Rodrigo odwrócił się na pięcie. Na policzki wystąpiły mu rumieńce. Jessie była wdzięczna losowi, że Chase nie rozumie po hiszpańsku. Mogła dzięki temu zbagatelizować ten incydent.
– Idź już, Rodrigo – westchnęła. – Czeka mnie chyba kolejna małżeńska kłótnia.
Rodrigo niechętnie usłuchał. Nie potrafił jednak spojrzeć Chase'owi w oczy, toteż ostrożnie go wyminął. Nie znalazłby przecież dla siebie żadnego usprawiedliwienia. Wspaniałe spotkanie kuzynów!
– Może zamkniesz drzwi – zaproponowała nerwowo Jessie po niesłychanie długim czasie.
Chase nie poruszył się jednak. Dopiero po dłuższej chwili zamknął wolno drzwi i wszedł w głąb pokoju.
– Popraw mnie, jeśli się mylę, ale czy nie robiłaś mi kiedyś uwag na temat niewłaściwego zachowania?
– Chyba nie rozumiesz, Chase – rzekła pospiesznie.
– Rozumiem. To całkiem jasne. Tylko mnie nie wolno popełnić żadnej nieostrożności. Ty możesz sobie kpić z małżeńskiej przysięgi, ilekroć ci się tylko spodoba.
– Nieprawda! – rzekła z oburzeniem. – I nigdy się do czegoś podobnego nie posunęłam. Do licha, czy pozwolisz mi wreszcie wyjaśnić…
– Oczywiście – odparł twardo. – To powinno być ciekawe.
Jessie uniosła dumnie podbródek. – Skoro podchodzisz do tego w ten sposób.,.
– Jessie, jeśli wolisz, abym wyraził swoje prawdziwe uczucia…
– Nie! Dlaczego się wściekasz? – Uniosła dłoń do gardła. – Przecież wcale się nie cieszyłam z umizgów Rodriga. On po prostu dał się ponieść emocjom.
– A ty go wcale nie prowokowałaś.
– Diabli nadali, on myśli, że mnie kocha! Byłam równie zdziwiona jak ty.
– „Zdziwiony" nie jest tutaj odpowiednim słowem -odparł zimno Chase.
– Co miałam zrobić? – spytała ze złością. – Rodrigo słyszał, że się kłócimy, i uznał, że coś jest między nami nie w porządku. Inaczej w ogóle by się na coś podobnego nie odważył. Zresztą wyznał mi tylko miłość i przypieczętował swoją deklarację pocałunkiem. Nic więcej. Zaraz się zjawiłeś. Nie potraktowałam go poważnie. Tłumaczyłam, jak umiałam, że się myli, jeśli spodziewa się rozpadu naszego małżeństwa.
– Czyżby? Czy zachowałabyś się tak, gdybym się nie pojawił?
– Jak śmiesz!
– Jak? – wybuchnął Chase. – Już ja ci powiem jak! Ilekroć odwracam głowę, ty od razu masz u stóp jakiegoś zakochanego bawidamka. Najpierw mści się na tobie za rekuzę pewien pastuch. Potem pojawia się ten Siuks, który dla ciebie gotów byłby posunąć się nawet do morderstwa. Że nie wspomnę już o twoim obrońcy Czejenie. A teraz mój własny kuzyn nie może się oprzeć twojemu urokowi. Od jak dawna to trwa?
– Ty draniu! – wrzasnęła Jessie. – Jeśli jesteś zły z powodu tego, co się wydarzyło w pokoju don Carlosa, to powiedz jasno, ale nie szukaj pretekstów do kłótni.
– O spadku porozmawiamy kiedy indziej.
– Nie – odparła lodowato Jessie. – Nie zniosę takiego traktowania, nie w moim stanie. Wynoś się stąd. I znajdź sobie inny pokój – dodała sztywno. – Ten zajmuję ja.
Rozdział 46
Rodrigo zatrzymał powóz i wyprzągł konie, które zabrali na dalszą drogę. Jessie dostała się najłagodniejsza klacz ze stajni don Carlosa, a Rodrigo dosiadł jednego ze wspaniałych mieszańców hiszpańsko-arabskich. Jessie bardzo tęskniła za swoim ukochanym Blackstarem, który czekał na nią wraz z Goldenrodem w Chicago, lecz nie miała nic przeciwko obecnemu łagodnemu rumakowi Wiedziała jednak, że w ogóle nie powinna siedzieć na koniu, nawet w damskim siodle, wsparta o poduszki. Ta eskapada w ogóle nie była najlepszym pomysłem, ale stosunki między nią a Chase'em układały się tak źle, że musiała odpocząć od męża.
Tak więc znajdowała się obecnie w drodze do Rondy, gdzie miała obserwować, jak Rodrigo oszałamia publiczność swymi zdolnościami matadorskimi. Nie czułaby się zapewne źle, gdyby jedyna droga do miasta nie okazała się ścieżką dla mułów, niedostępną dla powozu. Nadawała się zapewne wspaniale dla andaluzyjskich bandytów rezydujących w Rondzie za czasów wielkiego powstania Maurów przeciwko Ferdynandowi i Izabeli. Tak wąskiej dróżki z pewnością łatwo było strzec. Dla ciężarnej kobiety okazała się jednak wyjątkowo uciążliwa.
W przeciągu ostatnich kilku miesięcy Jessie odwiedzała Rondę parokrotnie w towarzystwie Rodriga i Nity, lecz teraz znów oniemiała z zachwytu na widok miasta położonego ponad skalistą rozpadliną, głęboką na tysiąc metrów. Nad przepaścią rozciągnięto trzy mosty. Przejeżdżając przez Puentę Nuevo, najwyższy z mostów położonych ' nad wąwozem dzielącym miasto na dwie części, Jessie miała duszę na ramieniu. Niżej biegły dwa pozostałe mosty, wzniesione na fundamentach pochodzących jeszcze z czasów rzymskich.
W starszej części miasta na ulicach widywało się często Cyganki wirujące w ognistym, namiętnym flamenco. Nita chwaliła się czasem, że tańczy lepiej niż rodowite mieszkanki Rondy.
Nie wspominano już ani słowem o śmierci don Carlosa, który od przybycia Chase'a czuł się z każdym dniem coraz lepiej i wychodził codziennie z pokoju, przysięgając, iż wkrótce znów wróci do dawnej formy. Coraz częściej wspominał o podróży, a nawet o wyjeździe do Ameryki w towarzystwie Chase'a i Jessie.
Chase promieniał. Nawiązywał coraz bliższy kontakt z ojcem. W stosunku do Jessie jedynie w towarzystwie don Carlosa zachowywał się tak jak dawniej. Poza tym był zimny i nieprzystępny.
Jessie zaczynała sądzić, iż Chase nigdy nie wybaczy jej tego, co zaszło między nią a Rodrigiem. Nie zważał bowiem na żadne wyjaśnienia; wydawało się, że stali się sobie obcy. Jessie rozpoczynała rozmowę na ten temat wielokrotnie, lecz za każdym razem Chase wychodził z pokoju. Nie chciał słuchać żadnych tłumaczeń.
Te ostatnie miesiące okazały się trudne do wytrzymania. Opuszczona przez męża, Jessie spędzała coraz więcej czasu w towarzystwie Rodriga i Nity. Rodrigo powstrzymywał się od wyznań, lecz robił wszystko, aby sprawić swojej ukochanej najdrobniejszą choćby przyjemność.
W ten sposób znalazła się w Rondzie. Wiedziała, że nie powinna podróżować ze względu na bliskie rozwiązanie. Rodrigo jednak uważał, iż w jego towarzystwie Jessie nie musi się niczego obawiać.
Gdy mijali ogrody Paseo de la Merced w Mercadillo, nowszej, choć i tak kilkusetletniej części Rondy, owiał ich ciężki aromat drzew pomarańczowych. Tu właśnie odbywały się walki. Tak naprawdę Jessie wolałaby leżeć spokojnie w łóżku, lecz Rodrigo tyle jej naopowiadał o korridzie i swych własnych sukcesach na tym polu, że nie miała serca mu odmówić wyprawy.
Przypomniała sobie, że sędziowie oceniali w walkach trzy elementy. Pierwszym był styl matadora. Walczący musiał stać prosto, mocno na nogach i przepuszczać obok siebie byka tak, by się przy tym nie poruszyć. Punktowano również panowanie nad zwierzęciem, kontrolowanie każdego jego ruchu i zmuszanie do kołowania na żądanie. Najwyżej oceniano niespieszne, powolne wręcz, przeprowadzanie wszelkich manewrów, gdyż im dłużej trwało niebezpieczeństwo, tym więcej okazji miał buhaj, aby zmienić taktykę. Wtedy właśnie najlepiej dało się ocenić umiejętności matadora.