Выбрать главу

Nikomu nie powiedziały o tym odkryciu, jakby ich zabawa plamką światła mogła mieć związek z tą śmiercią. Popatrzyły na siebie i wróciły do grzebania w swoich pudełkach. Po południu przyjechała policja i doktor z czarną torbą. Dziewczynki widziały, jak szli przez podwórko. Nauczycielka powiesiła się na żyrandolu.

– Mogę u was posiedzieć? – zapytała je Erna, podchodząc do okna. Widok z niego był taki sam jak z jej pokoju. Bliźniaczki nie odpowiedziały od razu. Porozumiały się wzrokiem i przez chwilę zajęte były zbieraniem czegoś z podłogi.

– Pozwolimy ci, ale pod warunkiem – zaczęła Katharine.

– Jakim?

– Że nam opowiesz o duchach.

– Nie – powiedziała Erna, ale nie ruszyła się od okna.

– Więc dobrze, zostań – bliźniaczki znowu popatrzyły na siebie, kończąc zbierać rozsypane na podłodze koraliki. Erna przyglądała się im kątem oka. Ich rytmiczna ruchliwość i milczenie (ponoć bliźniakom słowa są niepotrzebne) wpływały na nią kojąco. Sunęła za nimi wzrokiem coraz bardziej ciężkim i sennym; czuła ten ich ruch we własnym ciele – przyjemny dreszcz, ślina napływająca do ust i fizyczna błogość. Dziewczynki zebrały korale; jedna z nich wspięła się na krzesło i sięgnęła na półkę, gdzie stało oklejone ciemnym papierem pudełko. Ściągnęła je i postawiła na podłodze. Teraz zasłoniły je sobą przed Erną. Słyszała szeleszczenie, przesuwanie, otwieranie i zamykanie tekturowego wieczka. Przesypywały koraliki z dłoni w dłoń, a potem nagle – bum, bum – szklane paciorki zabębniły o dno. Dziewczynki coś poszeptały między sobą i Katharine otworzyła szufladę komódki. Po kolei wyciągała wstążki i pokazywała je siostrze. Wybrały jasnoniebieską i tą przewiązały pudełko. Teraz zerkając na Ernę włożyły je na dół szafy.

Erna patrzyła na nie bez ciekawości. Sam widok ich namaszczonych, pełnych powagi ruchów dawał jej wytchnienie. Patrzyła, jak grzebały w tych swoich szufladkach, jak przekładały jakieś papierowe torebki, woreczki po naftalinie wypełnione Bóg wie czym, jakieś ramki, bezwłose szczoteczki. Nagle jedna z nich, Erna nie wiedziała która, zaśmiała się krótko i schowała coś szybko do kieszeni. Ich rozbawione spojrzenie spotkało się ze wzrokiem Erny. Zastygły na chwilę, jakby czekając na jej reakcję, a gdy ona o nic nie zapytała, znowu zaczęły to swoje grzebanie.

Za jakiś czas drzwi się otworzyły i do pokoju weszła mała Lina.

– Obiad – powiedziała. – Macie iść na obiad.

– Powinnaś zapukać, kiedy chcesz wejść – skarciła ją Christine.

– One są niemożliwe – wybuchła Lina, patrząc z nadzieją na Ernę.

Erna bez słowa wzięła ją za rękę i poszła do jadalni.

Było jej żal małej Liny. Po obiedzie zawarła z nią układ: na dzień oddawała jej do dyspozycji swoje łóżko i swoje terytorium w pokoju dzielonym z Bertą i Marie. Lina powoli zaczęła przenosić tam swoje zabawki i książeczki. Tym sposobem Erna uzyskała prawo przebywania w pokoju bliźniaczek. Katharine i Christine nie zareagowały, udawały, że nic się nie stało. Z czasem zaczęły jej dawać swoje rysunki i prosić o pomoc w lekcjach. Pod koniec stycznia Erna uzyskała oficjalną zgodę matki na zmianę pokoju. Zamieszkała z bliźniaczkami.

W lutym czy marcu, gdy seanse stały się częstsze i bardziej wyczerpujące, bliźniaczki zaintrygowane niespokojnym snem Erny zaproponowały, że będą trzymać przy niej wartę w nocy. Zdziwiona Erna nie zgodziła się. Nie mogłaby spać wiedząc, że ktoś przy niej siedzi.

– Wiemy, co ci się śni – powiedziała jakiś czas później Katharine. – Zaglądamy w twoje sny lusterkiem, ale nie po to, żeby cię podglądać czy śledzić, tylko żeby wiedzieć, co się dzieje…

Po jednym z seansów, gdy osłabiona Erna leżała w dawnym łóżku Liny, obłożyły ją szarym papierem, a kiedy uznały, że “nasiąkł”, zaniosły go uroczyście do spalenia. Erna rzeczywiście poczuła się lepiej. Na zelówkach jej butów rysowały kredkami krzyżyki, wkładały jej do kieszeni muszle i kasztany, których całe pudełko trzymały pod szafą. Rysowały wokół jej posłania niewidzialne kręgi. Ale potem przyszedł czas, że to Erna musiała zaopiekować się nimi, kiedy nagle obie zachorowały na szkarlatynę. Miały wysoką gorączkę i doktor Löwe kazał zawijać je w mokre prześcieradła. Pani Eltzner płakała całą noc, ale rano okazało się, że nastąpiło przesilenie. Erna siedziała przy ich łóżku, czytając im mechanicznie bajki braci Grimm.

– Opowiedz nam lepiej o duchach – poprosiła Christine z takim błaganiem w oczach, że Erna odłożyła książkę.

– Przecież widzicie je w swoim lusterku.

– Ach, nie – powiedziała Christine. – My tylko wiemy, że one tam są, ale nie widzimy ich… Tyje widzisz.

Erna zmyślała. Mówiła, że duchy są białe, przeźroczyste i że poruszają się płynnie jak dym. Ale przecież tego też nie wiedziała, nawet nie była pewna, czy to, co czasem widuje, ma coś wspólnego z takimi duchami. Zresztą gdyby nawet miało, jak mogłaby to opowiedzieć? Powtarzała więc, co słyszała o duchach od sióstr, matki, koleżanek, Frommera, że przechodzą przez ściany, stukają, czasem nawet dotykają obecnych na seansie…

– Jak one to robią? Jak przechodzą przez ściany? – oczy dziewczynek błyszczały z gorączki i z ciekawości.

– Nie wiem, może po prostu przepływają przez przeszkody, tak jak my przepływamy przez wodę.

– Dlaczego więc nie spadają na dół, do sąsiadów?

– Może są tam, gdzie chcą. Potrafią też poruszać przedmiotami.

– Erna, ty kłamiesz, one nie są takie, one są dużo straszniejsze. Powiedz, kim one są i czego chcą od nas?

– To są dusze zmarłych. Przychodzą do nas, żeby nam powiedzieć, jak tam jest.

– A gdzie się jest, jak się umrze? W piekle? W niebie?

– Chyba jeszcze gdzie indziej.

– Czy to jest jakaś kraina?

– Tak, to jest kraj, gdzie wszystko zrobione jest z cienia. Zamiast lampy jest tylko cień lampy, zamiast stołu cień stołu…

– Czy na takim stole można postawić filiżankę?

– Można postawić cień filiżanki.

– Aha – powiedziały razem, jakby nagle wszystko zrozumiały.

Obecność niezwykłej siostry podsycała wyobraźnię dziewczynek. Czuły, że jest inna. Snuła się w milczeniu po domu, nigdy nie odzywała się pierwsza, nie chciała rozmawiać, jęczała przez sen, a czasem w nocy siadała na łóżku i mówiła coś bez ładu i składu. Kiedyś powiedziała: “Nucąc pląsają na mchu”, a kiedy indziej powtarzała: “Chłopcze, chłopcze”. Zapisały to na kartkach, które schowały w pudełku. Zazdrościły jej ważności. Matka sama przebierała ją do seansu, schodzili się ludzie, pytano o jej zdrowie. Uczył ją pan Frommer, a Erna nie chciała mówić, o czym z nim rozmawia. Bliźniaczki traktowały ją trochę jak księżniczkę, trochę jak osobę świętą. Dlatego oddały jej swoją część słodyczy i orzechów, które dostały na święta. Próbowały ją oswoić i zjednać sobie jak bożka.

Podarowały jej także lusterko, to samo, którym odkryły martwą nauczycielkę muzyki. Wręczyły je zawinięte w bibułkę.