– Nie wiem, doprawdy, co cię tak bawi.
– No, myślę – wykrztusiła z trudem.
Próbowała stłumić śmiech. Chętnie wyjaśniłaby Cha-se'owi, co wzbudziło jej wesołość. Gdyby naprawdę stanęła kiedyś przed ołtarzem, małżonek musiałby ją przyjąć razem z dzieckiem. Dziewictwo, czy też raczej jego brak, nie stanowiłoby więc problemu.
– Przepraszam – powiedziała, z trudem dochodząc do równowagi.
– Nie ma za co – odrzekł kwaśno. – Niby dlaczego miałabyś się zachowywać jak inne dziewczęta? Wciąż zapominam, że bardzo się od nich różnisz.
Jessie ochłonęła.
– Nie tak bardzo.
– Naprawdę? – spytał niegrzecznie.
– Po prostu wychowano mnie w taki sposób, że widzę pewne rzeczy w innym świetle. To znaczy… Ilu młodzieńców zachowuje cnotę aż do ślubu? Skoro mężczyzna może mieć kochanki przed zawarciem małżeństwa, dlaczego nie wolno tego kobiecie? Jeśli potem dochowuje wierności, to, co zdarzyło się wcześniej, nie powinno się liczyć.
– Tylko ty tak uważasz, Jessie. Mężczyźni myślą inaczej.
– W takim razie to tylko ilustruje różnicę między punktem widzenia Indianina i białego człowieka. Mały Jastrząb nie przywiązuje wagi do tych spraw.
Chase zesztywniał, oczy mu pociemniały.
– Skąd o nich wiedział, Jessie? Przekonał się osobiście? Jessie wstała i oparła dłonie o stół.
– Nie obrażasz mnie. – Patrzyła na Chase'a płonącym wzrokiem. – Mały jastrząb zachowywał się honorowo, no, wyłączywszy jeden skradziony pocałunek. Nie traktował mnie jak przelotnej fantazji, pragnął ożenić się ze mną.
Summers pojął aluzję, jessie wpatrywała się w niego wciąż płonącym spojrzeniem. Gniew mężczyzny zelżał. Poczuł się winny tego, co mu zarzucano. Nie pragnął żony, co, oczywiście, nie znaczyło, że nie pragnął Jessie.
Wstał wolno i pochylił się, podobnie jak uczyniła to Jessie; ich twarze dzieliła teraz niewielka odległość. Zniżył głos do szeptu.
– Jaka ty jesteś piękna, kiedy się złościsz…
– Bardzo daleko odchodzisz od tematu.
– To prawda, ale kiedy robisz taką minę, myślę wyłącznie o jednym.
Jessie bała się spojrzeć mu w oczy. Ilekroć Chase popadał w taki nastrój, mówił schrypniętym głosem. A przy tym uśmiechał się tak wymownie…
Rzuciła się do drzwi, ale ledwo zdążyła nacisnąć klamkę, Chase przyciągnął je z powrotem.
– Nie chcesz wcale gdzieś iść. Z bydłem wszystko w porządku, a śniegu jest zbyt wiele, by wykonywać jakąkolwiek pracę. Zostaniemy tutaj. – Przytulił Jessie i zaplótł dłonie na jej plecach. – Czy tak nie jest przyjemniej i cieplej? Nie masz nic lepszego do roboty, jak tylko pozwolić mi się kochać.
Zanim zdążyła zebrać myśli, nakrył ustami jej wargi. Postanowiła, że tym razem nie ulegnie namiętności. Chase był do niczego, był… Znów doprowadził ją do wrzenia, tak samo jak zawsze. Mięśnie jej zwiotczały, nogi stały się jak z waty. Wystarczył dotyk jego ciała, pieszczota ust, by znów go zapragnęła. Przyciskał brzuch do jej brzucha, co przyprawiało dziewczynę o dreszcze. W chwili gdy otoczyła jego szyję ramionami, przywarł jeszcze mocniej.
– Pozwolisz mi się kochać, Jessie?
– Tak,
– Cały dzień?
– Tak,
– I całą noc?
– Na miłość boską, przestań mówić! – szepnęła.
Chase zaśmiał się głośno. Kolanem zsunął prycze i położył na nich dziewczynę. Zaczął zrywać z siebie ubranie, a jessie uczyniła to samo. Patrzyła zafascynowana na Chase'a. Już sam widok jego ciała ją podniecał, ręce odmawiały posłuszeństwa. Zanim skończyła się rozbierać, kochanek stał przed nią nagi.
Pochylił się, aby j ej pomóc, a wtedy impulsywnie chwyciła jego twarz w dłonie i pocałowała czule w usta.
Gdy wyswobodziła się wreszcie z jego uścisku, Summers popatrzył na nią dziwnie. Ten pocałunek nie stanowił bowiem wcale odpowiedzi na jego pocałunki; wydawał się czymś zupełnie innym. Mężczyzna patrzył przez chwilę na Jessie, po czym położył się obok. Niezwykłą przyjemność sprawiał Chase'owi dotyk obnażonych ciał.
Dziewczyna nie odrywała od niego wzroku i w cudownie delikatny sposób błądziła dłońmi po jego torsie.
– Zamierzasz się tak zachowywać w stosunku do każdego mężczyzny, który cię zapragnie? – spytał drwiącym tonem, choć zależało mu na poważnej odpowiedzi.
– Do tej pory nic podobnego nie zrobiłam – odparła.
– Co nie znaczy, że nie zrobisz.
– Oczywiście, że nie. Popatrzył na nią uważnie.
– Jessie…
Wbiła mu palce we włosy.
– Zamknij się wreszcie i kochaj mnie, Chase.
Rozdział 34
Następnego ranka obudził się wcześniej niż Jessie. Świeciło słońce, śnieżyca ustała jeszcze w nocy. Nie czuł najmniejszej ochoty, by wstać i stawić czoło kolejnemu dniu. Oparł się na łokciu i popatrzył na dziewczynę. Spała na boku, odwrócona twarzą do niego, opatulona szczelnie kołdrami. Żałował, że nie leżą razem w wielkim łożu, tak by mógł przytulić się do jessie i rozkoszować jej ciepłem.
Pomyślał o tym, jak bardzo źle się czuła poprzedniego dnia i zaczął się zastanawiać, czy nie wyrządził jej krzywdy. Obawiał się bowiem, że przesadził w miłosnym zapale. Kochał się z nią przynajmniej cztery razy, po południu i wieczorem, lecz ani przez chwilę nie miał dość. Nauczył ją dobrodziejstwa cierpliwości i poznał smak jej ciała ku uciesze serca.
Była niesamowita – gotowa, ilekroć on był gotów. Tak samo namiętna za czwartym razem jak za pierwszym.
Marzył, aby znów rozpętała się zamieć. Pragnął, by nie mogli opuścić domku.
Jessie jęknęła cicho, twarz wykrzywiła się jej w skurczu.
– Jessie…?
Gdy znów zakwiliła żałośnie jak dziecko, potrząsnął nią na wypadek, gdyby się okazało, że to tylko zły sen.
– Zostaw mnie – szepnęła.
– Obudź się.
Nie chciała się obudzić, nie w chwili, gdy jej żołądek znów rozpoczął bunt.
– Przepraszam, Jessie. Może byś tak wstała i rozprostowała mięśnie? Na pewno by ci to dobrze zrobiło. Słońce już wzeszło i świeci od samego rana.
Która to godzina? Jak długo jeszcze miały męczyć ją poranne mdłości? Nawet krótki czas spędzony w towarzystwie Chase'a wydawał się ryzykowny. Co by pomyślał, gdyby odkrył, że znów jest chora? Nie zrozumiałby tego, nie po tym, gdy tak dobrze się czuła wczoraj po południu i w nocy. Albo też wreszcie doznałby olśnienia.
– Nie dam rady teraz wstać – wyjąkała.
– Mam okropne wyrzuty sumienia, ale przecież chyba nie czujesz się aż tak źle?
Wreszcie otworzyła oczy.
– Oczywiście, że nie, ale jeszcze chwilkę poleżę. Nie musisz czekać. Idź do pracy. Szefowej wolno korzystać z przywilejów. – Spróbowała się uśmiechnąć. – Wydaje rozkazy i niczym się nie przejmuje, podczas gdy inni harują.
Chase nie przyjął jednak tego wyjaśnienia do wiadomości. Kompletnie nie pasowało do Jessie. Wstał i ubrał się jednak, rzucając na nią od czasu do czasu zmartwione spojrzenia. Może potrzebowała po prostu trochę czasu dla siebie? Pragnął, by udzieliła jakiegoś wyjaśnienia, gdyż z każdą chwilą czuł się coraz bardziej podle.
Kiedy przygotował się już do wyjścia, rozpalił ogień, którego ciepło wypełniło szybko małe pomieszczenie. Jessie jednak wciąż się nie ruszała.
– Będę się zbierał – powiedział niechętnie. – Chciałbym jednak przed wyjściem jakoś ci pomóc. Najlepszy byłby masaż.
– Nie!
– Daj spokój. Nie bądź taka wstydliwa. To ci może tylko pomóc – oznajmił. Ściągnąwszy kołdrę z dziewczyny, spróbował przewrócić ją na plecy.
– Nie dotykaj mnie!
Chase cofnął się gwałtownie i zobaczył, że Jessie układa się na boku. Dokładnie to samo powiedziała poprzedniego dnia rano, kiedy również źle się czuła. Twarz miała wówczas równie bladą, ręce trzymała daleko od żołądka.
– Jessie, Jessie, spójrz na mnie.
– Jedź do pracy, dobrze?