Выбрать главу

W tej sytuacji postanowiła porozmawiać z Jebem. Chase nie opuszczał jej ani na chwilę; miał już powyżej uszu tej nieuchwytnej córki, która nie liczy się z niczyimi uczuciami.

Odnaleźli starego w stajni, gdzie zajmował się chorym źrebaczkiem i najwyraźniej nie życzył sobie, aby mu przeszkadzano. Chase był przekonany, że Rachel traci tylko czas, gdyż pytał już wcześniej starego o Jessie. Jeb odpowiedział mu wtedy zwięźle, że Jessie najwyraźniej tu nie ma, skoro jej nie widać.

– Jeb, jeśli ona tylko się pojawi… – zaczęła Rachel.

– Nic z tego. Wróciła na ranczo, zobaczyła, że ma pani towarzystwo, i znów odjechała.

– Odjechała? Na długo?

– Nie wiem.

– To powiedz chociaż kiedy.

– Parę godzin temu.

– W takim razie powinna się wkrótce pokazać, prawda? -spytała z nadzieją Rachel.

Jeb nie podniósł wzroku.

– Nie wydaje mi się.

– Dlaczego?

– Bo kiedy wskakiwała na konia, aż się w niej gotowało. Tak samo jak wtedy, kiedy kłóciła się ze swoim tatą. Nie zobaczymy jej pewnie z tydzień, a może i dłużej.

– Co takiego?!

Jeb popatrzył wreszcie na Rachel. Kobieta była tak przerażona, że zrobiło mu się jej żal.

– Jeszcze w zeszłym roku powie działbym, że wróci za parę dni, bo uciekała wtedy do Andersonów. Ich posiadłość znajduje się jakieś dziesięć mil stąd. Jeździła tam na złość papie, który nie chciał, by skończyła szkołę. A pan Anderson uczył kiedyś na Wschodzie.

– Wiec kontynuowała edukację? – spytała Rachel ze zdziwieniem.

– Tak mi się zdaje – zachichotał Jeb. – Jak już jednak mówiłem, u Andersonów ukrywała się w zeszłym roku, dopóki nie wyjechali z powrotem na Wschód.

– Więc po co pan w ogóle o tym wspomina? – spytał Chase.

Rachel położyła mu uspokajająco rękę na ramieniu. Zdążyła się przyzwyczaić, że Jeb Hart zawsze opowiada po swojemu. Nigdy nie podawał z własnej woli żadnych informacji, lecz gdy już zaczynał mówić, zajmowało mu to zwykle dużo czasu.

– Nic nie szkodzi, Jeb – wtrąciła szybko. – Powiedz mi po prostu, gdzie ona mogła się podziać.

– Nic nie mówiła – odparł, kierując wzrok na źrebię.

– Naprawdę nic ci nie przychodzi do głowy? Zamartwiam się na śmierć.

– Będzie się pani martwiła jeszcze bardziej, jak się pani dowie – ostrzegł.

– Proszę cię, Jeb!

Wzruszył ramionami i zawahał się przez chwilę.

– Pewnie wybrała się w odwiedziny do swoich przyjaciół Indian. I nie wróci, dopóki nie zechce.

– Indian? Ale… Czy będzie u nich bezpieczna?

– Nie sądzę, by było jej z nimi gorzej niż z kimś innym.

– Nie wiedziałam, że gdzieś w pobliżu mieszkają Indianie – mruknęła z roztargnieniem Rachel, która już zupełnie nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć.

– Bo nie mieszkają. To trzy, cztery dni drogi stąd, w zależności od tempa jazdy.

– Chyba nie mówisz poważnie! – Rachel z trudem chwytała powietrze i patrzyła na starego przerażonymi oczyma. – Więc Jessie będzie podróżowała tak długo bez opieki?

– Zawsze tak robiła.

– Dlaczego pozwoliłeś jej wyjechać? – spytała Rachel ostrzej, niż zamierzała.

– Tej dziewczyny nie można przed niczym powstrzymać. Jeszcze się pani o tym nie przekonała?

Rachel popatrzyła prosząco na Chase'a.

– Pojedziesz za nią, dobrze? Nie mogę spokojnie myśleć o tym, że jest sama! Na razie ma tylko parę godzin przewagi. Mógłbyś ją dogonić.

– Ależ Rachel…

– Proszę cię, Chase…

Patrząc w te piękne, niebieskie oczy, nie potrafił odmówić.

– Nie należę do najlepszych tropicieli, ale jakoś ją odnajdę. Gdzie są ci Indianie?

– To chyba rezerwat Szoszonów, prawda Jeb? – upewniała się Rachel, nie czekając nawet na potwierdzenie. – Na północny wschód stąd. Ale nie będziesz musiał daleko jechać. Jessie nie wytrwałaby przecież na koniu przez całą noc.

Tym razem zależało jej na uzyskaniu odpowiedzi. Jeb jednak patrzył na nich oboje jak na wariatów.

– Chyba rozbije gdzieś obóz – mruknął w końcu.

– No widzisz. – Rachel odwróciła się do Chase'a. – Jeśli tylko udasz się na północ, na pewno z łatwością ją odnajdziesz.

– Nie spodziewaj się nas przed świtem, Rachel. Jessie wyruszyła parę godzin temu.

– Nieważne, ile czasu to zajmie. Będę się lepiej czuła, wiedząc, że jej szukasz.

Chase wskoczył na siodło i odjechał. Jeb patrzył za nim przez chwilę. Koń był świetny – musiał to przyznać. Szkoda tylko, że jego właściciel straci na darmo tyle czasu – myślał. No ale cóż można poradzić? Rachel i ten mężczyzna uznali, że przyjaciele Jessie mieszkają w rezerwacie, a Jeb nie widział powodu, dla którego miałby wyprowadzić ich z błędu. Czuł się zobowiązany do lojalności wobec Jessie, a nie wobec innych. Przecież dziewczyna byłaby wściekła, gdyby ktoś za nią pogonił. Czy to ten obcy doprowadził ją do furii? Przez niego wyjechała w takim pośpiechu?

Tak więc Jeb nie wyjaśnił, że Jessie zmierza właśnie w stronę terytorium Powder River, obszaru, który w 1868 roku armia oddała Indianom. Były to tereny łowieckie północnych Czejenów oraz ich groźnych sojuszników.

Jeb postanowił, że powie o tym wszystkim Chase'owi, gdy ten wróci za tydzień z pustymi rękami. Powinien się cieszyć, że uniknął tak niebezpiecznej eskapady.

Ocaliłem mu życie – skonstatował Hart, a później już się nad tym wszystkim nie zastanawiał.

Rozdział 4

Zbliżała się dwunasta, gdy Jessie dotarła wreszcie do ziemianki, z której zwykle korzystali mężczyźni pracujący na północy, O tej porze roku nikt tutaj nie sypiał, toteż miała pomieszczenie wyłącznie dla siebie. W niewielkiej izdebce znajdowało się nawet łóżko. Następnego ranka o świcie zabrała trochę zapasów i ruszyła w drogę. Utrzymując szybkie tempo, osiągnęła swój cel wieczorem trzeciego dnia.

Odkryła jednak, że całą tę podróż odbyła na darmo. Patrzyła smutno poprzez krętą dolinę na teren, gdzie w zimie tłoczyło się pod drzewami przynajmniej pięćdziesiąt wigwamów. Albo przyjechała za wcześnie, albo też Indianie później niż zwykle wracali z polowania na bawoły. Nieliczne plemię Białego Grzmota jeszcze się w tych stronach nie pokazało.