Выбрать главу

– W świat duchów, w “inną rzeczywistość”; to się od razu nasuwa, prawda? Tak, tak, tak – powiedział Vogel – ludzki gatunek nie potrafi znieść niczego, co zbyt rzeczywiste. Fakt, że nie potrafimy czegoś zrozumieć, sprawia, że uciekamy zaraz w metafizykę.

Teraz odezwał się Löwe, który do tej pory tylko się przysłuchiwał.

– Tak, ja też mam takie wrażenie. Ona w jakimś emocjonalnym sensie znika, przestaje z nami być. Ale gdzie jest?

– To jest “tamten świat”, Leo, ale pytanie dotyczy tego, czymże jest “tamten świat”? Nie mam wątpliwości, że w sytuacjach niezwykłych, jak na przykład szaleństwo, głęboko odczuwamy tę dwoistość. Ten świat staje się światem zwyczajnym, powszednim, który potrafimy zrozumieć i przez to nad nim zapanować. Tamten – jest daleki, trudny do pojęcia, antyintelektualny; jego wpływy są potężne i nieprzewidywalne. Jest pierwotny w stosunku do “tego” świata, jest naszą kolebką i naszą przyszłością. W tym sensie jest światem realnym, ten zaś, w którym żyjemy na co dzień, wydaje się przemijającą dekoracją, poczekalnią. Czy dobrze mówię?

– Wkroczyłeś w obszar religii, teologii, metafizyki czy czego tam jeszcze – powiedział doktor Löwe.

– To jest psychologia. My nie badamy świata, ale to, jak człowiek ten świat postrzega. Rzeczywistość psychiczną. – Vogel wypuścił kłąb aromatycznego dymu, który na chwilę spowił go szarym całunem. – Coś mi się przypomniało – powiedział. – W latach osiemdziesiątych, kiedy studiowałem w Berlinie, chodziłem na wykłady z historii. Prowadził je bardzo znany i bardzo wtedy już stary profesor, którego uwielbialiśmy. Jego wiedza, pomieszczona w trzęsącej się starczo głowie, była imponująca. Był na wpół ślepy, nic nie mógł już czytać, niedosłyszał. Pamiętam, że na jednym z wykładów mówił o Atenach z czasów Sokratesa. Z pamięci narysował na tablicy plan miasta z V wieku przed Chrystusem. Pokazywał, którymi uliczkami spacerował Platon z Fajdrosem i w jakim gaju przystanęli. Jego pamięć i niezwykła erudycja zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Wydawało mi się, że ten człowiek osiągnął prawie nadludzką sprawność intelektualną – odtworzył miasto z tak odległej przeszłości i jak żywe pokazał je studentom, w każdym szczególe! Gdy się go słuchało, to miało się wrażenie, że on tam był. – Vogel przerwał, jakby odczuł na nowo tamto doznanie. – Po tym wykładzie po profesora przyszedł służący i jak dziecko wziął go łagodnie pod ramię. Jeden ze studentów powiedział mi wtedy, że profesor sam nie potrafi wrócić do domu. Ktoś, kto swobodnie spaceruje po Atenach, których już nie ma, jest kompletnie zagubiony we współczesnym Berlinie. Czy to nie przekonuje, że “tamten” świat znajduje się w nas, a nie w innych wymiarach, gdzieś poza nami, poza sklepieniem nieba? Dla profesora starożytne miasto było jego światem, tam przebywał. Berlin wydawał mu się złudzeniem… A wracając do naszej pacjentki, Arturze… Czymże jest to, co się manifestuje? Póki są to fenomeny psychiczne, kłopot jest mniejszy. Z literatury dotyczącej osobowości histerycznych znane są fenomeny fizykalne: głosy, odgłosy, błyski światła, ruchy przedmiotów. Także te bardziej wątpliwe, jak materializacje, ektoplazma i tym podobne… – Vogel mimo chłodu w gabinecie wytarł chusteczką spocone czoło. – Chyba będziesz mnie musiał zbadać, Leo. Musimy się umówić.

– A co ci jest?

– Ach, nic szczególnego. Chyba się przeziębiłem.

Doktor jednak chwycił go za rękę i zaczął badać puls.

– Skoro mnie już dorwał ten medyk, niech pan, Arturze, przejrzy tę małą biblioteczkę. Sądzę, że znajdzie pan coś dla siebie.

Artur podszedł do półek. Były tu podręczniki psychologii i, co wydało mu się niezwykłe, sporo książek z antropologii – kilka pierwszych tomów Złotej gałęzi Frazera, Cywilizacja pierwotna Taylora, a także sporo o mitologii, zarówno greckiej i rzymskiej, jak i germańskiej. Ale Artura zainteresowały bardziej książki medyczne. Wyciągnął Charcota i Janeta.

– A więc zaczynamy od hipnozy? – z nieoczekiwaną radością w głosie zapytał go Vogel, badany teraz słuchawkami przez doktora Löwe. – Niech pan koniecznie weźmie te Studien über Hysterie. Od nich można by rozpocząć. Ma pan temat na niezwykłą pracę doktorską.

NOTATKI ARTURA SCHATZMANNA

Panna E.E., lat piętnaście, wyznania ewangelicko-augsburskiego. Ojciec to człowiek bardzo konkretny, można powiedzieć – przyziemny. Nie ma danych, że w rodzinieojca występowały jakieś zaburzenia psychiczne czy niedorozwój.

Matka, Polka z pochodzenia, słabej konstrukcji psychicznej i delikatnej budowy fizycznej, cierpi na migreny i ataki nerwowości. Ojciec jej był ponoć dziwakiem, człowiekiem o wybujałej fantazji, jasnowidzem. Jego matka z kolei, jak informuje doktor L., miała w chwilach zdenerwowania zapadać w krótkotrwale letargi. Rodzeństwo E.E., pięć sióstr i dwóch braci, normalne.

Panna E.E. jest delikatnej konstrukcji. Odznacza się rachityczną budową czaszki, z wysokim, wypukłym czołem i drobną szczęką. Oczy duże, bardzo jasne, o szczególnym wyrazie. W dzieciństwie nie przechodziła poważniejszych chorób ani urazów. Nie przejawia szczególnych uzdolnień, bywa do tego roztargniona, często nieobecna myślami. Inteligencja, jak się wydaje, bardzo przeciętna. Nie wykazuje talentów plastycznych czy muzycznych. Edukacja E.E. jest tylko dostateczna. Zna na pamięć kilka pieśni Schillera i Goethego oraz kilka urywków z Biblii. Mówi językiem o małym zasobie słownictwa.

Jeżeli chodzi o stosunki rodzinne, to państwu E. można postawić, jak się wydaje, wiele zarzutów co do wychowania dzieci. Z powodu licznego potomstwa nie poświęcano im zbyt wiele uwagi. Dzieci ucierpiały ponadto z powodu egoistycznej i infantylnej postawy matki. Ojciec, jako człowiek zajęty interesami, mało czasu poświęca dzieciom. Wyraźnie faworyzowany jest najmłodszy syn.

Do października 1908 roku nie zauważono u E.E. żadnych szczególnych odstępstw od normy.

Dziewczyna, będąc prawdopodobnie pod wpływem matki i starszej siostry, zainteresowała się spirytyzmem; w domu E. jakiś czas temu organizowano seanse spirytystyczne. Mimo że E.E. nie brała w nich udziału, to jednak wychwyciła coś z otaczającej je atmosfery niezwykłości. W październiku wystąpiły pierwsze stany somnambuliczne. Za pierwszymrazem E.E. niespodziewanie zbladła przy stole, po czym osunęła się powoli na podłogę, zemdlała. Nastąpił krótkotrwały stan katalepsji, po wyjściu z którego (pod okiem lekarza domowego) E.E. stwierdziła, że widziała przy stole stojącą postać. Opis tej postaci wzbudził zdumienie, ponieważ pani E. natychmiast rozpoznała w niej swojego nieżyjącego od siedemnastu lat ojca. Spowodowało to narastanie wokół E.E. atmosfery niesamowitości. Jej matka, mniemając, że w dziewczynce obudziły się talenty mediumiczne, postanowiła wciągnąć ją do uczestnictwa w domowym seansie spirytystycznym. Zorganizowano go w listopadzie. Według relacji osób tam obecnych (lekarz domowy, doktor L., oraz jedna z uczestniczek) E.E. bardzo szybko popadła w stan omdlenia. Na próby przeniesienia jej na sofę zareagowała ostro:,,Nie dotykaj.” Następnie zaczęta mówić niezwykłym dla niej językiem. Po pewnym czasie słowom zaczęły towarzyszyć gesty, które zostały rozpoznane przez osoby uczestniczące w seansie jako należące do ich bliskich zmarłych. Kiedy zaczęto zadawać jej pytania, odpowiadała sensownie. Po około trzydziestu minutach zarówno spontaniczne wypowiedzi, jak i odpowiedzi na zadawane pytania zaczęły następować po coraz to dłuższych momentach milczenia, aż wreszcie E.E. całkowicie zamilkła i sprawiała wrażenie śpiącej (stadium kataleptyczne?). Jej puls był bardzo słaby, ale regularny i o normalnej częstotliwości. Oddech lekki, powierzchowny. Do domu rodziny E. zostałem wprowadzony w grudniu 1908 roku przez moich krewnych i lekarza domowego w roli osoby zainteresowanej spirytyzmem. I chociaż rodzinie E. wiadomo było, że zajmuję się badaniami z dziedziny medycyny, to jednak między E.E. i mną nie mogła zaistnieć relacja pacjent-lekarz, z tego też powodu nie mogłem przeprowadzić wielu fizjologicznych badań; pozostawało mi oparcie się jedynie na obserwacji.