Выбрать главу

– Nie masz szans. On zatrzymuje twego konia. Sądzisz, że pożyczyłabym ci swojego, gdyby to nie było konieczne?

Oczy pociemniały Chase'owi jak węgle.

– Nie żartuj!

– Wcale nie żartuję.

– Czy to jakiś kolejny indiański obyczaj? Podobny do związywania kogoś na cały dzień bez powodu?

– Nie! Pech polega na tym, że znalazł cię właśnie Polujący. On naprawdę nienawidzi białych, ze mną włącznie. Gdyby nie wyciągnął fałszywych wniosków co do twojej osoby, może byłoby inaczej, niestety, stało się, jak się stało, i kiedy mu powiedziano, że się pomylił, wpadł w gniew. Wyszedł na głupca. Usiłuje więc zachować twarz, zatrzymując Goldenroda. Nic na to nie poradzisz.

– Nie wiesz, co mówisz. Mam tego konia tak długo, że nie zamierzam teraz z niego zrezygnować.

– Skaranie boskie! Ciesz się, że Polujący nie wziął na dokładkę siodła i broni. Mógł cię zostawić z niczym. W końcu on cię pojmał. Przez pomyłkę czy też nie.

– Nie ruszę się stąd bez konia i koniec.

– Nie bądź śmieszny! – syknęła. – Musiałbyś o niego walczyć i…

– W takim razie będę walczył. Spotkali się wzrokiem.

– Tylko taki głupiec jak ty mógł tu przyjechać – powiedziała z wymuszonym spokojem. – Jakie masz szansę przeciwko indiańskiemu wojownikowi? Polujący zabije cię od razu!

– Nie masz o mnie najlepszego mniemania. Popatrzyła na niego ze zdziwieniem.

– Nie, Summers. Rzeczywiście, nie.

– W takim razie załatw to jakoś.

– Czy ty w ogóle mnie nie słuchasz? Uniósł brew.

– Od kiedy interesuje cię mój los?

– Phi! – prychnęła. – Chcesz, to stawaj do walki. Odeszła. Chase głęboko odetchnął. Nie zamierzał opuszczać obozowiska ani bez Goldenroda, ani bez Jessie.

Rozdział 18

Jessie i Biały Grzmot udali się do Polującego na Czarnego Niedźwiedzia, aby go poinformować o wyzwaniu Chase'a. Indianin przyjął je chętnie, stanowczo zbyt chętnie. Jessie błagała go, by nie zabijał Chase'a, by potraktował tę walkę jedynie jako próbę sił, lecz Czejen patrzył tylko z kamienną twarzą. Nic się nie zmieniło. Nie zamierzał okazywać łaski.

Całe plemię zebrało się przed wigwamami, by obserwować zmagania. Przyjmowano nawet zakłady, gdyż Indianie uwielbiają hazard. Dopóki Chase nie rozebrał się do spodni, nikt się nie kwapił do obstawiania, ale potem machina ruszyła. Jessie nabrała otuchy. Pamiętała mus-kuły Summersa. Na szczęście Chase i Polujący byli tego samego wzrostu i podobnie mocnej budowy ciała.

– Jeszcze się możesz rozmyślić – szepnęła Jessie do Chase'a.

Zanim odpowiedział, twarz mu stężała.

– Co on tu robi?

Poszła za jego spojrzeniem i zobaczyła, że Mały Jastrząb zmierza w ich kierunku.

– Przyjrzałem mu się tego dnia, kiedy mnie powalił -powiedział Chase ze złością.

– Uważaj, co mówisz. On zna angielski – syknęła.

– Czy to ostrzeżenie? – spytał Chase z pogardą. – Mam oczekiwać, że znów się na mnie rzuci?

Jessie odciągnęła go na bok.

– Niech cię cholera, trzymaj buzię na kłódkę. On nie należy do tego plemienia, ale i tak uważaj, co robisz. Przybyłeś tutaj z mojego powodu, tak więc twoje zachowanie odbija się na mnie.

– Ale on…

– Nie mówię wyłącznie o nim. Polujący jest bratem Białego Grzmota. Proszę cię, nie zabijaj go.

– Więc mam pozwolić, by on zabił mnie?! – wykrzyknął Chase. Już zupełnie nie przejmował się tym, czy ktoś go słyszy, czy nie.

– Ależ skąd! – syknęła Jessie niecierpliwie. – Jeśli jednak on zginie w tej walce, nie będę już mogła tutaj przyjeżdżać. Proszę, nie zabijaj go, jeśli to się nie okaże absolutnie konieczne. Wystarczy, by się poddał, rozumiesz?

– Oczywiście. Wszystko jasne – odparł sarkastycznie Chase.

Potem odwrócił się od Jessie i wszedł do środka koła. Czekał tam już Polujący. Kiedy tylko Chase stanął przed nim, Biały Grzmot wkroczył między nich i powiedział kilka słów, których Jessie nie zdołała usłyszeć. Następnie zawiązał pętlę wokół talii obu mężczyzn, tak by nie mogli się od siebie oddalić. Walka stawała się w ten sposób o wiele bardziej niebezpieczna, gdyż przeciwnicy pozostawali przez cały czas jej trwania w zasięgu ostrzy swoich noży.

Chase zachowywał spokój. Jessie uprzedziła go o pętli, a także o tym, że tego rodzaju walki rządzą się własnymi prawami.

Polujący wykonał pierwszy ruch, a właściwie skok, który kompletnie zaskoczył Chase'a i sprawił, że obaj mężczyźni znaleźli się na ziemi. Podnieśli się jednak natychmiast. Indianin od razu natarł na Summersa z nożem w ręku. Chase z trudnością uskakiwał przed ciosami. Indianin zmienił taktykę, uniósł ostrze na wysokość głowy, przygotowany do zadania pchnięcia z góry. Zwarli przeguby i każdy z nich chwycił za rękojeść noża przeciwnika. Napięte niczym struny mięśnie walczących budziły grozę. Ostrza znalazły się niebezpiecznie blisko siebie, ale żaden z mężczyzn nie mógł zdobyć przewagi wystarczającej do upuszczenia pierwszej krwi.

Jessie z trudem powstrzymała okrzyk przerażenia, kiedy zobaczyła, że nóż Polującego trafia w ramię przeciwnika. Chase stracił równowagę i w tej samej chwili ostrze przecięło mu bok. Indianin uniósł nóż do kolejnego pchnięcia, lecz Chase zablokował cios krwawiącym ramieniem, a następnie zręcznie podstawił czerwonoskóremu nogę.

Polujący upadł, rzemień pociągnął na ziemię również Chase'a, któremu jednak udało się wylądować na ciele Indianina. Przetoczyli się po piasku, walcząc o dominującą pozycję. Chase próbował wstać, lecz Polujący zręcznym ruchem nogi znów przewrócił go na plecy.

Leżeli przez chwilę obok siebie, a potem Polujący oparł się na jednym ramieniu i uniósł złowieszczo nóż. Chase zdołał jednak zrobić unik i uratował w ten sposób życie, gdyż w przeciwnym wypadku Indianin zatopiłby ostrze w jego szyi.

Summers miał mord w oczach. Jessie poczuła strach. Gdyby Chase stracił nad sobą kontrolę, wyprowadziłby jeszcze bardziej Polującego z równowagi.

Chase podniósł się i czeka! chwilę, aby jego przeciwnik uczynił to samo. Jessie chciała krzyknąć, by Summers wykorzystał przewagę, póki jego przeciwnik jeszcze leży, ale nie mogła wydobyć z siebie głosu. W chwili gdy Indianin poczuł znów grunt pod nogami, Chase uderzył go w brzuch. Nóż błysnął, Polujący zgiął się w pół i runął na piasek.

Tłum widzów znieruchomiał. Jessie poczuła skurcze żołądka. Chase zwyciężył, ale ona modliła się przecież o to, by nie wygrał w ten sposób. A w dodatku nie zamierzał wcale kończyć walki. Ogarnięty szałem uderzył Polującego ponownie, tym razem w twarz, definitywnie pozbawiając go przytomności.

Następnie najspokojniej na świecie przeciął pętlę. Nie zostawił na niej jednak śladu krwi. Krwi nie było również na ostrzu! Jessie zwróciła oczy na Polującego. Nie krwawił! Chase nie uderzył go nożem, tylko pięścią!

Omal nie wybuchnęła śmiechem, gdy Chase wydał głośny okrzyk zwycięski, okrzyk powtórzony następnie przez zebranych. Ci, którzy obstawili jego zwycięstwo, serdecznie mu gratulowali.

– Dobrze się spisał – przyznał Mały Jastrząb. Jessie z trudem powstrzymała się od śmiechu.

– Owszem! – odparła z powagą.

Nie wiedziała, dlaczego tak się cieszy. Może uradowało ją, że Chase pokonał Polującego, nie wyrządzając mu krzywdy?

– Jessie! – zawołał Chase. – Zbieraj się! Jedziemy! Zesztywniała.

– Nigdzie z tobą nie jadę.

– A ja nie ruszę się stąd bez ciebie – odparł stanowczo, stając u jej boku.

– Lepiej zmykaj – poradziła niespokojnie. Na twarzy Chase'a malował się jednak upór.

– Jeśli mnie nie posłuchasz, wywiozę cię stąd choćby na własnych plecach.

– A wtedy ja cię zabiję.

– W takim razie będziesz miała na sumieniu moją śmierć, prawda?

Oboje wiedzieli, że dziewczyna nie ma wyboru.

– Niech cię diabli! Odpłacę ci za to, Summers! Zobaczysz!

Poszła ciężkim krokiem na drugą stronę obozowiska. Aby zabrać swoje rzeczy i konia, Chase musiał przejść obok obu przyjaciół Jessie. Był jednak w zbyt dobrym humorze, by odczuwać strach. Zatrzymał się jedynie na chwilę i uśmiechnął sympatycznie.