– Powiedz mi, co ci dolega, bardzo proszę…
W jego głosie wyraźnie pobrzmiewała troska, co usposobiło Jessie znacznie życzliwiej. Musiała mu coś odpowiedzieć, nie prawdę, ale cokolwiek.
– Nie czuję się dobrze, to wszystko. Chyba za dużo ostatnio pracuję.
– Leżenie na ziemi na pewno ci nie pomoże. Zaziębisz się na śmierć.
– Chciałam dotrzeć do szałasu z zapasami, ale tym razem nie dałam rady.
– Tym razem? Więc tam właśnie jeździsz co rano? Dlaczego?
Chciała powiedzieć, że w szałasie temperatura jest dla niej zdecydowanie bardziej odpowiednia, ale nie mogła zdradzić tajemnicy.
– Objeżdżałam północną część rancza. Nie wolno mi się tam zatrzymać choć na chwilę, aby coś zjeść? Zamierzasz mi jeszcze zadać jakieś pytania?
– Zabierani cię z powrotem na ranczo.
– Nie! Jeszcze chwilę. Sądzisz, że tak bym sobie po prostu leżała, gdybym była w stanie jeździć? – spytała kwaśno.
– Nie możesz tu zostać. Zabiorę cię do szałasu. Tam znowu wypoczniesz.
– Nie, Chase. – Gdy wyciągnął do niej rękę, natychmiast wpadła w panikę. – Nie dotykaj mnie!
Nie zwrócił na to uwagi, ale Jessie wiedziała, że każdy ruch może pogorszyć stan jej żołądka. Te obawy sprawdziły się natychmiast. Wyrwała się więc Chase'owi i odwróciła akurat w porę, by zwrócić wszystko, czego jeszcze nie zdążyła zwymiotować. Kiedy skończyła, Chase podniósł ją ostrożnie, usadził bokiem w siodle, sam wskoczył na konia, przyciągnął Jessie do siebie i pojechał po Blackstara. Dziewczyna przestała protestować. Oparła się o Summersa i oboje ruszyli do chatki. Ledwo przybyli na miejsce, Chase wniósł Jessie do środka i posadził na łóżku stojącym najbliżej kominka. Rozpalił ogień, następnie pomógł jej zdjąć żakiet, buty i odpiął kaburę, tak by dziewczynie było wygodniej.
– Mogę ci przynieść coś do jedzenia? – zapytał.
– Nie – powiedziała szybko. – Ale zagotuj wodę, jeśli możesz. W kulbace mam trochę mięty. Pomaga na żołądek.
Chase nie dyskutował na temat skuteczności tego domowego środka, lecz zrobił, co kazała, i zanim poszedł po siodło, postawił czajnik na ogniu. Potem czekał, aż woda się zagotuje, by dodać do niej ziół. W tym czasie Jessie zasnęła, a on jej nie budził. Sen był dla Jessie najważniejszy, napar mógł poczekać. Usiadłszy, by na nią popatrzeć, Summers zaczął się zastanawiać czy wezwać lekarza. Najbliższy doktor mieszkał jednak o dzień drogi od szałasu, a Chase nie mógł zostawić Jessie samej.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Jessie rzeczywiście nadwerężyła siły. Wstawała przed świtem, pracowała do zachodu słońca, a nawet ona nie była przyzwyczajona do takiej harówki. Poza tym zamartwiała się utratą bydła.
Wyszedł, by wprowadzić konie do przybudówki. Zaklął głośno, gdy ujrzał pierwsze płatki śniegu. Potem uświadomił sobie, że jeśli taka pogoda się utrzyma, zamieć może ich tu unieruchomić. Wówczas nie musieliby się jednak martwić o bydło, gdyż burza śnieżna powstrzymałaby również Bowdre'a. Chase upewnił się, że koniom starczy jedzenia i zaraz wrócił do szałasu.
Rozdział 33
Jessie obudziła się w ciepłym kokonie kołder, tuż obok trzeszczał ogień, a w powietrzu unosił się jakiś wspaniały zapach. Poczuła silny głód.
Usiadła na łóżku, Chase stał przy kominku, odwrócony plecami do Jessie i mieszał potrawę, której aromat wzbudził w dziewczynie wilczy apetyt.
– Nie wiedziałam, że potrafisz gotować. Odwrócił się i uśmiechnął.
– Czasami.
– Pachnie wspaniale.
– Dziękuję pani. – Podszedł do łóżka. Gdy popatrzył uważniej na Jessie, natychmiast spoważniał. – Mogę ci teraz przynieść zioła?
– Na razie nie są mi potrzebne, ale skorzystałabym z przyjemnością z tego, co upichciłeś.
– Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?
– Naprawdę, Chase. Potrzebowałam jedynie chwili wypoczynku. Umieram z głodu. Chciałabym coś zjeść.
Uśmiechnął się radośnie.
– Nic prostszego, kochanie.
Jessie zmarszczyła brwi. Wolałaby, aby Chase nie nazywał jej w ten sposób, nie okazywał troski. Nie była pewna, co o tym sądzić.
Podchodząc do stołu, nie spuszczała wzroku z Chase'a. Poruszał się zwinnie, więc najwyraźniej nie nadwerężył sobie mięśni. Prześliznęła się wzrokiem po jego szerokich plecach, biodrach i szczupłych pośladkach. Wyglądał tak, jakby stać go było na wszystko. Absolutnie wszystko.
Zarumieniła się i odwróciła wzrok. Skąd jej przyszły do głowy takie myśli? Nosiła jego dziecko, lecz odkąd zaczął się przechwalać powodzeniem u kobiet, nabrała przekonania, że tak naprawdę wcale o nią nie dba. Dlatego ona postanowiła nie dbać o niego. Pamiętaj o tym, Jessie, napominała się w myślach.
– Czy ci za gorąco? – spytał Chase, stawiając talerz na stole.
Widząc, że zauważył jej wypieki, zarumieniła się jeszcze mocniej.
– Trochę – odparła gniewnie.
Jedli w milczeniu. Chase zmieszany był tą nagłą zmianą nastroju dziewczyny. Obserwował ją całkiem otwarcie, gdy tymczasem ona spuściła skromnie oczy i pochłaniała pożywienie tak, jakby od wielu dni nie miała nic w ustach. Wydawała się zdrowa. Wróciła do dawnej formy, choć jeszcze kilka godzin temu była chora i blada. Najwyraźniej potrzebowała paru godzin snu. Pomyślał, że może nie powinna się przemęczać przez jakiś czas, by nie powróciły kłopoty ze zdrowiem.
Cisza się przeciągała. Może Jessie martwiła się Bowdre'em bardziej, niż się wydawało?
– Wiesz, jeśli zamkniesz się w sobie i nie przestaniesz martwić, rana zacznie ropieć.
– Co takiego? – Popatrzyła na niego rozszerzonymi oczyma.
– Na pewno rozumiesz, o co mi chodzi – odparł spokojnie.
– Chyba jednak nie – powiedziała buńczucznie.
– O Latona Bowdre'a. O kradzież stada. To przecież jeszcze nie koniec świata.
– Nie. – Westchnęła. – Zabiję po prostu tego drania, jeśli znów wejdzie mi w drogę.
Chase wybuchnął głośnym śmiechem.
– Daj spokój, bądź poważna.
– jestem śmiertelnie poważna.
– Co zamierzasz zrobić? Wyzwiesz go?
– Dlaczego nie?
– Bo on może ci odmówić i nikt nie pomyśli o nim nic złego. Żaden mężczyzna nie stawi czoła kobiecie w pojedynku na rewolwery, nawet taki łajdak jak Bowdre.