– Nie pamiętam, panienko, ale dlaczego panienka zadaje te wszystkie pytania?
– Ja też jestem tego ciekawa – mruknęła Annie. – Ned mnie tak nie męczył.
– Może i nie – odparła Jessie. – On jednak nie znał tego mężczyzny tak dobrze, jak ja go znam.
– On jest panience bliski? – spytał ostrożnie Meddly.
– Dość.
– A niech to…
Jessie popatrzyła na niego ostro i dobry doktor nie wyrzekł już ani słowa. Wiedział już, o co chodzi. Bardzo źle się stało, że znalazła swego mężczyznę w takim miejscu, niemniej jednak była rzeczywiście jedyną osobą uprawnioną do zadawania pytań na temat okoliczności, w których młody człowiek odniósł rany.
Milczał więc, a Jessie znów natarła na Annie:
– Chcę wiedzieć, dlaczego wszędzie na łóżku jest krew, a na tobie nie widać ani kropli?
Annie skrzyżowała ręce na obfitym biuście.
– Nie muszę odpowiadać na twoje pytania.
Nie minęła nawet sekunda, a w ręku Jessie znalazł się nagle rewolwer Smith i Wesson.
– Odpowiesz!
– Doc! – zaskrzeczała Annie.
– Jessie Blair! – wykrzyknął Meddly.
– Cisza! – nakazała twardo Jessie, Podeszła do drzwi i zamknęła je kopnięciem, przez cały czas celując w Annie. -Teraz wszystko wyśpiewasz, bo jak nie, to cię zastrzelę. I to bez mrugnięcia okiem.
– Co niby wyśpiewam?
– Ty go dźgnęłaś, prawda? Dlatego nie pobrudziłaś się krwią!
Annie oparła się o ścianę.
– Nie, nie, przysięgam! Nawet się do niego nie zbliżyłam! Byłam po przeciwnej stronie łóżka!
– I ja mam ci uwierzyć?
Annie rozpaczliwie sięgnęła do swoich doświadczeń.
– Był bardzo pijany… Myślałam, że zaśnie, a potem go obudzę, jakby było po wszystkim i dostanę pieniądze za nic. Bardzo rzadko postępuję w ten sposób, ale gdy klient jest ubzdryngolony na amen…
– Kłamiesz! Zwabiłaś go w pułapkę!
– Nie, przysięgam! Polowałam na niego od kilku dni, lecz aż do dziś nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Zmarnował pół wieczoru na chlanie, mówił, że musi o czymś zapomnieć. Myślałam, że ma mocną głowę, więc czekałam. Ale on się upił, a mężczyzna w takim stanie do niczego się nie nadaje. On jednak nalegał na przyjście na górę.
– Kłamiesz!
– Doc! Doc! Musisz ją powstrzymać! – krzyknęła histerycznie Annie. – Ona mnie zastrzeli!
– Co się tu dzieje?! – Drzwi otworzyły się z trzaskiem i w progu stanął potężny, odrażający typ. Zaciskał groźnie pięści.
Jessie odwróciła się.
– Kim jesteś? – spytała, nieporuszona jego wyglądem. W końcu miała broń.
– Właścicielem lokalu, w którym robisz zamieszanie, więc lepiej się wynoś!
Mimo tych groźnie brzmiących słów zachowywał się spokojnie i pojednawczo. Nie spuszczał jednak oczu z rewolweru Jessie, która opuściła broń w chwili, gdy poczuła na ramionach dłonie Doca.
– Chodź, panienko – powiedział łagodnie Meddly. – Zabierzmy wreszcie twojego przyjaciela i połóżmy go do czystego łóżka. Jestem pewien, że to wszystko odbyło się właśnie tak, jak mówiła Ann. Idziemy!
Jessie popatrzyła na Annie, która nadal nie mogła otrząsnąć się z szoku.
– W porządku – powiedziała i schowała broń. – Ten jednak, kto podnosi rękę na moją własność, musi wiedzieć, że nie ujdzie mu to na sucho. Słyszysz, Annie? Jeśli skłamałaś, wpakuję ci kulę w serce.
Pozwoliła, by doktor wyprowadził ją z saloonu. Pochód zamykali trzej mężczyźni niosący Chase'a owiniętego starannie w stary wełniany koc. Obchodzili się z nim delikatnie jak z niemowlęciem, gdyż słyszeli słowa tej sekutnicy Jessie Blair. Stanowczo woleli, by nie pomyślała, że niezbyt dobrze potraktowali kogoś, kto należy do niej. Co to, to nie!
Rozdział 27
Aby zawieźć Chase'a na ranczo, Jessie wynajęła wóz. Wyruszyli następnego poranka. Billy powoził, a Goldenrod szedł uwiązany do dyszla. Doc Meddly twierdził, że Chase może podróżować.
Jessie siedziała z tyłu; Chase leżał obok na brzuchu, z głową na jej kolanach. Nadal nie odzyskał przytomności, lecz doktor twierdził, że na to trzeba czasu – nie tyle z powodu rany, co alkoholu.
Niech to diabli, ależ zrobiła z siebie pośmiewisko! I dla kogo? Dla mężczyzny, który zadawał się z dziwkami! Dla ' hazardzisty! Aroganckiego, wścibskiego natręta! Nie powinna była go szukać. Czy naprawdę chciała, żeby jej dziecko wychowywał ktoś taki? W żadnym wypadku! Potrafiła sobie świetnie wyobrazić te dzisiejsze komentarze: biedna Jessie Blair, taka zakochana w swoim mężczyźnie, że potrafi mu wszystko wybaczyć, nawet to, że oberwał nożem w łóżku dziwki. Z ulgą wyjeżdżała z Cheyenne. Wiedziała, że nigdy nie uda się zatuszować tak ogromnego skandalu!
Z drugiej strony nie powinna się tym przejmować. Nadszedł czas, aby przestała dbać o to, co mówią o niej ludzie, gdyż i tak żadnej kobiecie nie uszło nigdy na sucho dziecko spoza małżeńskiego łoża.
Od samego rana męczyły ją mdłości, jeśli jednak nie jadła, mogła to jakoś wytrzymać. Teraz, na trzęsącym się wozie, żółć znowu podeszła jej do gardła. Słyszała stękanie Chase'a, lecz sama pozieleniała na twarzy i jej własny jęk zagłuszył pijackie pomruki mężczyzny. Chcąc przesunąć się jak najszybciej na bok, zsunęła głowę Summersa z kolan. Ranny upadł twarzą na deski.
Otworzył na chwilę oczy, ale przeraźliwy ból kazał mu je natychmiast zamknąć. Gdyby leżał na plecach, martwiłby się jedynie o zjawy pojawiające się w polu jego widzenia, lecz z jakiegoś niezrozumiałego powodu leżał na brzuchu i coś wytrząsało z niego wnętrzności. Z trudem znów odemknął powieki i zamrugał z niedowierzaniem, sądząc, iż tkwi w drewnianej skrzyni. Ale ta skrzynia najwyraźniej nie miała jednego boku, dzięki czemu ujrzał najjaskrawszy błękit, jaki miał kiedykolwiek okazję oglądać. Światło oślepiło go, więc Chase znów przymknął oczy. Nie odczuł jednak ulgi. Skrzynia, w której go uwięziono, trzęsła się i podskakiwała, więc – chcąc nie chcąc – przechylił się i opróżni! żołądek. Od razu poczuł się lepiej.
Odzyskawszy w niewielkim stopniu zdolność myślenia, nie ryzykując ponownego otwierania oczu, próbował się domyślić, gdzie właściwie się znajduje. Wstrząsy, twarde podłoże, ściany wysokie na pięćdziesiąt centymetrów – to wszystko nie miało najmniejszego sensu. W dodatku dochodziły go odgłosy torsji, mimo że już przecież nie wymiotował.
Musiał rozejrzeć się wokół, jeśli miał cokolwiek zrozumieć. Z wahaniem zerknął w bok, na ruchomą ścianę, która zakręciła, pojechała naprzód i znów zakręciła. Znajdował się w skrzyni, otwartej skrzyni! Potem jednak przeniósł wzrok na drugą stronę i dostrzegł jedwabiste czarne włosy, białą koszulę i kształtny tyłeczek w obcisłych spodniach.
– Jessie…? – jęknął.
Jessie nie odezwała się ani słowem, ledwo zaszczyciła go spojrzeniem. Czuła się tak, jakby miała za chwilę umrzeć. Nudności nie chciały ustąpić, mimo że w żołądku nie zostało już nic. Nadał jednak męczyły ją skurcze, tak bolesne, że dziewczyna z trudem powstrzymywała łzy.
Przesunęła się wreszcie na środek wozu. Chase przymknął oczy.
– Jeśli nie będziesz już wypruwał z siebie flaków, połóż się tutaj.
Chase odemknął powieki. Nie mógł się jednak zdobyć na odpowiedź.
– Nie słyszysz?
– Obawiam się… Obawiam się, że nie jestem najmilszym towarzyszem – wykrztusił mimo kołkowatego języka.
– Towarzystwo, rzeczywiście… – wymamrotała. – Zależy mi na twoim towarzystwie tak samo jak tobie na moim, ale przez głupie pijackie wybryki będę musiała je tolerować.
– Nie rozumiem.
– Boże! Nie możesz po prostu leżeć spokojnie? Musisz odpoczywać, a ja nie mam ochoty na pogaduszki!
Chase pomyślał, że najbardziej przydałby mu się teraz lekarz. Albo butelka whisky. Jedno z dwojga. Sen mógł jednak zwalczyć kaca.
Miejsca nie było wiele, a Jessie okupowała już połowę prowizorycznego posłania.