– Jutro jedziemy z powrotem. Tak naprawdę to ja i Chase przybyliśmy właśnie z Cheyenne.
– Ach tak… – Na twarzy Rachel pojawił się wyraz niekłamanej troski.
– Co się stało?
– Jeb i Billy pojechali cię szukać. Widzisz, wysyłam Billy'ego do Chicago. Nie mogę pozwolić na to, by dłużej zaniedbywał naukę – wyjaśniła. – Chciał się z tobą pożegnać. Mam nadzieję, że nie ruszą w ślad za tobą do Cheyenne.
– Niepotrzebnie się niepokoisz – zbyła ją niecierpliwie. – Jeb jest za mądry, by zabierać chłopca tak daleko.
– Dokąd? – spytał Chase, stając w drzwiach.
Rachel nawet nie spojrzała w jego stronę, toteż Jessie musiała ją wyręczyć.
– Do miasta, aby mógł się ze mną pożegnać – odparła najuprzejmiej, jak potrafiła. – Rachel wysyła Billy'ego do szkoły.
Chase spojrzał pytająco.
– Jeszcze jej nie powiedziałaś, prawda?
– Czego? – spytała Rachel.
– Zostawię tę przyjemność Jessie – odrzekł. – Ociągałem się z przyjściem tutaj właśnie po to, by stworzyć jej taką szansę. W czym problem? Brakuje ci słów? – zwrócił się do żony.
Jessie popatrzyła na niego oschle.
– Wczoraj udaliśmy się do Cheyenne, aby wziąć ślub. Chase jest moim mężem.
Rachel przenosiła spojrzenie z córki na Chase'a, twarz jej powoli jaśniała, w oczach nie było zdumienia.
– Rozumiem – rzekła w końcu z uśmiechem. – Po twoim wyjeździe zastanawiałam się niemal bez przerwy, kiedy wreszcie wróci ci rozum. A zresztą, skoro wszystko dobrze się skończyło…
– Co to znaczy? – spytała Jessie z niedowierzaniem.
– Wiedziałam, rzecz jasna, że tak się stanie – wyjaśniła spokojnie Rachel. – To niemożliwe! – Oczy dziewczyny płonęły.
– Czyżby? Przecież ludzie, którzy darzą się takim uczuciem jak wy, są dla siebie stworzeni. Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę, że wreszcie zdaliście sobie z tego sprawę.
Nastąpiła chwila niezręcznej ciszy.
– Jak możesz tak mówić? Przecież zwróciłaś się przeciwko Chase'owi. Już nie pamiętasz?
– Owszem – odparła z uśmiechem Rachel. – A ty -zaczęłaś go bronić. Możesz to nazwać pewnego rodzaju strategią, jeśli chcesz.
– To oszustwo, a nie strategia! – warknęła Jessie.
– Naprawdę mnie broniłaś? – spytał ze śmiechem Chase. Jessie popatrzyła na niego z "wściekłością, po czym wbiła oskarżycielski wzrok w Rachel. Nie umiejąc znaleźć słów, które by wyraziły jej gniew, odwróciła się na pięcie i wyszła z kuchni.
Wciąż rozbawiony, Chase przeniósł spojrzenie na Rachel.
– Wyprowadziłaś mnie w pole, kobieto. Jessie też oszukałaś. Rozumiesz, dlaczego ona tak się złości? Oczekiwała zupełnie innej reakcji.
– Wiem – odrzekła z uśmiechem. – Nie powinnam była uciekać się do podstępów. Zresztą to wcale nie znaczy, że nie martwiłam się tym, co zrobiłeś, Chasie Summersie.
– Oczywiście.
– Niemniej jednak zawsze sądziłam, że jesteście dla siebie stworzeni.
Chase nagle posmutniał. Gdyby Rachel znała prawdziwą przyczynę ślubu…
– Nie martw się – powiedział. – Ona na pewno się uspokoi.
– Na pewno? Zanim "wyjadę?
– Na kiedy planujesz podróż?
– Jutro zamierzałam wsadzić Billy'ego do pociągu. Teraz jednak mogę mu towarzyszyć.
– Tak szybko?
– Tak. Porozmawiam więc z Jessicą już teraz, żeby nie gryzła się tym wszystkim. Nie potrafiłabym się z nią rozstać w gniewie.
– Skoro tak, to czy nie sądzisz, że nastał wreszcie czas, by wyjaśnić również inne sprawy? Musisz wykorzystać szansę i ukazać jej przeszłość w nieco innym świetle. Podobna okazja może się już nie powtórzyć.
Rachel nie czekała, by Jessie odpowiedziała na pukanie. Otworzyła drzwi i weszła zdecydowanym krokiem do pokoju. Kiedy jednak dostrzegła zimne spojrzenie córki, omal nie straciła odwagi. Nie miała pojęcia, jak zacząć tę rozmowę.
– Kate włożyła pieczeń do piekarnika. Mięso już się prawie upiekło. Zjesz z nami kolację?
– Nie.
– Przemyśl to – poprosiła spokojnie. – To będzie nasz ostatni rodzinny posiłek. Jutro wyjeżdżam z Billym.
Jessie milczała chwilę.
– Nigdy nie uważałam, że stanowimy rodzinę. Wcale też nie żałuję, że wyjeżdżasz. Nie pogniewasz się, jeśli nie odprowadzę cię na stację, prawda? Mam dużo pracy.
Rachel odczuła słowa córki jak uderzenie w twarz. Najchętniej wybiegłaby z pokoju, lecz nie potrafiła tak się z nią rozstać. Wiedziała, że sobie nie wybaczy, jeśli nie podejmie tej ostatniej próby.
– Dlaczego nigdy nie chciałaś usłyszeć mojej wersji wydarzeń? ~ spytała.
Jessie odwróciła się nagle i wyjrzała przez okno.
– Dlaczego? A z jakiego powodu miałabym cię słuchać? Żebyś mogła oczernić Thomasa i uczynić z niego kłamcę? Wiem, niełatwo było go kochać, nawet lubić, lecz nikogo poza nim nie miałam. Gdybym uznała, że przeszłam przez piekło tych ostatnich dziesięciu lat nadaremnie, otworzyłabym trumnę i wpakowałabym mu w korpus jeszcze parę kul. Kiedy jednak ktoś – pijany czy trzeźwy -powtarza zawsze tę samą historię, zwykle okazuje się ona prawdą.
– Prawdą, w którą on wierzył. Tak. Ale jeśli ta „prawda" nie jest prawdą?
Jessie odwróciła się wolno i wbiła w Rachel spojrzenie turkusowych oczu.
– Nigdy nie zdradziłam twego ojca, Jessico.
– Jasne. Może jeszcze stwierdzisz, że Billy jest synem Thomasa?
– Owszem – odparła szeptem. Jessie jednak usłyszała.
– Do diabła! Jeśli tak się w istocie miały sprawy, dlaczego nie powiedziałaś mu o ciąży przed wyjazdem?
' Przecież wiesz, jak bardzo pragnął syna.
– Stało się za późno, aby cokolwiek wyjaśniać, nawet gdybym mogła to uczynić.
– Nieźle ci idzie, Rachel! – prychnęła Jessie. – Ale ja tego nie kupuję. Ojciec widział cię na własne oczy w łóżku z Willem Phengle'em. Nie było go w domu cały miesiąc, a ty wykorzystałaś jego nieobecność na romans z Willem. Billy musi więc być synem Phengle'a.
– Boże! – Rachel zbladła jak ściana i usiadła na łóżku. – Tamtej nocy… Thomas wspomniał o Willu, ale nie powiedział, co właściwie go doprowadziło do furii. W moim własnym łóżku!
– Świetnie, Rachel – rzekła sucho Jessie. – Doskonale. Naprawdę minęłaś się z powołaniem.
Sarkazm dziewczyny wyprowadził z równowagi tę spokojną zwykle niewiastę.
– Jeśli twój ojciec widział w swoim małżeńskim łożu Willa Phengle'a, to Will musiał być z Kate. Bo nie ze mną, Jessico. Przez cały dzień przebywałam poza ranczem. Dzierżawca wezwał mnie na pomoc, gdyż jego żona zaczęła rodzić. Niestety, ta nieszczęsna kobieta umarła, dziecko też. Wróciłam do domu chora ze zmęczenia i niepokoju. Miałam kłopoty z wydaniem cię na świat, a znów czekał mnie poród. W okolicy nie mieszkał żaden lekarz, nie zmieniło się to zresztą do dziś. Thomas jedynie cudem nie zabił dziecka w moim łonie. Ledwo stanęłam w progu, rzucił się na mnie z pięściami. Nie dał mi szansy na wyjaśnienia. Nigdy. Kiedy wreszcie przestał mnie bić, nie mogłam mówić. Złamał mi szczękę, zaczynałam tracić przytomność. Porozmawiaj z Kate. Oprócz nas dwu nie mieszkała tu żadna inna kobieta, więc to ją Thomas musiał zobaczyć w łóżku z Willem. Nie ma innego wyjścia. Spytaj Kate.
Jessie nie odpowiedziała. Wyraz jej twarzy nie zmienił się ani na jotę.
– Szlifowałaś tę historyjkę przez dziesięć lat. Kto może ci zaprzeczyć? Bo nie Phengle. Thomas również nie. Kate, oczywiście, zadałaby kłam każdemu twemu słowu, ale to tylko Indianka i kto uwierzyłby jej, a nie tobie? Prawda?
– Spytaj ją, Jessico – poprosiła cicho Rachel.
– Nie mogłabym. Boże! Czy ty w ogóle wiesz, co sugerujesz? Twierdzisz, że Kate przez te wszystkie lata trzymała język za zębami i nigdy nie uczyniła niczego, aby naprawić straszliwą krzywdę, która cię spotkała? Dlaczego milczała? Z jakiego powodu? Ten dom był zawsze pełen nienawiści, zawsze brakowało w nim bodaj odrobiny ciepła. Dlaczego pozwoliła, by taki stan trwał aż do śmierci Thomasa?