Выбрать главу

Vogel uniósł brwi w podziwie; a może była to kpina.

– Czytał pan to? – powiedział i wyciągnął z półki jakąś książkę.

Artur zobaczył tytuł – Studien über Hysterie Zygmunta Freuda.

– Przyznam się, że nie.

– Bardzo to panu polecam, choć wiem, że traktuje się tę książkę wciąż jako niebezpieczne nowinkarstwo. Pan wie, że jestem psychoanalitykiem. Jestem przekonany, że badając jakiś problem trzeba się oprzeć na konkretnej teorii, koncepcji świata. Dopiero kiedy nie uda się do niej dopasować faktów, trzeba stworzyć nową koncepcję. Psychoanaliza jest najszerszą koncepcją, jaką znam w psychiatrii… Nie sądzę, żeby pański fizjologizm był w stanie opisać psychiczny fenomen tej dziewczyny – Vogel zaczął się przechadzać po gabinecie. – Opis oparłby się na spekulacjach. No cóż, nie będę ukrywał mojego zdania na temat psychologii eksperymentalnej. Uważam, że podąża jakimiś bocznymi ścieżkami, mając przy tym wielkie ambicje. Wszystko przebadać wszelkimi możliwymi narzędziami. Każdą funkcję, każdy organ z osobna. Tymczasem do lekarza zgłasza się cała osoba, a nie boląca głowa czy nerwy. Czy nie mam racji, Leo?

Artur ze zdziwieniem spojrzał na doktora Löwe i dopiero teraz skojarzył, że ma on na imię Leo. Leo Löwe skinął głową. Vogel odchrząknął i zrobił w powietrzu dłońmi dwa płynne ruchy, którymi podzielił całą psychologię na dwa kierunki.

– Psychologia eksperymentalna, ta chemia i fizyka umysłu, jak ją niefortunnie nazywają, zajmuje się w gruncie rzeczy sprawami mniej istotnymi, szybkość przebiegu impulsów nerwowych, lokalizacja funkcji psychicznych w mózgu… to akurat pana działka. A także, na przykład, odruch ślinienia się… Nie chcę robić wrażenia, że tym pogardzam, ale naprawdę uważam to za sprawy mniej ważne. Psychoanaliza zajęła się tym, czego w warunkach laboratoryjnych nie tylko nie udawało się wychwycić, ale co wręcz przeszkadzało.

Vogel zawiesił głos, więc doktor Löwe odruchowo zapytał:

– Co to takiego?

– No właśnie, co? Całym kłopotem współczesnej psychologii i psychologów jest to, że właściwie nie wiemy, czym jest jej przedmiot. Nie możemy się dogadać. Mówimy “psychika”, ale pod tym pojęciem każdy rozumie swoje. Trzeba się zdecydować, czy się zajmujemy ludzką duszą, czy przejawami aktywności mózgu. Może będąc na jakimś tam etapie rozwoju stwierdzi się, że jest to dychotomia pozorna, ale teraz jest czas, kiedy się trzeba opowiedzieć po jednej ze stron. Choćby po to, żeby po jakimś czasie stanąć na przeciwnej pozycji. Pan pewnie nie bardzo rozumie, skąd ta moja przydługa przemowa na temat teorii… Chcę pana przekonać, że jedyną teorią zdolną sensownie opisać przypadek tej dziewczyny jest psychoanaliza. I tu mogę panu pomóc. – Vogel z dziecinnym uśmiechem patrzył na Artura.

– Nie wiem, co odpowiedzieć – powiedział po chwili spłoszony tym spojrzeniem Artur. – Nigdy nie zajmowałem się psychoanalizą, nie miałem nawet zamiaru zostać takim psychiatrą, sądziłem, że laboratorium…

Vogel przerwał mu.

– Kolejnym argumentem za stosowaniem w tym przypadku psychoanalizy jest istnienie literatury próbującej opisać podobne zjawiska, przynajmniej z zewnątrz podobne. Choć bardzo często zajmowali się tym różni hochsztaplerzy i badacze duchów.

– A więc powinienem zacząć od początku. Od literatury – stwierdził Artur.

Vogel zapalił lampę, tak szybko się już ściemniało. Zapadła krótka cisza, która była jakby podsumowaniem gorączkowej rozmowy. Teraz Vogel wyciągnął z kieszeni fajkę i zaczął ją nabijać. Kiedy się zaciągnął, Arturowi wydało się, że siedzi przed nim zupełnie inny człowiek.

– Właściwie nie wiem, dlaczego tak mi zależy, żeby zajął się pan psychoanalizą – odezwał się profesor cichym, spokojnym głosem. – Może czuję w panu talent, a może pana polubiłem i chcę się podzielić tym, co uważam w moim zawodzie za najważniejsze – obcowanie z tajemnicą.

– Tak – powiedział Artur – to jest tajemnica. Kiedy się przyglądam tej dziewczynie, mam wrażenie, że ona balansuje na granicy dwóch światów. Pan to pewnie zna lepiej, widzi pan to u chorych… Ona najpierw jest tu, gdzie wszyscy, siedzi, mówi, śmieje się, a potem następuje moment… hm… wycofania się do wewnątrz i stamtąd jakby przejścia gdzie indziej…

– W świat duchów, w “inną rzeczywistość”; to się od razu nasuwa, prawda? Tak, tak, tak – powiedział Vogel – ludzki gatunek nie potrafi znieść niczego, co zbyt rzeczywiste. Fakt, że nie potrafimy czegoś zrozumieć, sprawia, że uciekamy zaraz w metafizykę.

Teraz odezwał się Löwe, który do tej pory tylko się przysłuchiwał.

– Tak, ja też mam takie wrażenie. Ona w jakimś emocjonalnym sensie znika, przestaje z nami być. Ale gdzie jest?

– To jest “tamten świat”, Leo, ale pytanie dotyczy tego, czymże jest “tamten świat”? Nie mam wątpliwości, że w sytuacjach niezwykłych, jak na przykład szaleństwo, głęboko odczuwamy tę dwoistość. Ten świat staje się światem zwyczajnym, powszednim, który potrafimy zrozumieć i przez to nad nim zapanować. Tamten – jest daleki, trudny do pojęcia, antyintelektualny; jego wpływy są potężne i nieprzewidywalne. Jest pierwotny w stosunku do “tego” świata, jest naszą kolebką i naszą przyszłością. W tym sensie jest światem realnym, ten zaś, w którym żyjemy na co dzień, wydaje się przemijającą dekoracją, poczekalnią. Czy dobrze mówię?

– Wkroczyłeś w obszar religii, teologii, metafizyki czy czego tam jeszcze – powiedział doktor Löwe.

– To jest psychologia. My nie badamy świata, ale to, jak człowiek ten świat postrzega. Rzeczywistość psychiczną. – Vogel wypuścił kłąb aromatycznego dymu, który na chwilę spowił go szarym całunem. – Coś mi się przypomniało – powiedział. – W latach osiemdziesiątych, kiedy studiowałem w Berlinie, chodziłem na wykłady z historii. Prowadził je bardzo znany i bardzo wtedy już stary profesor, którego uwielbialiśmy. Jego wiedza, pomieszczona w trzęsącej się starczo głowie, była imponująca. Był na wpół ślepy, nic nie mógł już czytać, niedosłyszał. Pamiętam, że na jednym z wykładów mówił o Atenach z czasów Sokratesa. Z pamięci narysował na tablicy plan miasta z V wieku przed Chrystusem. Pokazywał, którymi uliczkami spacerował Platon z Fajdrosem i w jakim gaju przystanęli. Jego pamięć i niezwykła erudycja zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wydawało mi się, że ten człowiek osiągnął prawie nadludzką sprawność intelektualną – odtworzył miasto z tak odległej przeszłości i jak żywe pokazał je studentom, w każdym szczególe! Gdy się go słuchało, to miało się wrażenie, że on tam był. – Vogel przerwał, jakby odczuł na nowo tamto doznanie. – Po tym wykładzie po profesora przyszedł służący i jak dziecko wziął go łagodnie pod ramię. Jeden ze studentów powiedział mi wtedy, że profesor sam nie potrafi wrócić do domu. Ktoś, kto swobodnie spaceruje po Atenach, których już nie ma, jest kompletnie zagubiony we współczesnym Berlinie. Czy to nie przekonuje, że “tamten” świat znajduje się w nas, a nie w innych wymiarach, gdzieś poza nami, poza sklepieniem nieba? Dla profesora starożytne miasto było jego światem, tam przebywał. Berlin wydawał mu się złudzeniem… A wracając do naszej pacjentki, Arturze… Czymże jest to, co się manifestuje? Póki są to fenomeny psychiczne, kłopot jest mniejszy. Z literatury dotyczącej osobowości histerycznych znane są fenomeny fizykalne: głosy, odgłosy, błyski światła, ruchy przedmiotów. Także te bardziej wątpliwe, jak materializacje, ektoplazma i tym podobne… – Vogel mimo chłodu w gabinecie wytarł chusteczką spocone czoło. – Chyba będziesz mnie musiał zbadać, Leo. Musimy się umówić.