Выбрать главу

Jedzenie gotowało się nad ogniem. Jessie podeszła do Blackstara i porządnie go wytarła, a potem zarzuciła mu derkę na grzbiet. Sama została w ozdobionym frędzlami serdaku z jeleniej skóry. Zrozumiała, że lato dobiegło końca. Owinęła nogi w koc i usiadła przy ogniu, aby zjeść kolację.

Znajdowała się dopiero w połowie posiłku, gdy Blackstar zaczął prychać i przebierać nogami. W tej samej chwili Jessie zrozumiała, że nie jest już sama. Miała jednak na tyle rozumu, by nie podskoczyć ze strachu, czyli nie zrobiła czegoś, czego Indianie spodziewają się po białych. Taka głupota groziła strzałą w plecy, toteż Jessie nie drgnęła nawet.

– Nie oponuję przeciwko towarzystwu przy kolacji, a nawet podzielę się z tobą jedzeniem, jeśli tylko podejdziesz bliżej ognia tak, bym mogła cię widzieć – rzekła spokojnie.

Nikt nie odpowiadał. Zaczęła się zastanawiać, czy nie powinna przetłumaczyć swej wypowiedzi na język Czejenów.

Wciąż nieruchoma jak skała, postanowiła spróbować.

– Nazywam się Podobna i jestem przyjaciółką Czejenów. Rozpaliłam ognisko i chętnie poczęstuję cię kolacją, jeżeli tylko się pokażesz.

W dalszym ciągu nikt się nie odzywał.

Oscylując ma granicy strachu i ulgi, spędziła w milczeniu kolejne dziesięć minut. Blackstar się uspokoił, nigdy zresztą nie robił zamieszania z byle powodu.

Mężczyzna pojawił się w mgnieniu oka. Jessie z przerażeniem chwyciła się za serce. Nie słyszała kroków. W jednej chwili tuż obok pojawiły się rozstawione szeroko stopy obute w mokasyny.

Zmierzyła wzrokiem długie nogi odziane w legginsy z frędzlami, przepaskę sięgającą do połowy ud, nagi, muskularny tors pokryty bliznami, świadczącymi o odwadze i wytrwałości. Biały Grzmot miał podobne blizny po ranach, jakie zadał mu Taniec Słońca przed wieloma laty.

Gdy wreszcie przeniosła spojrzenie w górę, odkryła ze zdziwieniem, że stoi przed nią mężczyzna co najwyżej dwudziestopięcioletni. Jego twarz o miedzianej cerze, wysokich kościach policzkowych, orlim nosie i oczach czarnych niczym heban intrygowała; przykuwała uwagę. Z tych oczu nie udało się jej niczego wyczytać. Czarne włosy były długie, z tyłu puszczone luźno, z przodu splecione w dwa cienkie warkoczyki. W jednym z nich tkwiło niebieskie piórko. Na znak, iż nie uważa Jessie za zagrożenie, Indianin wyciąga! przed siebie puste ręce.

– Przystojniak z ciebie, co? – spytała Jessie, zakończywszy oględziny.

Gdy wbił w nią ciemne, odważne oczy, zdała sobie sprawę z sensu swoich słów i spłonęła rumieńcem. Ale on nie zareagował. Czy zrozumiał? Podniosła się z ziemi, wolno i spokojnie. A potem, gdy okrywający ją koc spadł na trawę i odsłonił obcisłe spodnie oraz kaburę, miała okazję zaobserwować pierwszą żywą reakcję ze strony mężczyzny.

Zanim zdążyła pomyśleć, chwycił jej kurtkę, rozsunął poły i prześliznął się wzrokiem po wzgórkach widocznych pod koszulą. Jessie nie śmiała się uchylić.

Wreszcie wypuścił ją z objęć i dziewczyna odetchnęła z ulgą.

– No cóż, teraz, gdy wszystko jasne, może uda się nam porozumieć. Mówisz po angielsku? Nie? – Zdecydowała się na jedyny indiański dialekt, jaki znała. – Czejen? Mówisz w języku Czejenów?

Wtedy zadziwił dziewczynę potokiem słów wypowiedzianych głębokim, dźwięcznym głosem. Niestety, Jessie zrozumiała tylko jeden zwrot, występujący w języku Dakotów.

– Jesteś Siuksem – skonstatowała zawiedziona, gdyż dialekty Siuksów i Czejenów były wprawdzie podobne, ale nie identyczne.

Jessie nie rozmawiała nigdy wcześniej z Siuksem, przez te wszystkie lata widywała jedynie wojowników, którzy przybywali do obozowiska Białego Grzmota. Dzielni Siuksowie nadal odnosili się do białych zdecydowanie wrogo, a byli tak potężni, że zdołali wyprzeć wojsko ze swego terytorium. W przeciwieństwie do niemal wszystkich Indian z nizin, Siuksowie i Czejenowie nigdy nie ulegli białym. Domagali się, by cały rejon Powder River pozostał nadal ich terenem łowieckim, i to żądanie zostało spełnione. A teraz Jessie patrzyła prosto w oczy Siuksowi, który spotkał ją, białą dziewczynę na swojej ziemi.

Myśli Jessie powędrowały w niezwykle niebezpiecznym kierunku, toteż postanowiła natychmiast zmienić ich bieg. Nie miała żadnego powodu, by się obawiać tego śmiałka. W końcu Indianin zdecydował się do niej przemówić, co należało potraktować jako dobry znak.

– Biali nazywają mnie Jessica Blair, a Czejenowie -Podobna. Odwiedzam tutaj Białego Grzmota i jego rodzinę, ale w tym roku przyjechałam wcześniej, więc wrócę rano do domu na południu. Znasz Białego Grzmota?

Wsparła długie wyjaśnienia językiem migowym, ale Siuks najwyraźniej nadal jej nie rozumiał. Gdy umilkła, odwrócił głowę w stronę ogiera.

– Dostałam go od Białego Grzmota.

Wojownik wreszcie się odezwał, ale Jessie nie wiedziała, o co mu chodzi. Siuks wyciągnął rękę i przesunął dłonią po końskim boku, a gdy Blackstar chciał go uszczypnąć, wybuchnął głośnym śmiechem.

Jessie straciła cierpliwość.

– Nie trać czasu! I tak go nie dostaniesz!

Nawet jeśli nie zrozumiał słów, musiał wyczuć gniew w jej głosie. Odwrócił się od konia i stanął na wprost Jessie. Tym razem znalazł się tak blisko, że musiała spojrzeć mu w oczy.

już nie patrzył tak surowo. Odezwał się ponownie, pokazując na migi, że podaje swoje imię. Gdy wreszcie je zrozumiała, uśmiechnęła się.

– Mały Jastrząb – powiedziała po angielsku, ale Siuks pokręcił tylko głową. Najwyraźniej nie pojął sensu jej słów.

Pokazała mu gestem, by poczęstował się kolacją. Tym razem przyjął propozycję i usiadł, a Jessie wróciła na miejsce i owinęła nogi kocem. Miała tylko jeden talerz, dołożyła więc trochę kuropatwy i klusek do swojej porcji i podała posiłek Siuksowi. Gdy Indianin zjadł wszystko, co przeznaczyła dla niego, natychmiast oddał talerz. Patrzył potem przez chwilę, jak dziewczyna je szybko kolację. Gdy Jessie skończyła, pozmywała naczynia i odłożyła je na bok. Przez cały czas czuła na sobie jego spojrzenie.

Kiedy wróciła do ognia, Indianin leżał na boku, wsparty na łokciu, na wprost miejsca zajmowanego przez Jessie.

Mogła się przenieść gdzie indziej, ale za bardzo się bała, by wprowadzać jakiekolwiek zmiany. Położyła się więc na trawie, twarzą do Siuksa. Spotkali się wzrokiem i dziewczyna odniosła wrażenie, że spoglądają tak na siebie od wieków. Mały Jastrząb wpatrywał się w nią coraz śmielej. Czyż nie tak samo pożądliwie zerkał na nią Blue? Nie miała wątpliwości, że Indianin jej pragnie, lecz mimo to była zdziwiona, gdy zachęcającym gestem poklepał trawę obok siebie. Wolno pokręciła głową, nie odrywając od niego oczu. Mały Jastrząb wzruszył ramionami, popatrzył przeciągle na Jessie, położył się spokojnie i przymknął powieki.