– Cieszę się, że tu dotarłeś. Kiedy wysyłałam te wszystkie telegramy, nie byłam pewna, czy je otrzymujesz. Zawsze dużo podróżowałeś. W ogóle zresztą nie marzyłam nawet, że zechcesz się pojawić.
– Mówiłem ci przecież, że stawię się na każde wezwanie.
– Wiem, ale żadne z nas nie sądziło, że skorzystam z propozycji. Ja w każdym razie nie brałam tego poważnie.
– Nie lubisz prosić o pomoc. – Zabrzmiało to jak stwierdzenie.
– Dobrze mnie znasz. – Rachel zaśmiała się cicho, co doprowadziło Jessie do szału.
– O co więc chodzi? – spytał Chase. Dziewczyna zesztywniała. Nie podobał się jej ton mężczyzny.
– Właściwie trudno powiedzieć – zaczęła Rachel z wahaniem. – W każdym razie to nic konkretnego. Może się okazać, że niepotrzebnie cię fatygowałam. To znaczy…
– Chwileczkę – przerwał Chase. – Zwykle nie owijasz niczego w bawełnę, Rachel.
– Po prostu czułabym się okropnie, gdybym niepotrzebnie zabrała ci czas.
– Nie przejmuj się tym. Czy masz powody do zmartwienia, czy nie, przyjechałem z przyjemnością. Nic nie trzymało mnie w Abilene i tak czy inaczej zamierzałem się stamtąd ruszyć. Nazwijmy to spóźnioną wizytą. Jeśli mogę zrobić cokolwiek, jestem do usług.
– Naprawdę nie potrafię wyrazić, jak bardzo to cenię.
– Dajmy spokój kurtuazji. Na czym polega problem?
– Chodzi o człowieka, który zabił Thomasa Blaira…
– Blair był twoim pierwszym mężem?
– Tak.
– Kto go zastrzelił?
– Ten człowiek nazywa się Laton Bowdre. Kilka tygodni temu spotkałam go w Cheyenne, zanim przybyłam tutaj, na ranczo. Poszłam zobaczyć się z panem Crawleyem w banku. Właśnie on wysłał list Thomasa. Sądziłam, że Crawley potrafi mi wyjaśnić, dlaczego po tylu latach Thomas sprowadza mnie na farmę. Nie dość, że przedtem mnie wyrzucił, to w dodatku odebrał mi prawo do widywania dziecka.
– I list coś wyjaśnił?
– Niezupełnie.
– A bankier zna przyczynę decyzji twego pierwszego męża?
– Nie, ale powiedział mi, że Thomas zaciągnął ogromny dług w banku.
– I sądzisz, że ustanowił cię opiekunką Jessie, gdyż sądził, że dziewczyna nie poradzi sobie z problemami finansowymi?
– Możliwe – odparła Rachela z namysłem. – Thomas na pewno by nie chciał, żeby straciła ranczo. Tego jednego jestem pewna.
– Chryste… – mruknął Chase. – Ale jak możesz jej pomóc? Nie znasz się przecież na koniach ani na hodowli.
– Thomas nie oczekiwał ode mnie prowadzenia rancza. Chciał tylko, by ktoś opiekował się Jessie do czasu jej dwudziestych urodzin lub zamążpójścia, niezależnie od tego, co nastąpi najpierw. Czuł, że ona sama nie potrafi utrzymać się w ryzach. Nie dostałabym tego listu, gdyby Thomas umarł dwa lata później. Pan Crawley twierdził, że list leżał w banku od czterech lat. Co do rancza – Jessica doskonale daje sobie radę i wie, co robi.
– Chyba nie mówisz poważnie!
– Chciałabym żartować! – W głosie Rachel wyraźnie pobrzmiewała gorycz. – Ale Thomas miał dziesięć lat na pracę z Jessie. Nauczył ją przez ten czas pracy na ranczu. I znacznie gorszych rzeczy.
~ Gorszych?
– Zobaczysz, o co mi chodzi, kiedy ją poznasz. Jak mówiłam, spotkałam w banku pana Bowdre. Poznał nas ze sobą pan Crawley. Oczywiście, Bowdre wyraził najgłębsze ubolewanie, jak sądzę bardzo nieszczere, i opowiedział mi, co się zdarzyło. W jednym z saloonów grano w karty, a Thomas, przekonany, że wygra, postawił jakąś absurdalną sumę pieniędzy. Przegrał, oskarżył Bowdre'a o oszustwo i sięgnął po broń. Bowdre okazał się jednak szybszy i zastrzelił go.
– A co na to szeryf?
– Twierdzi, że to prawda. Jest zresztą dwunastu świadków, z połową miałam okazję rozmawiać. Wszyscy mówią to samo. Walka była fair. Tak czy inaczej, nigdy nie wyjaśniono, czy Bowdre naprawdę oszukiwał, a teraz trudno to będzie ustalić. Dług Thomasa nadal pozostał nie uregulowany, a w tych stronach długi karciane to świętość.
– Jako amator kart, nie mogę skłamać, że przykro mi to słyszeć – rzekł Chase z sardonicznym uśmiechem.
– Najgorsze jest to, że Bowdre upomina się o pieniądze, a Jessica ich nie ma. Sądzę, że on naprawdę zażądałby rancza, gdyby Jessie nie zmusiła go przy świadkach, by dał jej czas na spłacenie długu.
– Ile?
– Trzy miesiące.
– Co na to Jessica?
– Chyba się nie zamartwia. Mówi, że zajmie się Bowdre'em po jesiennym spędzie. Podpisała umowy na dostawę krów z kilkoma obozami poszukiwaczy złota na północy.
– Więc o co właściwie chodzi, Rachel?
– O Latona Bowdre'a. To chytry lis, przynajmniej takie odnoszę wrażenie – powiedziała, przygryzając wargę. -Jemu chyba nie zależy na pieniądzach, Chase. Uparł się raczej zdobyć ranczo.
– Niewykluczone więc, iż zrobi coś, co uniemożliwi Jessice spłacenie długu.
– Owszem. Nie mam tylko pojęcia co. Zresztą może przesadzam, ale czułabym się o wiele lepiej, gdybyś się z nim spotkał i przekazał mi potem swoje wrażenia.
– Oczywiście – zgodził się ochoczo Chase. – Ale dlaczego nie spłacisz po prostu długu i nie skończysz z tą sprawą raz na zawsze? Przecież cię na to stać,
– Sądzisz, że nie chcę? Próbowałam dać Jessice pieniądze, ale cisnęła mi je w twarz. Niczego ode mnie nie przyjmie.
– Dlaczego?
– Ojciec Jessie nienawidził mnie z całego serca i nauczył ją tego samego. A ona okazała się nadzwyczaj pojętną uczennicą.
Na chwilę zaległa cisza.
– Kiedy mogę poznać tę upartą istotę? Jessie nie czekała na odpowiedź.
Cofnęła się do holu i wśliznęła do sypialni. Chwyciła kilka rzeczy, wróciła do kuchni, porwała bochenek chleba i po cichutku wymknęła się z domu.
Kipiała ze złości.
Jak oni śmią o niej rozmawiać? Jakim prawem Rachel wzywa jakiegoś obcego człowieka, który wtyka nos w nie swoje sprawy?! Uparta istota! Dobre sobie! Niech ten gość jedzie do Cheyenne i węszy jak pies! Niech wraca i doniesie o wszystkim Rachel. A potem niech się raz na zawsze wynosi!
Jessica postanowiła, że wróci dopiero wtedy, gdy Chase zniknie na dobre.
Rozdział 3
Późnym wieczorem Rachel zaczęła się niepokoić nieobecnością dziewczyny. Prosiła nawet Chase'a, aby posprawdzał budynki gospodarcze, lecz przyszedł z niczym. Jessice zdarzało się już wracać na ranczo o różnych dziwnych porach, ale nigdy przedtem tak bardzo się nie spóźniła. Matka zaczęła sobie wyobrażać najrozmaitsze straszne możliwości.