– Co się tu dzieje? – spytał Billy z korytarza.
– Idź do łóżka! – rozkazała ostro Rachel.
Chłopiec usłuchał bez dyskusji. Chase podążyłby chętnie w jego ślady. Cisza, jaka zaległa w pomieszczeniu, przeciągała się w nieskończoność. Summers bal się spojrzeć Rachel w oczy, bał się napotkać jej oskarżycielski wzrok.
Czekała chwilę, dając mu szansę na wyjaśnienia.
– Czy ona mówiła prawdę? – spytała, nie doczekawszy się ani jednego słowa.
Zaczął coś mamrotać, ale nie potrafił wykrztusić niczego sensownego. Wydała krótki okrzyk.
– Nie, to niemożliwe! Nie moja Jessica! Wykrzywił usta, ale nadal nie potrafił się zmusić do wyjaśnień. Spojrzenie Rachel sprawiło, że poczuł się maleńki jak karzełek. Kobieta nie czekała dłużej, przebiegła obok niego z płaczem. Summers długo jeszcze stał nieruchomo na środku kuchni. Czy istniało coś, co mógł ocalić?
Rozdział 23
– Co ty byś zrobił, Goldy? Ożeniłbyś się z kobietą tylko dlatego, że czułbyś się winny? – spytał Chase.
Koń prychnął.
– Przykro mi, stary. Wiem, że nie lubisz, jak nazywam cię Goldy. Ale to było dobre pytanie, no nie?
Chase siedział na ziemi, obok kopyt rumaka, opierając się plecami o ścianę boksu. Koło niego stała do połowy opróżniona butelka whisky. Po bezowocnym przeszukaniu kuchni znalazł alkohol w stajni. Whisky stanowiła niewątpliwie własność Jeba. Musiał pamiętać, aby odkupić staremu flaszkę.
Odkorkował ją, upił kolejny łyk i popatrzył poważnie na konia.
– Chodzi o to, że przez tę małą flirciarę nie czułem dotąd wyrzutów sumienia. Dopiero Rachel zrobiła ze mnie wesz. A wiesz, co ona powie, kiedy znów „nawiąże do tematu?"
Beknął i roześmiał się głośno.
– Nie, nie to. Powie: „Zmarnowałeś dziewczynę, to się z nią żeń". Myślisz, że przystawi mi pistolet do głowy? Nie, nie Rachel. Ona dysponuje inną bronią, tą swoją przeklętą twarzą, tym wyrazem oczu, który mówi wyraźnie, że wbiłem jej nóż w plecy. – Zaczerpnął głęboko powietrza. – Dlaczego po prostu się stąd nie wynoszę?
Próbował się podnieść, ale nie dał rady. Popatrzył na siodło wiszące na drągu jak na odrażającego stwora, sprawiającego mu kłopot. Ta niechęć okazała się zresztą uzasadniona, gdyż nie udało mu się ściągnąć siodła na ziemię. W końcu oparł się o nie i znów przemówił do konia:
– Chyba najpierw muszę wytrzeźwieć. Ale wrócę, Goldenrod. Okulbaczę cię i ruszymy w drogę. Nie mogę się ożenić z tym diabłem wcielonym. Czułbym się tak, jakbym brał ślub z cyklonem.
Wyszedł ze stajni i powlókł się nad strumień za domem. Natychmiast wpadł do wody i przez chwilę obawiał się, że utonie, ale głębokość wody nie przekraczała trzydziestu centymetrów. Taplał się przez chwilę bezradnie, po czym podciągnął w końcu na brzeg, gdzie długo leżał nieruchomo, omywany lodowatą wodą.
Przed oczyma znów stanął mu obraz Jessie. Ale nie tej dzisiejszej, lecz Jessie wczorajszej, kiedy to również była burzą, jednakże burzą namiętności.
Czy związek z tą dziewczyną okazałby się na pewno taki okropny? – myślał. Czyż to skakanie z kwiatka na kwiatek nie zaczęło go męczyć? Rachel uważała, że powinien się wreszcie ustatkować i zapewne miała rację. Udałoby mu się chyba poskromić tę złośnicę, gdyby naprawdę się postarał.
Jessie odczuwała zbyt wielką wściekłość, by płakać, a jednocześnie zbyt wielki smutek, by powstrzymać łzy. Dlatego też odnosiła niemiłe wrażenie, że coś ją dławi w gardle. Od dłuższego czasu nie mogła usnąć. Nagle usłyszała pukanie do drzwi, co zupełnie jej nie zachwyciło.
Nie pofatygowała się nawet, by wciągnąć spodnie, lecz otworzyła ubrana w obszerną koszulę z długimi rękawami, w której zwykle spała. Nic jej nie obchodziło zdanie Rachel na ten temat. Przez chwilę zastanawiała się nawet, czy nie zdjąć i koszuli. Matka pomyślałaby, że Jessie sypia nago.
Kiedy jednak otworzyła drzwi, była bardzo zadowolona, że nie przeprowadziła swego zamierzenia. W progu stał bowiem Chase. Zatrzaśnięte natychmiast drzwi odskoczyły od framugi, uderzyły go w ramię i znów się otworzyły, Jessie musiała zrobić krok do tyłu, gdyż Summers wdarł się do środka.
– Wyjdź – powiedziała.
– Za chwilę.
– Już.
– Mów ciszej, do diabła, bo zaraz wpadnie Rachel i zaciągnie nas do pastora. Ona jest naprawdę gotowa to zrobić. A zanim to nastąpi, muszę wytrzeźwieć.
– Ale to nie nastąpi z wielu innych powodów – zapewniła go Jessie. – Śmierdzisz! Jesteś pijany! Czy właśnie dzięki temu nabrałeś odwagi, aby wparować tak nagle do mojego pokoju?
– Już nie jestem pijany. W każdym razie nie do tego stopnia, żebym nie wiedział, co robię.
Zapaliła lampę stojącą obok łóżka i odwróciła się, aby spojrzeć mu w twarz. Widok Chase'a w samych spodniach, z włosami ociekającymi wodą na chwilę ostudził jej gniew.
– Wpadłeś do rzeki?
– Właściwie… – Uśmiechnął się szeroko, zamiast cokolwiek wyjaśniać, ale Jessie nie wydawała się ubawiona. – Zmieniłem jednak ubranie – ciągnął poważnie. – Nie chciałem nakapać na podłogę.
Jessie popatrzyła na swoją koszulę, która sięgała zaledwie do kolan.
– Nie zapraszałam cię, więc po prostu się wynoś. Już i tak narobiłeś mi kłopotów.
– Ja? – Dobry humor opuścił go nagle. – A co ty uczyniłaś najlepszego?
– Odpłaciłam ci tylko pięknym za nadobne. Nic ponadto. Oboje na to zasłużyliście.
– Cieszę się, że nie zostałem jedyną ofiarą tego niewybrednego ataku – odparł sarkastycznie Chase. – Tym bardziej że to ja będę musiał za wszystko zapłacić.
– Więc tylko tobie stała się krzywda? Tak sądzisz? Przez te twoje opowieści Rachel pozbawi mnie władzy nad ranczem, jeżeli znów pojadę na północ. Cóż, skoro ja muszę stracić przyjaciela, to wy również: siebie nawzajem.
– Wydaje ci się, że nie będzie żadnych innych konsekwencji tego wyznania?
– O co ci chodzi? – mruknęła. – Czyżby Rachel nie okazała się wyrozumiała? Zraniła twoje uczucia?
– Nie obchodzi cię to, że zraniłaś ją, prawda?
– Czyżbym kochała się sama ze sobą? – odparowała. – Nie przypominam sobie również, abym uczyniła pierwszy krok. Kto jest więc za to odpowiedzialny?
– Ostrzegłem cię przecież, co się zdarzy, jeśli ona się dowie.
Jessie zaczęła się śmiać, czym wprawiła Chase'a w zadziwienie.
– A więc dlatego tu jesteś! Bardzo mi przykro, ale muszę cię uspokoić. Nie masz się czym martwić. Straciłeś tylko jej zaufanie. Zupełnie wprawdzie nie rozumiem, dlaczego tak ci zależy na zaufaniu dziwki, ale…
– Ona nie jest dziwką – odparł ochrypłym głosem.
– Nie mów mi, kim jest. Wiem lepiej niż ty.
– Nie przyszedłem, aby znów się z tobą kłócić. Chcę cię prosić o rękę.
Jessie zaniemówiła na chwilę ze zdumienia, ale szybko przyszła do siebie.
– Poprosiłeś. A teraz idź do niej, powiedz, że byłeś grzecznym chłopcem i zrobiłeś, co ci kazała.
– Wcale mnie tu nie przysłała. W ogóle nie zamieniła ze mną słowa. Wybiegła z kuchni ze łzami w oczach i od tamtej pory jej nie widziałem.
– Co w takim razie usiłujesz mi udowodnić? Że jesteś szlachetny? Czy też, wyprzedzając wypadki i oświadczając mi się, zanim zostaniesz do tego zmuszony, zamierzasz zdobyć po prostu parę punktów? – prychnęła.
– Co jest złego w małżeństwie? – spytał rozsądnie, znając wszelkie powody, jakie mogłaby podać Jessie.
– Za kogo mnie uważasz? Myślisz, że nie pamiętam, jak bardzo cię przeraża sama myśl o ślubie?
– Kiedyś rzeczywiście nie chciałem się żenić, ale…
– Dobra, dobra. Nic się nie zmieniło. Pragniesz tego małżeństwa tak samo jak ja, czyli wcale. Wynoś się stąd wreszcie i skończ te pijackie brednie.
– To nie brednie. Jak ci już mówiłem, wcale nie jestem pijany. Rachel będzie na pewno nalegała na ślub, może więc nie damy jej szansy na wygłoszenie kazania?