Выбрать главу

Rozdział 40

Jessie nie wiedziała, co zwróciło jej uwagę na tych trzech jeźdźców. Znajdowali się bowiem zbyt daleko, aby mogła usłyszeć ich konie, niemniej jednak intuicyjnie wyczuła obecność obcych. Później dostrzegła ich. Kiedy się zorientowała, jak niewielka odległość dzieli ją od domu i że jeźdźcy pędzą galopem od strony rancza, ogarnęło ją przerażenie.

Najbardziej martwiło ją to, że mężczyźni nie wybrali głównego szlaku do miasta, zupełnie, jakby chcieli uniknąć wszelkich spotkań. Bez namysłu zawróciła Blackstara ze ścieżki i ruszyła w pogoń. O to, że Chase, który przez całą drogę deptał jej po piętach, może ją zgubić, zupełnie nie dbała. Problemy rancza dotyczyły Jessiki Blair, kobiety zdolnej do pilnowania swoich interesów bez pomocy męża.

Blackstarowi udzielił się niepokój amazonki, która błyskawicznie dogoniła jeźdźców. Mężczyźni usłyszeli tętent. Gdy pierwszy strzał gwizdnął jej koło ucha, Jessie chwyciła broń i wypaliła dwa razy w stronę napastników, nie zwalniając tempa jazdy. Wodze wyśliznęły się jej z ręki, lecz udało się je złapać. Mężczyźni znów wystrzelili w jej kierunku, lecz niecelnie; najwyraźniej uciekali na łeb na szyję.

Jessie kontynuowała pościg. Rozpoznała jeźdźców w jasnym świetle księżyca. Wpadła w tak straszną wściekłość, że postanowiła nie spocząć, dopóki cała trójka nie padnie martwa u jej stóp. Na szczęście zdążyła się przebrać i miała przy sobie kaburę z bronią. Nagle usłyszała za sobą rżenie konia. Chase wyrwał jej wodze z dłoni.

– Oszalałeś? – wrzasnęła. – Uciekają!

– Nie chcę patrzeć, jak moja żona łamie sobie kark – powiedział Summers, zatrzymując Blackstara. – Przecież wiesz, że nie możesz jeździć nocą po takim terenie. Jeśli już nie o sobie, to pomyśl przynajmniej o koniu.

Musiała przyznać mu rację. Dziura w ziemi mogła zabić człowieka równie łatwo jak kula, gdyż koń mógłby złamać nogę na takich wertepach i pozostawić jeźdźca samemu sobie. Ta świadomość wcale nie uspokoiła Jessie, która patrzyła bezradnie, jak wróg coraz bardziej się oddala.

– A niech cię! Teraz już za późno! – wrzasnęła.

– Co się stało?

– Zaczęli do mnie strzelać. A potem ja do nich.

– I…?

Wzruszyła ramionami.

– Chyba trafiłam w to, w co celowałam.

– Jessie, w kogo…?

– W najemników Bowdre'a. Widziałam, jak odjeżdżają z rancza. Kiedy zbliżyłam się na tyle, aby ich rozpoznać, wypalili do mnie parokrotnie z rewolwerów.

– Clee i Charlie? A ten trzeci? Bowdre?

– Niestety, nie. To był Blue Parker. Co za obrzydliwy drań!

– A więc Parker naprawdę się z nimi zmówił – rzekł Chase z namysłem. – Widać zaproponowali mu masę pieniędzy.

– Sądzę, że kieruje nim raczej żądza zemsty. Chciał się przecież ze mną ożenić. Kiedy przybyłeś na ranczo, sądził, że to przez ciebie go unikam. Nie wiedział, że dwukrotnie jeździłam na północ. Kiedy raz na niego wpadłam, oskarżył mnie wprost, że rzuciłam go dla ciebie. Zaprzeczyłam, ale nie uwierzył. Przypomina mi ojca, jest człowiekiem, który musi pomścić każdą krzywdę.

– Jak sądzisz, po co tu przyjechali? – spytał Chase. Jessie wstrzymała oddech. Jej gniew przytłumiony został przez strach.

– Ruszamy na ranczo! – krzyknęła, zawracając konia. – Aż się boję myśleć, co zrobili.

Baldy odnalazł Summersa i Jessie w chwili, gdy wyruszali na szlak prowadzący do doliny. Właśnie jechał do miasta, by ich szukać. Gdy skończył mówić, Jessie poczuła, że ogarnia ją niemoc. Uważała spędzenie stada w jedno miejsce za bardzo dobre rozwiązanie, lecz jak się okazało, ułatwiła jedynie tym zbirom wybicie bydła. Ramsey wciąż nie odzyskał przytomności po ciosie w głowę. Niemal połowa stada leżała martwa lub dogorywała wokół obozowiska, a resztę krów zapędzono do zatrutego wodopoju. Baldy dotarł na miejsce na tyle szybko, by rozpoznać uciekających i oszacować straty. Mężczyzna, który pracował z bydłem przez całe życie, rozpłakał się jak dziecko na widok tak wielu padłych zwierząt.

Ledwo skończył mówić, Jessie ujrzała nad wzgórzem pomarańczowy płomień. Chase zobaczył ogień w chwilę później. Dziewczyna wydała zwierzęcy jęk, spięła Blackstara ostrogami i jak szalona popędziła naprzód, a Summers pogalopował, przerażony, za nią.

Jessie dotarła na szczyt wzgórza, z którego rozciągał się widok na ranczo. Na jej twarzy, oświetlonej blaskiem płomieni, pojawił się wyraz tak bezbrzeżnej rozpaczy, że Chase'owi omal nie pękło serce.

Wszystkie budynki strawił ogień.

Rozdział 41

Od pożaru minęły dwa tygodnie, dwa tygodnie, których Jessie zupełnie nie pamiętała. Przebywała w Chicago, w domu swej matki. Nie pamiętała podróży do miasta, nie pamiętała w ogóle niczego.

Odwróciła się, by spojrzeć na Rachel i po raz pierwszy od dwóch tygodni jej oczy nabrały żywszego wyrazu.

– Jak on śmiał mnie opuścić? Nie jestem bagażem, który można porzucić i zapomnieć o nim.

– Chyba mnie nie słuchałaś – odparła spokojnie Rachel. Jessie chodziła tam i z powrotem po puszystym dywanie, okrywającym podłogę w pokoju matki.

– Słuchałam. To, co mówiłaś wczoraj, dotarło do mnie dopiero dziś rano, kiedy się obudziłam. Bo rozmawiałyśmy wczoraj, prawda? – Nie czekała na odpowiedź. – Ja mu tego nie wybaczę. Jak mógł mnie tak po prostu cisnąć na twój próg? Przecież to on za mnie odpowiada, nie ty!

– Chase wcale cię nie zostawił. Mieszkasz tutaj od tygodnia, a on czuwał przy tobie dzień i noc. Wcale też nie zamierza od ciebie odejść. Wróci przed narodzinami dziecka. Mogę cię zapewnić.

– Nie wierzę. Nie wróci. Odnajdzie ojca i zostanie w Hiszpanii. Po co miałby wracać? Nie chciał mnie poślubić. Uczynił to wyłącznie po to, aby dziecko nie było bękartem.

– Istniały ku temu również inne powody, Jessico, i ty doskonale je znasz.

– W takim razie dlaczego go tutaj nie ma? Przecież teraz szczególnie go potrzebuję.

– Nawet nie dostrzegałaś jego obecności – odparła łagodnie Rachel. – Reagowałaś wyłącznie na mój głos. Nic poza tym do ciebie nie docierało. Nie wiedziałam, jak długo to potrwa. Taka apatia mogła się ciągnąć całymi miesiącami, ale nie groziło ci niebezpieczeństwo. Tak więc skoro Chase nie mógł nic dla ciebie zrobić, pomyślał, że to najstosowniejszy moment na podróż do Hiszpanii. Gdyby nie wyjechał, zapewne nadal tkwiłabyś w swoim kokonie. Dopiero wieść o jego wyjeździe wyrwała cię z odrętwienia.

– To nieważne – odparła z uporem Jessie. – Chase zostawił mnie pod twoją opieką. Teraz, kiedy nie mam nic, nic własnego… – Urwała, lecz po chwili w jej oczach znów pojawił się gniew. – Właśnie dlatego mnie opuścił! Bo jestem bez grosza! To mu nie ujdzie na sucho!