– Mogę ci przynieść coś do jedzenia? – zapytał.
– Nie – powiedziała szybko. – Ale zagotuj wodę, jeśli możesz. W kulbace mam trochę mięty. Pomaga na żołądek.
Chase nie dyskutował na temat skuteczności tego domowego środka, lecz zrobił, co kazała, i zanim poszedł po siodło, postawił czajnik na ogniu. Potem czekał, aż woda się zagotuje, by dodać do niej ziół. W tym czasie Jessie zasnęła, a on jej nie budził. Sen był dla Jessie najważniejszy, napar mógł poczekać. Usiadłszy, by na nią popatrzeć, Summers zaczął się zastanawiać czy wezwać lekarza. Najbliższy doktor mieszkał jednak o dzień drogi od szałasu, a Chase nie mógł zostawić Jessie samej.
Im dłużej o tym myślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że Jessie rzeczywiście nadwerężyła siły. Wstawała przed świtem, pracowała do zachodu słońca, a nawet ona nie była przyzwyczajona do takiej harówki. Poza tym zamartwiała się utratą bydła.
Wyszedł, by wprowadzić konie do przybudówki. Zaklął głośno, gdy ujrzał pierwsze płatki śniegu. Potem uświadomił sobie, że jeśli taka pogoda się utrzyma, zamieć może ich tu unieruchomić. Wówczas nie musieliby się jednak martwić o bydło, gdyż burza śnieżna powstrzymałaby również Bowdre'a. Chase upewnił się, że koniom starczy jedzenia i zaraz wrócił do szałasu.
Rozdział 33
Jessie obudziła się w ciepłym kokonie kołder, tuż obok trzeszczał ogień, a w powietrzu unosił się jakiś wspaniały zapach. Poczuła silny głód.
Usiadła na łóżku, Chase stał przy kominku, odwrócony plecami do Jessie i mieszał potrawę, której aromat wzbudził w dziewczynie wilczy apetyt.
– Nie wiedziałam, że potrafisz gotować. Odwrócił się i uśmiechnął.
– Czasami.
– Pachnie wspaniale.
– Dziękuję pani. – Podszedł do łóżka. Gdy popatrzył uważniej na Jessie, natychmiast spoważniał. – Mogę ci teraz przynieść zioła?
– Na razie nie są mi potrzebne, ale skorzystałabym z przyjemnością z tego, co upichciłeś.
– Jesteś pewna, że dobrze się czujesz?
– Naprawdę, Chase. Potrzebowałam jedynie chwili wypoczynku. Umieram z głodu. Chciałabym coś zjeść.
Uśmiechnął się radośnie.
– Nic prostszego, kochanie.
Jessie zmarszczyła brwi. Wolałaby, aby Chase nie nazywał jej w ten sposób, nie okazywał troski. Nie była pewna, co o tym sądzić.
Podchodząc do stołu, nie spuszczała wzroku z Chase'a. Poruszał się zwinnie, więc najwyraźniej nie nadwerężył sobie mięśni. Prześliznęła się wzrokiem po jego szerokich plecach, biodrach i szczupłych pośladkach. Wyglądał tak, jakby stać go było na wszystko. Absolutnie wszystko.
Zarumieniła się i odwróciła wzrok. Skąd jej przyszły do głowy takie myśli? Nosiła jego dziecko, lecz odkąd zaczął się przechwalać powodzeniem u kobiet, nabrała przekonania, że tak naprawdę wcale o nią nie dba. Dlatego ona postanowiła nie dbać o niego. Pamiętaj o tym, Jessie, napominała się w myślach.
– Czy ci za gorąco? – spytał Chase, stawiając talerz na stole.
Widząc, że zauważył jej wypieki, zarumieniła się jeszcze mocniej.
– Trochę – odparła gniewnie.
Jedli w milczeniu. Chase zmieszany był tą nagłą zmianą nastroju dziewczyny. Obserwował ją całkiem otwarcie, gdy tymczasem ona spuściła skromnie oczy i pochłaniała pożywienie tak, jakby od wielu dni nie miała nic w ustach. Wydawała się zdrowa. Wróciła do dawnej formy, choć jeszcze kilka godzin temu była chora i blada. Najwyraźniej potrzebowała paru godzin snu. Pomyślał, że może nie powinna się przemęczać przez jakiś czas, by nie powróciły kłopoty ze zdrowiem.
Cisza się przeciągała. Może Jessie martwiła się Bowdre'em bardziej, niż się wydawało?
– Wiesz, jeśli zamkniesz się w sobie i nie przestaniesz martwić, rana zacznie ropieć.
– Co takiego? – Popatrzyła na niego rozszerzonymi oczyma.
– Na pewno rozumiesz, o co mi chodzi – odparł spokojnie.
– Chyba jednak nie – powiedziała buńczucznie.
– O Latona Bowdre'a. O kradzież stada. To przecież jeszcze nie koniec świata.
– Nie. – Westchnęła. – Zabiję po prostu tego drania, jeśli znów wejdzie mi w drogę.
Chase wybuchnął głośnym śmiechem.
– Daj spokój, bądź poważna.
– jestem śmiertelnie poważna.
– Co zamierzasz zrobić? Wyzwiesz go?
– Dlaczego nie?
– Bo on może ci odmówić i nikt nie pomyśli o nim nic złego. Żaden mężczyzna nie stawi czoła kobiecie w pojedynku na rewolwery, nawet taki łajdak jak Bowdre.
– Nie ujdzie mu to na sucho, Chase. Gdybym zdobyła jakiś dowód, zostawiłabym całą sprawę szeryfowi, ale w tej sytuacji sama muszę się tym zająć. No bo cóż innego mi pozostaje?
– Pozwól, że ja załatwię tę sprawę.
– Wyzwiesz Bowdre'a?
– Tak.
– Nie.
Odmowa wprawiła Chase'a w irytację.
– Przecież na pewno podjąłby rękawicę.
– Powiedziałam: ni e. To nie w porządku.
– I tak już jest za późno – odparł Chase. – Bowdre odebrał sobie całą wartość weksla, a nawet więcej, sprzedając twoje bydło. Na pewno czuje się usatysfakcjonowany i już dawno się stąd ulotnił.
– Mam nadzieję, że się mylisz – powiedziała z zawziętością w głosie Jessie.
– Rozlew krwi nigdy niczego nie rozwiązał. Nie zbankrutowałaś. Odżałuj tę stratę. Zapomnij o niej.
– Łatwo ci mówić, Summers. Nie twoje życie legło w gruzach. Moje ranczo jest stanowczo za małe, aby nie odczuć takiego uszczerbku. Thomas Blair nigdy nie zamierzał być królem bydła. Chciał jedynie osiedlić się na ziemi, na której spędził młodość, i praca na ranczu stworzyła mu właśnie taką możliwość. Nasze stado nigdy nie było duże, a jednak każdej zimy traciliśmy jego znaczną część. Zawieja sześćdziesiątego szóstego roku zmiotła z powierzchni ziemi kolejne siedemdziesiąt procent. Właśnie wówczas Thomas, chcąc uzupełnić braki, popadł w ogromne długi. Ledwo jednak wyszedł z tarapatów, wpadł na pomysł budowy większego domu. Zawsze tonęliśmy w długach, bydła sprzedawaliśmy zaledwie tyle, by przetrwać. Nie mogę sobie pozwolić na taką stratę.
Przemowa wywarła na Chasie duże wrażenie. Serdecznie współczuł Jessie.
– Przecież wiesz, że matka chętnie by ci pomogła.
– Daj spokój! – warknęła.
Zrozumiał, że traci tylko czas. Nigdy jednak nic nie wiadomo. Musiał spróbować.
– Może przyjmiesz pożyczkę ode mnie? W Cheyenne wygrałem sporą sumę pieniędzy, więcej, niż mi potrzeba.
Pokręciła głową.
– Co się z tobą dzieje, Chase? Najpierw chcesz się pojedynkować w moim imieniu, a teraz występujesz z propozycją pożyczki? Masz wyrzuty sumienia z powodu mojej utraconej cnoty? Rachel cię napuściła?
Wprawiła go w osłupienie. Nie była wcale zła, tylko zdziwiona. Nie bardziej zresztą niż on sam.
– No więc? – przynagliła.
– W porządku. Powiedzmy, że mamy rachunki do wyrównania.
– Nie. Bądźmy uczciwi i przyznajmy, że wcale tak nie jest.
Znów zdołała go zadziwić.
– Fakty to fakty, Jessie. Byłaś dziewicą, zanim cię dotknąłem.
– No to co?! – krzyknęła ze złością. – Miałbyś powody do zmartwienia, gdybyś mnie do czegoś zmuszał, ale mnie nie zmuszałeś. Przecież ja ciebie też pragnęłam. Nie pamiętasz?
Natychmiast pożałowała, że nie ugryzła się w język.
– Oczywiście, jedynie w sensie fizycznym – dodała.
– Niczego innego się nie spodziewałem.
– Nie musisz być taki sarkastyczny.
– A ty nie musisz bez przerwy powtarzać, że nic do mnie nie czujesz – odparł chłodno. – Doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Pominęłaś jednak istotę problemu. Teraz pewnie ci się wydaje, że utrata dziewictwa w ogóle się nie liczy, lecz kiedy wyjdziesz za mąż i będziesz musiała się z tego tłumaczyć, z pewnością zmienisz zdanie.
Wybuchnęła śmiechem, melodyjnym, serdecznym. Przestraszył się nie na żarty, że postradała zmysły.