Выбрать главу

Chase uniósł rękę, aby przyjrzeć się lepiej ranie, a Jessie poszła tymczasem do rzeki po wodę. Głębokie cięcie o długości dziesięciu centymetrów nie wyglądało najlepiej. Summers przypomniał sobie jednak, że Jessie nie jest szczególnie wrażliwa.

Kiedy wróciła, obmyła starannie ranę. Chase obserwował jej twarz – zmarszczone w skupieniu brwi, zagryzioną wargę. Dziewczyna stała zdecydowanie zbyt blisko, toteż Summers myślał o rzeczach, o których absolutnie nie powinien był myśleć.

Mimo iż Jessie zmieniła opatrunek, musiał się zadowolić starym bandażem.

– Jeśli masz świeżą koszulę, to mogę ci tę uprać.

– Jest w torbie przytroczonej do siodła. A co ze spodniami? Też powinny trafić do wody.

– Będą ci potrzebne. Wieczory są chłodne.

– Wystarczy mi koc i gorąca kobieta – odparł z uśmiechem Chase.

– Ale dostaniesz tylko koc – odparowała.

Nim znów poszła na brzeg, rzuciła mu czystą koszulę i derkę. Ku wielkiej radości Summersa, zachowywała się zdecydowanie mniej wrogo.

Z trudem opatulił się kocem i walczył właśnie z guzikami koszuli, gdy Jessie wróciła do ogniska. Dokończyła za Chase'a zapinanie i pomogła mu włożyć kurtkę. Summers legł w końcu na ziemi, a ona przyklękła, aby rozprostować koc. Wtedy objął ją ramieniem i przytulił, a Jessie nie zdołała się wyrwać.

– Dziękuję – szepnął i musnął ustami jej usta. Ręka opadła mu bezwładnie, przymknął oczy. Jessie odsunęła się na bok i ułożyła nieopodal. Długo nie spuszczała wzroku ze śpiącego.

Rozdział 20

Jessie zamieszała ponownie fasolę i postawiła ją na stole. Chase zajadał już gorące grzanki i smażonego królika. Na deser dziewczyna przyrządziła budyń z rodzynkami, orzechami, cukrem i korzeniami – dokładnie według przepisu Jeba.

Korzystali z szałasu z zapasami na północy. Jessie robiła wszystko, aby dostać się do domu przed zapadnięciem zmroku, lecz nie zdołała zrealizować swego planu. Słońce zaszło, niebo pociemniało, a od rancza dzieliły ich co najmniej trzy godziny drogi.

Od czasu tamtego zaskakującego pocałunku Jessie trzymała się z daleka od Chase'a, a on nie czynił jej żadnych awansów. Niemniej jednak jego bliskość wprawiała dziewczynę w zakłopotanie. Potrzebowała odpoczynku.

– Gdzie nauczyłeś się tak dobrze posługiwać nożem? -spytała.

Chase nie podniósł wzroku.

– W San Francisco. Poznałem tam starego wilka morskiego, który pokazał mi parę sztuczek, dzięki którym potrafiłem sobie jakoś poradzić na nabrzeżu. Port nie był bowiem w nocy najprzyjemniejszym miejscem; za dnia zresztą również nie.

– Co robiłeś w San Francisco? – zainteresowała się Jessie.

– Pracowałem tam przez kilka lat.

– Czym się zajmowałeś? Wreszcie podniósł wzrok.

– Zadajesz dziś bardzo wiele pytań – rzekł z uśmiechem.

– A tobie to przeszkadza?

– Nie, chyba nie. Zatrudniłem się jako krupier w kasynie. Tam właśnie poznałem smak hazardu.

– Lubisz hazard?

– Raczej tak.

– Przed wyjazdem do San Francisco przez cały czas mieszkałeś w Chicago?

– Urodziłem się w Nowym Jorku, ale matka przeniosła się do Chicago, kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Ukrywała się. Na imię miała Mary, nazwisko zmieniła jednak na Summers. Prawdziwego nigdy mi nie zdradziła.

W jego głosie wyraźnie kryła się gorycz, słyszalna i wcześniej, ilekroć mówił o matce.

– Przed czym się ukrywała? – spytała Jessie.

– Jestem bękartem – odparł z nonszalancją. – Matka nie mogła znieść kompromitacji. Nie pozwoliła mi jednak o tym zapomnieć. Nie zapomniała również i tego, że ojciec nie chciał ani jej, ani mnie. Czasem sam nie wiem, co o tym wszystkim sądzić. Po pijanemu matka mówiła rzeczy, którym po wytrzeźwieniu zaprzeczała. Twierdziła na przykład, że nie widziała mojego ojca od chwili, gdy się przekonała o ciąży.

– Może on się w ogóle nie dowiedział o twoim istnieniu?

– Niewykluczone – odparł Chase. – Kiedyś jednak odkryję prawdę. Tak czy inaczej przybyliśmy do Chicago, a ona założyła szwalnię, która prosperowała bardzo dobrze. Dzięki temu poznała Ewinga. Miałem dziesięć lat, gdy Ewing zamawiał u niej modne stroje dla swoich kochanek. Szukał żony godnej szacunku, takiej z dzieckiem, toteż wdowa o nazwisku Summers wydawała mu się wręcz idealna. Ona go jednak nie kochała. Wcale też nie potrzebowaliśmy jego majątku, bo pod względem finansowym wiodło się nam nie najgorzej. Matka twierdziła, że kocha Ewinga. Tak naprawdę jednak chciała zdobyć te wszystkie luksusy, jakie mogła kupić za jego pieniądze.

– Co w tym złego? Samotne wychowywanie dziecka nie jest łatwe. Być może źródło twojej goryczy tkwi w zazdrości? Przez wiele lat miałeś matkę tylko dla siebie, a później musiałeś się nią dzielić z Ewingiem.

– Dzielić się? – powtórzył Chase. – Bardzo rzadko ją widywałem. Wciąż chodziła na jakieś spotkania, kiermasze. Oddała mnie po prostu Ewingowi.

– A tobie to nie odpowiadało?

– Jeszcze się pytasz! Kompletnie obcy człowiek traktu] e cię tak, jakby był twoim ojcem, ale takim o żelaznej ręce. Bił mnie za najdrobniejsze przewinienia, za jakiekolwiek przejawy własnej woli.

– Bardzo mi przykro.

– Niepotrzebnie. Jego rządy trwały zaledwie sześć lat. Jessie czuła, że Chase usiłuje bagatelizować przeżycia, z którymi wiązały się jednak niewątpliwie przykre wspomnienia. Gdy Summers zmarszczył brwi, zostawiła go własnym myślom.

– Wyjechałeś z domu jako zaledwie szesnastoletni chłopiec – zaryzykowała kilka minut później. – Nie bałeś się? Jak sobie dawałeś radę?

– Można powiedzieć, ze miałem nową rodzinę; wstąpiłem do wojska.

– Przyjęli cię?

– To był rok 1864 – odparł z uśmiechem. – Brali wszystkich, jak leci.

– Oczywiście – wyjąkała. – Wojna domowa. Walczyłeś po stronie Północy?

Przytaknął.

– Zaciągnąłem się na czas trwania walk. Zielony młokos stał się mężczyzną. Nie przyszło mi to łatwo. Potem wyjechałem do Kalifornii.

– Dlaczego akurat tam?

– Bo tam moja matka poznała ojca.

– Próbowałeś go odnaleźć?

– Tak, ale to mi się, niestety, nie udało. Ranczo Silveli zostało sprzedane, gdy rozpoczęła się gorączka złota. Minęło wiele lat i nikt nie chciał mi powiedzieć, dokąd się udał Silvela, ale ja się domyśliłem, że do Hiszpanii.

– Był ranczerem?

– Matka twierdziła, że ranczo należało do jego wuja.

– Ojciec Hiszpan… -powiedziała Jessie z namysłem. -Pewnie jesteś do niego podobny.

– Chyba tak. – Chase uśmiechnął się leniwie. – Matka miała rude włosy i jasnozielone oczy.

– Pochodziła z Nowego Jorku. Co robiła w Kalifornii?

– Została sama ze swoim ojcem. Babcia wcześnie umarła, a dziadek mieszkał raczej na morzu niż w domu. Był kapitanem statku handlowego, kursującego regularnie między Kalifornią a Wschodnim Wybrzeżem. Wówczas po raz pierwszy udała się z nim w rejs. Dziadek handlował z ranczerami, między innymi właśnie z Silvelami. Młody Carlos Silvela zawrócił jej w głowie. Nigdy jednak nie obiecywał małżeństwa. Matka stwierdziła, że jest w ciąży, zanim statek wypłynął na wschód, po czym powiedziała o wszystkim swojemu ojcu, który zaczął nalegać na ślub. A dalej istnieje kilka wersji. Jedna taka, że matka zaczęła błagać Sihrelę, aby się z nią ożenił, ale on nie chciał. Wedle drugiej wuj, głowa klanu Silvelów, nie wyraził zgody na ten związek. Upokorzył matkę stwierdzeniem, że Americana nie jest wystarczająco dobra dla jego bratanka. Po pijanemu matka podawała trzecią wersję, twierdząc że Carlos bardzo ją kochał i na pewno by się z nią ożenił, gdyby wiedział o dziecku.

– Która jest prawdziwa?

– Nie wiem. Ale kiedyś się dowiem.

– W tym celu będziesz musiał się udać do Hiszpanii. Dlaczego dotąd nie pojechałeś?

Chase wzruszył ramionami.

– Wydawało mi się to beznadziejne. Nie wiedziałem, od czego zacząć. Hiszpania to ogromny kraj. Poza tym nie znam języka.