Выбрать главу

– O co ci chodzi? – mruknęła. – Czyżby Rachel nie okazała się wyrozumiała? Zraniła twoje uczucia?

– Nie obchodzi cię to, że zraniłaś ją, prawda?

– Czyżbym kochała się sama ze sobą? – odparowała. – Nie przypominam sobie również, abym uczyniła pierwszy krok. Kto jest więc za to odpowiedzialny?

– Ostrzegłem cię przecież, co się zdarzy, jeśli ona się dowie.

Jessie zaczęła się śmiać, czym wprawiła Chase'a w zadziwienie.

– A więc dlatego tu jesteś! Bardzo mi przykro, ale muszę cię uspokoić. Nie masz się czym martwić. Straciłeś tylko jej zaufanie. Zupełnie wprawdzie nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy na zaufaniu dziwki, ale…

– Ona nie jest dziwką – odparł ochrypłym głosem.

– Nie mów mi, kim jest. Wiem lepiej niż ty.

– Nie przyszedłem, aby znów się z tobą kłócić. Chcę cię prosić o rękę.

Jessie zaniemówiła na chwilę ze zdumienia, ale szybko przyszła do siebie.

– Poprosiłeś. A teraz idź do niej, powiedz, że byłeś grzecznym chłopcem i zrobiłeś, co ci kazała.

– Wcale mnie tu nie przysłała. W ogóle nie zamieniła ze mną słowa. Wybiegła z kuchni ze łzami w oczach i od tamtej pory jej nie widziałem.

– Co w takim razie usiłujesz mi udowodnić? Że jesteś szlachetny? Czy też, wyprzedzając wypadki i oświadczając mi się, zanim zostaniesz do tego zmuszony, zamierzasz zdobyć po prostu parę punktów? – prychnęła.

– Co jest złego w małżeństwie? – spytał rozsądnie, znając wszelkie powody, jakie mogłaby podać Jessie.

– Za kogo mnie uważasz? Myślisz, że nie pamiętam, jak bardzo cię przeraża sama myśl o ślubie?

– Kiedyś rzeczywiście nie chciałem się żenić, ale…

– Dobra, dobra. Nic się nie zmieniło. Pragniesz tego małżeństwa tak samo jak ja, czyli wcale. Wynoś się stąd wreszcie i skończ te pijackie brednie.

– To nie brednie. Jak ci już mówiłem, wcale nie jestem pijany. Rachel będzie na pewno nalegała na ślub, może więc nie damy jej szansy na wygłoszenie kazania?

– I popsujemy całą przyjemność? Dziwki nie miewają zbyt często okazji ku temu, by sprowadzać maluczkich na drogę cnoty.

– Chyba nie mówisz poważnie – odparł zmęczonym głosem.

– Bo w tym nie ma nic poważnego – warknęła. – Może rzeczywiście będę musiała ustąpić w paru sprawach, ale ślub z tobą? Nie pozwolę się zmusić do małżeństwa z kimś, kogo nie cierpię! Wolałabym już raczej wyjechać stąd na zawsze!

– Wczoraj w nocy nie mówiłaś w ten sposób.

– Wczoraj w nocy straciłam rozum.

– Zatem oboje go straciliśmy – odparł gniewnie. – Tak czy inaczej, przeskakują między nami jakieś iskry.

– Nie oszukuj się, Chase. Jesteś pierwszym mężczyzną, który mnie dotknął, lecz nie będziesz ostatnim.

Zrobił dwa duże kroki i porwał ją w ramiona. Oczy pociemniały mu z gniewu i pożądania.

– To, co dzieje się między nami, nie przydarza się każdej parze – rzekł ochrypłym głosem. – Możesz zaprzeczać, ale przecież wiesz, że mnie pragniesz. Wyjdź za mnie. Powiedz „tak".

Nie chciał wypuścić jej z objęć, toteż rąbnęła go w tors na tyle mocno, by się wyrwać, a nie tylko wprawić go w zdumienie. Na dokładkę wymierzyła mu siarczysty policzek.

– Już wierzysz, że cię nie chcę?! – wrzasnęła. Pierś falowała jej gniewnie, ucisk w gardle utrudniał mówienie. – Może i potrafisz się dobrze kochać, ale to nie wystarczy.

Aby małżeństwo było udane, trzeba jeszcze szacunku, a ja go do ciebie nie czuję.

– Najwyższy czas, żebym go w tobie wzbudził! – warknął Chase, patrząc groźnie.

Jessie odskoczyła, jednakże nie dość szybko. Chase chwycił ją za przeguby i pociągnął na łóżko, lecz jak się okazało, dziewczyna mylnie oceniła jego intencje.

– Pragnąłem to zrobić od chwili, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy – oznajmił z satysfakcją.

Wciągnął ją sobie na kolana. Po pierwszym piekącym klapsie jęknęła z bólu. A później nastąpiły kolejne, coraz mocniejsze. Miała ochotę krzyczeć, ale nie chciała mu sprawić takiej przyjemności. Usiłowała natomiast walczyć, lecz Chase przytrzymał jej uda nogą, a wolną dłoń oparł ciężko na plecach dziewczyny, tak by nie była w stanie się ruszyć. Podczas szamotaniny koszula Jessie zadarła się wysoko, więc mężczyzna uderzał w gołe siedzenie.

Jessie musiała zgryźć wargi, aby się nie rozpłakać. Chase nie zamierzał szybko zakończyć egzekucji.

– Pragnąłbym powiedzieć, że boli mnie to bardziej niż ciebie, ale wcale tak nie jest – powiedział, wymierzając kolejnego siarczystego klapsa. – Ktoś powinien był już dawno się na to zdecydować. Może potem nie rzucałabyś się z pięściami na ludzi, ilekroć przychodzi ci na to ochota.

W oczach Jessie błyszczały łzy, ale on tego nie dostrzegł. Widział tylko mocno zaczerwienione pośladki. Zapominając o przyczynach swojej brutalności, nagle pochylił się i ucałował zaogniony tyłeczek.

Dziewczyna nie czuła jednak nic oprócz bólu. Chase nie zdawał sobie z tego sprawy i poczuł złość na samego siebie za to, że pragnął przynieść jej ulgę. Zdjął Jessie z kolan i ułożył na łóżku. Następnie otworzył drzwi i wymaszerował ciężkim krokiem z pokoju. Na korytarzu przypomniał sobie o wekslu tkwiącym w tylnej kieszeni spodni. Wrócił do pokoju w chwili, gdy Jessie siadała na łóżku. Cudowne kruczoczarne włosy opadły jej na ramiona i plecy, zasłoniły twarz. Ten widok poruszył Chase'a do głębi.

– Mam coś dla ciebie – powiedział, upuszczając weksel na kapę.

Dziewczyna nie odwróciła nawet głowy.

– To mógł być wprawdzie prezent ślubny, ale ponieważ kosztował mnie tylko jedną turę przy karcianym stoliku, potraktujmy go jako zapłatę za przyjemności. W ten sposób wyrównamy rachunki.

Sądził, że uzyska odpowiedź, ale nie doczekał się żadnej reakcji, bodaj groźnego łypnięcia. Jessie nie zaszczyciła go spojrzeniem. Wyszedł z pokoju i zamknął za sobą drzwi. Nie zamierzał się przejmować. Jego pożegnalna tyrada nie była wcale bardziej złośliwa niż to, co Jessie wielokrotnie mówiła do niego. Nie, nie zamierzał się martwić. Wreszcie się od niej uwolnił.

Rozdział 24

Ponad tydzień nie mogła usiąść wygodnie na koniu, więc ilekroć wybierała się na przejażdżkę, myślała o Chasie. Po laniu, jakie jej sprawił, opuścił ranczo następnego ranka. Jessie nie przyszła się pożegnać. Przed wyruszeniem w drogę Summers zdążył jeszcze pokłócić się z Rachel. Jessie mimowolnie wszystko słyszała.

– Poprosiłem ją o rękę. Odmówiła. Do licha ciężkiego! Co jeszcze mogłem zrobić?

– Zostawić ją w spokoju, gdy była pora! – krzyknęła Rachel. – Niech to diabli! Przecież ja ci wierzyłam!