Jessie rozpaczliwie próbowała zebrać myśli. Co robić? Musiała jakoś wybadać, czy trafiła pod właściwy adres.
– Kalifornia! – wykrzyknęła nagle. – Nie wie pan przypadkiem, czy pański wuj odwiedził przed laty Kalifornię?
– Chyba tak, gdyż rodzina sprzedawała kiedyś ziemię, jaką tam posiadaliśmy. Ale to było jakieś dwadzieścia cztery lata temu. Jest pani zbyt młoda, aby pamiętać…
– Nie, senor Silvela. Nie zamierzam przekonywać pana, że znałam pańskiego wuja.
– Widzę, że znów postąpiłem jak gbur. Nawet się nie przedstawiłem. Jestem Rodrigo Suarez. Wuj Carlos ma jedynie siostry, moja matka jest jedną z nich. Wuj to jedyny żyjący Silvela.
– A dzieci?
Nie irytowały go pytania o charakterze tak osobistym.
– Jego córka umarła we wczesnym dzieciństwie. Żona nie mogła już urodzić potomstwa. On jednak się z nią nie rozwiódł ani też nie ożenił ponownie po jej śmierci.
– Z pewnością bardzo ją kochał.
– Kto to wie? – odparł z uśmiechem Rodrigo. – Chyba był raczej znudzony małżeństwem. Bardziej romantycznie jednak będzie sądzić, że ją kochał.
Uśmiechnął się jeszcze serdeczniej. Jessie odniosła wrażenie, że Rodrigo jest bardzo sentymentalnym mężczyzną, zakochanym po prostu w miłości. Miał też wiele uroku. Nie zamierzała jednak poruszać osobistych tematów, wolała zachować rezerwę. Skromnie spuściła oczy.
– Rodrigo? Chcesz, abym czekała cały wieczór? – Z jednego z pokoi przylegających do foyer wyszła młoda kobieta. – Mieliśmy przecież dokończyć grę. Kto to jest?
– Jeszcze nie wiem, Nito – odparł z uśmiechem Rodrigo. – Ta młoda dama przyjechała z Ameryki i uważa, że coś ją łączy z wujem.
Ubrana na czarno kobieta przymrużyła powieki, a Jessie natychmiast wzmogła czujność. Niewiele starsza od niej Nita wyglądała wspaniale nawet w żałobie. Włosy ściągnęła w węzeł na karku, rysy twarzy miała ostre, arystokratyczne. Była piękna i bardzo niemiła.
– Przyjaciółka z Ameryki? Krewna? – prychnęła. – Może córeczka z nieprawego łoża, która rości sobie prawa do spadku?
– Nie, żona nieślubnego syna – odparła z wściekłością Jessie. Postanowiła z otwartą przyłbicą zmierzyć się z tą Hiszpanką.
– Pani kłamie, senora – syknęła Nita. – Wuj Carlos nie ma syna. Co pani tu robi? Powiem pani. Poluje pani na spadek. Zamierza pani opowiedzieć umierającemu bajeczkę o nieznanym synu. Chce go pani oszukać.
– Wcale nie… – zaczęła Jessie.
– Wyrzuć ją, Rodrigo – przerwała Nita.
– Proszę cię – wtrącił mężczyzna. – Jeśli ona mówi prawdę…
– Właśnie – wpadła mu w słowo Jessie. – Chybaby pani sobie nie życzyła, aby wuj się dowiedział, jak niegrzecznie przyjęła pani jego synową? W dodatku synową, która wkrótce urodzi mu pierwszego wnuka. Prawda, że wcale by pani tego nie chciała? Oczywiście, że nie. Może w takim razie zatroszczy się pani raczej o pokój dla mnie.
– Vaya Ud. d paso! – syknęła Nita i zniknęła w korytarzu.
– Absolutnie się tam nie wybieram! – Jessie uśmiechnęła się szeroko do zawstydzonego Rodriga.
Odpowiedział rozbrajającym uśmiechem, przypominającym do złudzenia uśmiech Chase'a.
– Tak więc już wszystko pan wie, senor. Proszę nie odsyłać z kwitkiem mego męża, Chase'a Summersa, który pojawi się tu zapewne lada chwila.
Rozdział 42
W połowie stycznia nastała bardzo przyjemna pogoda, czego absolutnie nie dało się powiedzieć o atmosferze w domu Silvelów. Jessie przez trzy kolejne dni próbowała porozmawiać z don Carlosem, on jednak nigdy nie był sam, a ilekroć próbowała wejść do jego pokoju, odprawiano ją z kwitkiem.
Nie dawała jej spokoju świadomość, że Silvela może w każdej chwili umrzeć. Czyż nie chciałby poznać swego syna? Czy nie sprawiłoby mu to radości? Chase nie wybaczyłby Jessie, gdyby don Carlos rozstał się z tym światem, nie zdając sobie sprawy z tego, że ma syna. Jessie nie wiedziała, kiedy Chase wreszcie dotrze do posiadłości, toteż postanowiła na niego nie czekać.
Zdobyła trochę informacji na temat rodziny don Carlosa. Emilia, pokojówka, którą przysłał jej Rodrigo, okazała się znakomitym źródłem wiedzy. Jessie szybko odkryła, dlaczego Nita tak bardzo się zdenerwowała jej wizytą. Rodzice dziewczyny umarli bez grosza; mogła liczyć jedynie na wuja. Mieszkała pod jego dachem od dwóch lat i zbywała konkurentów, aby móc się nim opiekować. Postępek można by niewątpliwie uznać za szlachetny, gdyby nie oczywiste pobudki, które kierowały Nitą.
Rodrigo natomiast przebywał w posiadłości wyłącznie w trosce o wuja. Dysponował własnym majątkiem; matka wyszła za mąż znacznie mądrzej aniżeli jej siostra. Obecnie bawiła za granicą, nie mając pojęcia o ciężkiej chorobie brata.
Jak się okazało, don Carlos chorował od kilku lat; ten niezwykle aktywny mężczyzna podupadł na zdrowiu w wyniku ciężkiego zapalenia płuc, po którym niemal przestał opuszczać łóżko. To z kolei sprowadziło inne dolegliwości.
Podczas trzeciego wieczoru w tym dziwnym domostwie Jessie zaczekała, aż Nita wyjdzie z pokoju don Carlosa i zastąpi ją Rodrigo. Opuściła swoją przestronną sypialnię i cichutko przemknęła do holu. Było wcześnie, do dziesiątej – o której to absurdalnej porze podawano kolację – pozostało kilka godzin. Jessie musiała się przyzwyczaić do niezwykłej pory posiłku, zależnej od popołudniowej sjesty, przestrzeganej w całym kraju.
Z pokoju don Carlosa nie dochodził żaden dźwięk. Starszy pan zapewne spał, Rodrigo siedział przy jego łóżku. Gdy próbowała się tu dostać ostatnio, zastała tłum służących, których karcące psyknięcia zagłuszyły wszelkie próby porozumienia się z chorym. Mogła jedynie mieć nadzieję, że Rodrigo jest sam. Z nim potrafiła sobie poradzić. Odkryła to już pierwszego dnia.
Drzwi otworzyły się cicho i Jessie znalazła się przy dużym łożu, wspartym na czterech słupach, zanim Rodrigo, stojący przy oknie wychodzącym na dziedziniec, zdążył się odwrócić. Łoże zasłonięto tiulowymi firanami, lecz w pokoju paliło się tylko jedno światło, toteż trudno było dojrzeć, co się za nimi dzieje.
– Dlaczego odgradzacie go od świata? Cierpi na jakąś zaraźliwą chorobę?
– Ależ skąd! – szepnął Rodrigo, robiąc krok naprzód. – Lekarz zalecił spokój, a my stosujemy się do jego instrukcji.
– Chory powinien mieć powietrze i światło. Nie wolno zasłaniać łóżka.
– Mnie się też tak wydaje, ale nie jestem medykiem i nie wiem, co byłoby najlepsze dla wuja.
– Zdrowy rozsądek… a zresztą wszystko jedno… – odparła Jessie z irytacją. Nie znosiła czuć się jak intruz, choć była właśnie intruzem.