Blue Parker, niewątpliwie przystojny mężczyzna, miał złote włosy i piwne, wyraziste oczy, mówiące Jessie, jak bardzo mu się podoba. Większość mężczyzn zresztą patrzyła na nią w ten sposób, choć Jessie na żądanie ojca kryła swą kobiecość pod męskim ubraniem.
Ojciec. Jej ojciec. Na samą myśl o nim traciła humor. Kilka miesięcy wcześniej – osierocona i pozostawiona samej sobie – rozpaczała nad swoim losem. Teraz jednak nie żyła już samotnie, lecz czuła się znacznie gorzej niż przedtem. Cóż takiego wstąpiło w ojca, że napisał list, który sprowadził tych dwoje na ranczo? Nie było mowy o pomyłce czy oszustwie – Jessica widziała te arkusiki zapełnione znajomym charakterem pisma. Ale z jakiego powodu ojciec podjął taką decyzję?
Nie mogła zrozumieć, dlaczego Thomas Blair prosił o pomoc osobę, której nienawidził najbardziej na świecie. Jessie chłonęła tę nienawiść przez ostatnie dziesięć lat i w końcu sama nauczyła się nienawidzić. Ojciec jednak napisał ten list i umarł, a korespondencję dostarczono pod wskazany adres. Wkrótce potem zjawili się oni i położyli kres niedawno odzyskanej wolności Jessiki, która musiała respektować ostatnią wolę Thomasa Blaira.
Co za niesprawiedliwość! Nie potrzebowała dozorcy. W końcu ojciec miał okazję się przekonać, że sama potrafi o siebie zadbać. Nauczyła się polować, jeździć konno i strzelać lepiej niż większość mężczyzn. Znała wszelkie blaski i cienie pracy na ranczu, które potrafiła prowadzić równie dobrze jak Thomas.
Blue siedział w pewnej odległości od Jessie; czuł, że dziewczyna musi coś przemyśleć. A ona wspominała pierwsze osiem lat swego życia, te lata, zanim ojciec zabrał ją z internatu i przywiózł na ranczo. Zmusił ją, by poznała prawdę o swojej matce, ale mimo wszystko kochała ojca. Może zresztą nigdy nie przestała go kochać, nawet wówczas, gdy wydawało się jej, że go nienawidzi. Czyż nie rozpaczała po jego śmierci? Czyż nie pragnęła zabić mężczyzny, który go zastrzelił? Niemniej jednak zdawała sobie sprawę, że śmierć Thomasa oznacza dla niej wolność. Nie tak wprawdzie zamierzała ją osiągnąć, ale przecież zyskała szansę, by stać się sobą, a nie kimś, kogo stworzył Thomas Blair. A teraz znów odmawiano jej wolności.
Musiała przyznać się w duchu do tego, że jej dotychczasowe marzenia ustępowały teraz przed pragnieniem, by zaszokować tych dwoje, pokazać im, co zrobił z nią Thomas. Chciała, by o n a poczuła się winna, by uwierzyła, że Jessie wyrosła na dziką, niemoralną dziewczynę. Dlatego też ukryła wszystkie piękne suknie, jakie przywiozła do domu, wszystkie perfumy, wstążki i biżuterię, jakie wreszcie mogła sobie kupić. No i wypatrzyła Blue. Zamierzała sprowokować go do tego, by się z nią kochał. Ona oczywiście musiałaby dowiedzieć się o wszystkim i doznać szoku.
Wróciła myślami do Parkera, który podszedł tymczasem nieco bliżej. Jessie odwróciła do niego głowę i znów zaczęli się całować, tym razem namiętniej. Koszula Jessie rozchyliła się na całej długości i dziewczyna poczuła rękę mężczyzny na swojej piersi. Czy powinna go powstrzymać?
Czyjeś dyskretne chrząknięcie rozwiązało dylemat. Jessie poczuła ogromną wdzięczność do przybysza, ale zdawała sobie sprawę z tego, jak ta sytuacja może wyglądać w oczach parobka, który przyłapał ich na gorącym uczynku. Modliła się w duchu, by świadkiem zajścia okazał się Jeb. On na pewno by ją zrozumiał.
Zerknęła ostrożnie przez ramię Blue i poczuła, że oblewa się rumieńcem. Nieznajomy mężczyzna, siedzący na pięknym palomino, patrzył z irytującym rozbawieniem, widocznym w każdej zmarszczce jego ciemnej, pięknie rzeźbionej twarzy. Jessie ogarnęło przerażenie. Dlaczego on tak patrzy?
Blue – niezwykle zażenowany – chciał podnieść się z ziemi, ale Jessie chwyciła go za koszulę i obrzuciła zagniewanym spojrzeniem. Omal nie odsłonił jej nagości przed obcym. Chłopak poczerwieniał jeszcze bardziej i uśmiechnął się wstydliwie. Jessie wbijała w niego wzrok, dopóki nie zapięła koszuli. Gdy wreszcie doprowadziła się do ładu, nakazała mu gestem, by wstał i oboje niezdarnie podnieśli się z ziemi. Blue odwrócił się twarzą do mężczyzny, a Jessie schowała się za plecami swego niedoszłego kochanka.
– Przepraszam, że przeszkadzam – odezwał się mężczyzna głębokim głosem, którego ton wskazywał wyraźnie, że wcale mu nie jest przykro, lecz raczej wesoło. – Potrzebuję pomocy, więc przystanąłem na chwilę, żeby z wami porozmawiać.
– Jakiego rodzaju pomocy? – spytał Blue.
– Szukam Rocky Valley i pani Ewing. Dowiedziałem się w Cheyenne, że odnajdę ranczo po dniu jazdy na północ, ale ani wczoraj, ani dzisiaj nie dopisało mi szczęście. Możecie mi powiedzieć, czy zmierzam w dobrym kierunku?
– Pan… Auuu!
– Wjechał pan na teren prywatny – dokończyła Jessie za Blue, szczypiąc go, by zamilkł. Wysunęła się szybko zza pleców parobka, a jej zażenowanie ustąpiło miejsca złości. – I znajduje się pan daleko od Rocky Valley.
Chase Summers nie spuszczał oka z dziewczyny patrzącej na niego tak wojowniczo. Zdumiała go bardzo nieoczekiwana wrogość nieznajomej. Zastawszy ją w określonej sytuacji, nie sądził, że okaże się tak młoda. Miała najwyżej czternaście czy piętnaście lat – uchodziło jej jeszcze noszenie spodni. Starsza dziewczyna nigdy by się w ten sposób nie ubrała. A chłopak wyglądał na jakieś dwadzieścia parę lat i wydawał mu się stanowczo za poważny na to, by uwodzić dziecko.
Ale to nie był kłopot Chase'a. Wyraz jego twarzy nie zmienił się nawet wówczas, gdy zielonooka zaczęła sztyletować go wzrokiem. Była naprawdę bardzo ładna, a tak niezwykłych oczu nie widział nigdy przedtem.
– Ale… – zaczął Blue, lecz urwał, gdy dziewczyna znów uszczypnęła go boleśnie.
– Nie wiedziałem, że to teren prywatny – sumitował się Chase. – Gdybyście tylko wskazali mi odpowiedni kierunek, od razu ruszyłbym naprzód.
– Proszę jechać na północ – odparła Jessie. – I nigdy tu nie wracać – dodała ostro. – Nie lubimy obcych na naszej ziemi.
– Zapamiętam – odparł Chase, a następnie skinął uprzejmie głową, przejechał na drugą stronę przełęczy i pognał przed siebie.
Jessie patrzyła za obcym rozgniewanymi oczyma, dopóki nie wyczula na sobie zirytowanego i zdziwionego jednocześnie spojrzenia Blue. Szybko odwróciła wzrok od przełęczy, sięgnęła po pas z kaburą i przypięła go w talii, nie podnosząc nawet głowy.
– Chwileczkę! – Blue chwycił ją za ramię w chwili, gdy podniósłszy kapelusz, ruszyła w stronę swego rumaka. – Co to wszystko znaczy?
Wzruszyła ramionami.
– Nie lubię obcych.
– Ale dlaczego skłamałaś?
Jessie wyrwała rękę, odwróciła głowę i spojrzała na niego z furią. Blue niemal zapomniał o złości – było na co popatrzeć. W oczach Jessie migotały zielononiebieskie ogniki, jej piersi falowały, przerzucony przez ramię warkocz dotykał koniuszkiem wąskiego biodra. Prawa dłoń dziewczyny spoczywała na kaburze i choć Parker wątpił, czy Jessie zdecydowałaby się; go zastrzelić, pewne zagrożenie istniało, toteż nawet nie próbował jej dotykać.