Przesunęła się wreszcie na środek wozu. Chase przymknął oczy.
– Jeśli nie będziesz już wypruwał z siebie flaków, połóż się tutaj.
Chase odemknął powieki. Nie mógł się jednak zdobyć na odpowiedź.
– Nie słyszysz?
– Obawiam się… Obawiam się, że nie jestem najmilszym towarzyszem – wykrztusił mimo kołkowatego języka.
– Towarzystwo, rzeczywiście… – wymamrotała. – Zależy mi na twoim towarzystwie tak samo jak tobie na moim, ale przez głupie pijackie wybryki będę musiała je tolerować.
– Nie rozumiem.
– Boże! Nie możesz po prostu leżeć spokojnie? Musisz odpoczywać, a ja nie mam ochoty na pogaduszki!
Chase pomyślał, że najbardziej przydałby mu się teraz lekarz. Albo butelka whisky. Jedno z dwojga. Sen mógł jednak zwalczyć kaca.
Miejsca nie było wiele, a Jessie okupowała już połowę prowizorycznego posłania.
Przesunęła się na sam skraj legowiska, ale by się tam zmieścić, Chase musiałby położyć głowę na jej kolanach. Nie mogła mu jednak tego zaproponować, nie siadając. Usiąść zaś nie chciała, gdyż znów zrobiłoby się jej niedobrze.
Zwinięta na boku, ugięła nogę.
– Twoja poduszka.
Mimo bólu Chase zdobył się na uśmiech.
– Naprawdę?
Dostrzegła charakterystyczny błysk w jego oczach, ale tym razem jej to nie zdenerwowało. Przeciwnie, omal się nie roześmiała. Oboje mieli torsje, Chase'a, pomijając już ból spowodowany raną, na pewno trawiła gorączka. A jednak nadal miał w głowie seks. Co za typ!
– Proponuję ci tylko oparcie, więc wybij sobie z głowy te brudne myśli, Chasie Summers. – Chciała, by jej słowa zabrzmiały surowo, lecz przebijała w nich żartobliwa nuta. – Gdybym nie musiała tu tkwić, siedziałabym z pewnością na koźle, obok Billy'ego.
– Billy'ego?
– Tak. On powozi.
Chase uniósł głowę, ale znów oślepiło go słońce.
– Połóż się na brzuchu. Tak kazał lekarz – powiedziała ostro.
Zmarszczył brwi.
– Jaki znów lekarz? – spytał z irytacją w głosie. – Nigdy nie sypiam na brzuchu. Na pewno czułbym się o wiele lepiej, gdybym dotąd leżał na plecach.
– Nie mam cierpliwości do twoich fochów! – odparła ze złością. – Leż na brzuchu albo na boku, byle nie na plecach!
– Dlaczego?
– Skoro nie wiesz, to znaczy, że nie wytrzeźwiałeś na tyle, aby było warto z tobą rozmawiać.
Chase ze złością przewrócił się na bok. Uczynił to jednak wolno i ostrożnie.
Jessie umilkła. Awanturę postanowiła zrobić później, po ustąpieniu mdłości. Miała przynajmniej na co czekać.
Rozdział 28
Obudziła się w końcu na wołanie Billy'ego i rozejrzała nieprzytomnie. Leżała nieruchomo jeszcze chwilę, dopóki nie dotarła do niej informacja, że są już prawie w domu. Usiadła, dziękując losowi, że może znów się poruszać bez obawy o żołądek. Nastało już jednak późne popołudnie, a o takiej porze nie dokuczały jej mdłości. Nie zamierzała przespać całego dnia. Czy z Billym wszystko w porządku? Chyba tak. Chase wciąż spał. Jego czoło wydawało się naturalnie ciepłe. W chwili gdy położyła mu rękę na głowie, Summers ścisnął jej nogę. Jessie chciała powiedzieć mu parę ostrych słów, lecz zorientowała się szybko, iż był to tylko odruch. Summers spał nadal, z policzkiem wtulonym w jej łono.
Oczy Jessie ciskały błyskawice. Ruch mężczyzny wywołał niepożądaną reakcję w dolnych partiach jej ciała, choć – jak właśnie sobie pomyślała – nic podobnego nie powinno się zdarzać. Jak można bowiem gardzić mężczyzną, a jednocześnie go pragnąć? Jak można?!
Roztrząsanie tego problemu pochłonęło ją do tego stopnia, że nie zauważyła nawet, iż zajechali pod dom. Rachel wyszła na ganek, rzuciła okiem na Chase'a i weszła z powrotem do środka. Jessie wzruszyła ramionami. Rachel przecież nie wiedziała, że Chase jest ranny. Gdyby zdawała sobie sprawę z powagi sytuacji, na pewno zachowałaby się inaczej. Oby tak się w końcu stało! – pomyślała. Nie zamierzała pielęgnować rannego sama.
– Pobiegnij po Jeba, Billy, i zobacz, czy nie. kręcą się w pobliżu jacyś inni mężczyźni, którzy mogliby zanieść Chase'a do domu – rozkazała. – Dziękuję za powożenie. Wspaniale się spisałeś.
Billy uśmiechnął się z zadowoleniem i poszedł szukać Harta. Za chwilę pojawił się znowu, niemal ciągnąc za sobą staruszka.
– No i co tu mamy? – spytał ciekawie Jeb. – Myślałem, że już go nigdy więcej nie zobaczę.
– Nie ty jeden – mruknęła Jessie z niesmakiem, przeczołgując się na tył wozu. – Został ranny podczas mego pobytu w mieście, a Doc Meddly wiedział o naszej znajomości i wrobił mnie w pielęgnację chorego.
– Nie mów! – zachichotał Jeb.
– Nie widzę w tym nic śmiesznego – odparła.
– Co on do tej pory robił w mieście?
– Grał w karty, chlał i zadawał się z dziwkami.
– Nie mów! – powtórzył stary z rozbawieniem.
– Przestań i pomóż mi wnieść go do środka.
– W szałasie podobno nie ma nikogo – oznajmił Billy. -Tak przynajmniej twierdzi Jeb.
– Damy sobie radę we trójkę – mruknął Jeb. – On w ogóle nie może chodzić?
– Będzie musiał – odparła dziewczyna. – Nóg nie połamał. Billy, idź przygotuj łóżko – zakomenderowała. -Ja i Jeb pomożemy mu jakoś dowlec się na miejsce.
– Jak ciężko jest ranny? – spytał poważnie Jeb, gdy Billy pomknął w kierunku domu.
Jessie opowiedziała, co się stało.
– Powinien leżeć przez parę dni, co oznacza, że ktoś musi się nim opiekować. W innym przypadku nigdy bym go tutaj nie przywiozła.
Potrząsnęła Chase'em i westchnęła, gdy ten przetoczył się na plecy.
– Na pewno pozrywa sobie szwy. Mam nadzieję, że nadal potrafisz posługiwać się igłą.
– Nie mów, że oberwał w plecy! – Jeb podniósł głos w oburzeniu.
– Niestety, oberwał, ale resztę wyjaśnię ci później. Na razie postarajmy się ściągnąć go z wozu.
Jakoś im się to udało, ale nie od razu. Dopóki jego stopy nie stanęły na ziemi, Chase nawet nie otworzył oczu. Miał takie kłopoty z utrzymaniem równowagi, że musieli go niemal ciągnąć.
Zarzuciwszy sobie ręce rannego na ramiona, dotarli z trudnością do dawnego pokoju Thomasa Blaira. Billy przygotował już posłanie i czekał na nich niespokojnie. Na szczęście łóżko nie było wysokie i nie miało podestu.