– Jak wszystkie – dodał Ned.
Annie zignorowała ich obu. Przeciągała szczotką po jasnych włosach.
– Gdzie on się zatrzymał?
– Chyba w hotelu.
– Nie wiesz? Gdzie jest szeryf?
– Daj spokój, Doc. Po co miałem go budzić? Poradzę sobie bez niego.
– Dowiedz się, czy ten miody człowiek zna kogoś w tym mieście. Przez kilka dni będzie na pewno potrzebował opieki.
– A twoja małżonka? Zdaje się, że zwykle to ona pielęgnuje chorych…
– Ale tylko bogobojnych chorych. Gdyby usłyszała, w jakich okolicznościach napadnięto tego nieszczęśnika, od razu by się domyśliła, że on nie należy do takiej kategorii. Mógłbym się, oczywiście, uprzeć, ale nie chcę mieć kłopotów.
– On zna Blairównę – odezwała się Annie. Przeżyła szok, kiedy się okazało, że ten hazardzista wcale nie umarł. Może Clee dałby jej nawet premię, gdyby spróbowała wrócić do oryginalnego planu? Postanowiła spróbować.
– Jessie Blair? – upewnił się Doc, zajęty oczyszczaniem rany. – Widziałem ją dzisiaj w mieście. Sprawdź, czy ona mieszka w hotelu, a jeśli tak…
– Sprowadź ją tutaj szybko – przerwała Annie. – Skończmy z tym wreszcie.
Meddly popatrzył na nią ostro.
– Nie sądzę, aby było to odpowiednie miejsce dla takiej damy jak Jessie, panienko.
– Dlaczego? Słyszałam, że ona jest twarda jak skała. Każda dziewczyna, która potrafi załadować broń, może też wejść do saloonu i nie zemdleć.
– Ale po co ma przychodzić, gdy wcale nie ma takiej konieczności! – odparł z oburzeniem Doc i odwrócił się do Neda. – Powiedz po prostu pannie Jessie, że ten mężczyzna został ranny i poproś ją, żeby poczekała na mnie w pokoju Summersa. Przyślij też kilku ludzi, którzy dadzą radę go stąd zabrać.
Ned poszedł do hotelu, ale nie znalazł Jessie, która wkroczywszy właśnie do saloonu, słuchała jednym uchem opowieści o napadzie. Całą uwagę skupiła jednak na czymś zupełnie innym. Przybyła do miasta, aby odnaleźć Chase'a. Po wyjściu Billy'ego nie mogła zasnąć i bardzo długo rozmyślała. Doszła do wniosków, które zadziwiły nawet ją samą. W zatłoczonej sali nie dostrzegła Chase'a. Rozejrzała się ponownie, a potem zaczęła uważniej słuchać prowadzonych wokół rozmów.
– Jak już musisz wyzionąć ducha, to chyba jedyny sposób – w łóżku, z kobietą.
– Tak oberwać w plecy, bez szans na obronę?
– Słyszałem, że ukradli mu nawet spodnie.
– Ostatnio sporo wygrywał, ale dziś chyba nie usiadł do stolika. Chciałbym zobaczyć minę tego drania, co go zasztyletował, kiedy zobaczył puste kieszenie.
– No!
– Widziałem go raz czy dwa z Blairówną. Chyba przez jakiś czas u niej pracował.
– Dobrze by było, gdyby wreszcie go tu przynieśli. Wyciąłbym sobie numerek ze Srebrną Annie. Powiedziałaby mi przy okazji, co naprawdę zaszło.
Jessie zerwała się z miejsca. Na schodach ukazało się właśnie czterech mężczyzn, a na podeście, przy otwartych drzwiach, stało kilku innych, którzy ciekawie zaglądali do środka. Jessie ruszyła wolno na piętro. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że na jej widok wszelkie rozmowy zaczęły milknąć.
Gdy stanęła wreszcie przy otwartych drzwiach, dotarł do niej głos doktora Meddly:
– Może ma pani jakąś parę spodni, panno Annie?
– Co ja bym z nimi robiła? Mężczyźni, którzy mnie odwiedzają, ściągają portki, ale przed wyjściem zawsze wkładają je z powrotem. Proszę go przykryć kołdrą, nie sprawi mu to różnicy.
Jessie przeniosła spojrzenie z pleców doktora Meddly na mocno umalowaną twarz blondynki, ubranej jedynie w kusy gorsecik i pantalony do kolan, a następnie popatrzyła na mężczyznę leżącego na łóżku.
– Czy on nie żyje? – spytała ochrypłym głosem.
– Panna Jessie! – wykrzyknął Doc. – Co się dzieje z tym zastępcą? Mówiłem mu przecież, żeby pani nie przyprowadzał!
– Czy on nie żyje? – powtórzyła głośniej.
Meddly dostrzegł jej poszarzałą twarz i przerażone oczy.
– Nie, nie – zapewnił ją szybko, najłagodniejszym tonem, na jaki potrafił się zdobyć. – Przy odpowiedniej opiece na pewno wyzdrowieje.
Jessie omal nie osunęła się bezwładnie na podłogę, lecz w ostatniej chwili chwyciła się framugi. Meddly uśmiechnął się, by dodać jej otuchy. Zaraz potem jednak dziewczyna wyprostowała gwałtownie plecy, zwróciła wzrok na mężczyznę leżącego na łóżku, po czym spojrzała twardo na doktora, a następnie na Annie.
Gdy weszła do pokoju, doktor Meddly szybko okrył Chase'a kocem.
– Nie powinna pani przebywać w takim miejscu, panno Jessie. Miałem go właśnie przewieźć do hotelu.
– Co się stało? – spytała twardo dziewczyna.
– Napad rabunkowy.
– Walczył?
– To ze mną powinnaś rozmawiać, skarbie – odezwała się słodkim głosem Annie. – Byłam z nim, kiedy to się stało.
Jessie odwróciła się na pięcie. Pod jej nieprzyjaznym spojrzeniem Srebrna wyraźnie się skurczyła.
– Czyżby? Dlaczego w takim razie milczysz, skarbie?
– Nie walczył – odparła niespokojnie Annie. – Był zbyt pijany – dodała pewniej. – Ale złodziej nie zdawał sobie chyba z tego sprawy i pchnął go nożem. Sądziłam, że go wykończył. Dlatego zaczęłam tak wrzeszczeć, a wtedy złoczyńca dał nogę. Złapał tylko łachy tego nieszczęśnika i już go nie widziałam.
– Tą samą opowiastką uraczyłaś zastępcę szeryfa?
– No oczywiście.
– Czy ktoś może poświadczyć twoje słowa?
– O co chodzi? – Annie zmarszczyła brwi.
– Pytam, kobieto, czy istnieje ktoś jeszcze, kto mógłby potwierdzić twoje słowa? – rzekła Jessie lodowatym tonem. – Ktoś może widział, jak rabuś wybiega z twego pokoju?
– Skąd.mam wiedzieć? – odparła Annie. – Mężczyźni kręcą się tutaj całą noc. Nikt im się nie przygląda.
– Widziałaś napastnika? – spytała Jessie.
– Nic nie widziałam. Światło było zgaszone.
– Więc skąd wiesz, że Chase'a zasztyletowano?
– Skąd wiem? Po prostu wiem.
– Skąd? Ubrudził cię krwią? Czy Chase był zakrwawiony, kiedy pan tu przyjechał? – spytała Jessie doktora, nie odrywając wzroku od Annie.
– Nie pamiętam, panienko, ale dlaczego panienka zadaje te wszystkie pytania?
– Ja też jestem tego ciekawa – mruknęła Annie. – Ned mnie tak nie męczył.
– Może i nie – odparła Jessie. – On jednak nie znał tego mężczyzny tak dobrze, jak ja go znam.