– Chase, którego znałam, był zupełnie inny – powiedziała zimno Rachel.
– Nie wiem, co z niego za człowiek, ale to nie moja sprawa. I nie twoja. Summers nie odpowiada za swoje czyny przed żadną z nas.
– Dziwną przyjmujesz postawę. Po tym, co ci zrobił…
– Dasz wreszcie temu spokój? – spytała Jessie. – Zrobiliśmy to razem. 1 tylko ty z tego powodu płaczesz.
– Skoro tak, dlaczego za niego nie wyszłaś, kiedy cię o to prosił?
– Bo uczynił to za późno – odparła gorzko Jessie. – Tak naprawdę on wcale nie chciał się ze mną ożenić i doskonale o tym wiedziałam. Czyj honor udałoby mi się uratować, gdybym stanęła przed ołtarzem? Chyba wyłącznie twój.
Głos Rachel zmiękł.
– To znaczy… że wyszłabyś za niego, gdyby cię kochał? Jessie potrząsnęła głową.
– Skąd ty bierzesz takie pomysły? Ten człowiek nie żywi do mnie żadnych głębszych uczuć. Nie znaczę dla niego więcej niż jego inne kobiety.
– Jesteś pewna? Może on cię kocha, tylko nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy? Przecież nie wyjechał; został w mieście.
– Bo chciał się upić.
– Ale dlaczego? Może kocha cię tak bardzo, że…
– Zamierzasz go bronić?
– Absolutnie nie. Skąd!
– Cieszę się, że to słyszę, gdyż nie wyszłabym za mąż za nicponia.
– A więc jednak ci na nim zależy.
Jessie zirytowała się do tego stopnia, że najchętniej zaczęłaby sobie wyrywać włosy z głowy. Pochyliła się i walnęła pięścią w stół. Na jej policzki wystąpiły krwiste rumieńce.
– On mnie nic nie obchodzi! Mógłby nawet umierać z głodu, a ja nie przestąpiłabym progu jego pokoju. Leży w tym domu, ale nie zamierzam się do niego zbliżać. Nawet na niego nie spojrzę. Ty go tutaj ściągnęłaś, więc właśnie ty musisz się nim zaopiekować.
Rachel wstała sztywno od stołu.
– Odmawiam pielęgnacji człowieka, który zhańbił moją córkę.
Jessie otworzyła szeroko oczy i przez chwilę patrzyła za odchodzącą Rachel. Nagle zerwała się z krzesła i wybiegła za nią aż do korytarza.
– Nikt mnie nie zhańbił, słyszysz?! – wrzasnęła.
– Trudno, bym nie słyszała, skoro się tak wydzierasz -odparła spokojnie Rachel. – Ale to nie zmienia faktów. Nie pomogę Chase'owi.
– Mimo iż jest twoim przyjacielem?
– Był nim – rzekła Rachel z uporem, zatrzymując się przy drzwiach. – Skoro ktoś musi się nim zajmować, niech to będzie Kate. Ona na pewno nie będzie miała nic przeciwko temu.
– Skąd ta pewność? – wychrypiała Jessie. – Nie wolno ci obarczać jej pielęgnacją Chase'a.
– A tobie nie wolno podrzucać go mnie – skwitowała Rachel i zamknęła za sobą drzwi.
Dwadzieścia minut później Jessie zaniosła jedzenie do pokoju Chase'a. Miała nadzieję, że będzie mogła wyładować na nim swój zły humor, lecz, niestety, Summers spał jak zabity. Zostawiła więc talerz na stoliku stojącym obok łóżka, upewniła się, że chory jest przykryty i szybko wyszła na korytarz.
Rozdział 30
Chase'owi bardzo podobała się rekonwalescencja, choć jedyną pogodną twarzą, jaką miał w tym czasie okazję oglądać, była twarz Billy'ego. Rano chłopiec przynosił mu śniadanie i zostawał na pogawędkę. Chase widywał również Jessie, co sprawiało mu ogromną przyjemność, mimo iż dziewczyna patrzyła zwykle na niego wilkiem i stroiła kwaśne miny.
Uznał tę sytuację za sprawiedliwą. W końcu znalazł się w takim stanie, ponieważ za dużo wypił i nie mógł się bronić, a winą za to obarczał wyłącznie Jessie. Tak więc czy nie należała mu się jej opieka?
Jessie nie podzielała tego przekonania. Czyniła wszystko, co w jej mocy, by dać mu do zrozumienia, że wcale nie ma ochoty go pielęgnować, przeciwnie – bardzo ją to denerwuje. Chase jednak nie cierpiał z powodu urażonej dumy ani też wcale się nie złościł. Bawiły go westchnienia dziewczyny, jej sarkanie i opryskliwość. Jessie udawała męczennicę, a jednak posyłała do Chase'a Billy'ego z wieczornym posiłkiem albo też prosiła chłopca, aby przytrzymywał lusterko, kiedy Summers przystępował po południu do golenia. Prosiła również Jeba, aby pomógł choremu się myć. Zmieniała Chase'owi pościel, co zwykle należało do obowiązków Kate. Nie zajmowała się jedynie śniadaniem.
Rano w ogóle jej nie widywał. Zresztą – jak twierdził Billy – Jessie wyjeżdżała z domu bardzo wcześnie i udawała się na pastwisko. Po zaledwie dwóch dniach Summers złapał się na tym, że niecierpliwie wyczekuje jej powrotu, nasłuchuje głosu. Jeśli się spóźniała, bardzo się denerwował. Jeśli przyjeżdżała wcześniej, promieniał z radości.
Rachel nie odwiedzała Chase'a. Dawała jednak upust swemu niezadowoleniu. Kiedyś nawet dopadła Jessie, wychodzącą z pokoju Summersa, tak że chory mógł słyszeć każde słowo, i spytała dziewczynę wprost, kiedy Chase wreszcie wyjedzie. Najwyraźniej zaskoczyła ją odpowiedź córki, która oznajmiła nonszalancko, iż „nie szybciej, aniżeli mu się będzie, do diabła, podobało". Taka postawa wprawiła go w zdumienie. Oczywiście, wiedział, iż Jessie ujęła się za nim wyłącznie po to, by przeciwstawić się Rachel, gdyż występowała zawsze przeciwko matce, ale jednak…
Po tygodniu Chase zrozumiał, że nie powinien dłużej pozostawać w łóżku. Jego rana ładnie się goiła, odzyskiwał siły. Ból nie dawał mu się we znaki aż tak, aby nie mógł dosiąść konia. Nadszedł czas pożegnania z Rocky Valley. Tym razem jednak nie zamierzał zatrzymywać się w Cheyenne. Jessie zapakowała cały jego dobytek, wraz ze znaczną sumą wygranych pieniędzy, i przywiozła wszystko na ranczo. Mężczyzna, który go napadł, zdobył jedynie drobne, jakie Chase miał w kieszeni. Summers dysponował zatem kwotą wystarczającą na powrót na wschód i podróż do Hiszpanii. To właśnie powinien uczynić.
Wcale jednak nie marzył o wyjeździe, pragnął widywać Jessie. Przez ostatni tydzień bardzo się do niej przywiązał; ujrzał ją teraz w całkiem innym świetle. Rozumiał ją znacznie lepiej.
Mówi się, że dzieci wyraźniej dostrzegają istotę rzeczy, co sprawdzało się z pewnością w wypadku małego Billy'ego. Uwaga chłopca, iż Jessie jest twarda, gdyż nie może pozwolić sobie na słabość, trafiała w sedno. Gniew wydawał się jej jedyną obroną. Kryła w ten sposób zmieszanie, urazę i strach.
Chase poznał ją lepiej. Dostrzegał teraz przerażoną dziewczynę, próbującą desperacko zachować niezależność, usiłującą obywać się bez niczyjej pomocy. Kiedyś widocznie bardzo potrzebowała kogoś bliskiego i została zraniona. Ujrzawszy Jessie w nowym świetle, zapragnął porwać ją w ramiona, tulić i chronić. Ale twarda, mała Jessie nigdy by mu na to nie pozwoliła, najpierw należało przełamać jej opór, który narastał całymi latami. Syzyfowa praca. Czy jakikolwiek mężczyzna potrafiłby sobie poradzić z takim zadaniem?