Выбрать главу

SEANS VII

Maj

Ponieważ w tym miesiącu beatyfikowano Joannę d'Arc, ktoś z obecnych prosi zaraz na początku, gdy E.E. zapada w trans, o przywalanie ducha nowej błogosławionej. Najpierw zjawia się dziadek, który wypowiada długie, banalne kwestie umoralniające. Następnie ustami E.E. przemawia duch Joanny. Na konkretne pytania odpowiada wymijająco. Uaktywnia się wyraźnie po pytaniu dotyczącym różnych rodzajów duchów, co prowadzi do przydługiego wykładu o nieskończenie skomplikowanej hierarchii wśród duchów, jakby wziętej z Tomasza z Akwinu. Najdłużej Joanna rozprawia o duchach,,czarnych”, które są czymś w rodzaju demonów i które szkodzą ludziom, a także są przyczyną opętań i wielu chorób. Joanna twierdzi, że widzi kilka takich duchów obecnych przy zebranych (między innymi przy piszącym te słowa). Jest także kategoria duchów tzw. zagubionych. Są to dusze zmarłych, które nie do końca zdają sobie sprawę ze śmierci, i dlatego straszą i w czasie seansów często podszywają się pod różne znane postaci. Joanna twierdzi też, że dzięki 'beatyfikacji awansowała w hierarchii duchów. Co bardzo ciekawe, Joanna utrzymuje, że jest duchową siostrą Poli oraz E.E. Język Joanny jest prosty, zrozumiały i poprawny, odznacza się lekkim śląskim akcentem (taki akcent ma jeden z przyjaciół domu E.).

Następnie nie wołana pojawia się Pola. Wydaje się, że jej pojawienia się związane są często z wejściem E.E. w głębszystan snu. Pola robi wykład o reinkarnacji. Twierdzi m. in., że jest jedną z pierwszych dusz, że była ogromną liczbą kobiet i mężczyzn i że teraz czeka na nowe wcielenie. Mówi, że nie jest przypadkiem, iż tu wszyscy siedzimy, gdyż jesteśmy ze sobą spokrewnieni przez poprzednie nasze istnienia. Nie chce pozwolić na sprowadzenie innych duchów, o co proszą panie S. i F. Twierdzi, że dla naszej psychiki lepiej jest nie rozmawiać ze zmarłymi.

Głos E.E., kiedy staje się Pola, jest wyraźnie zmieniony. Wydaje się niższy, gardłowy. Pola używa wyszukanego języka literackiego, którym nie mówi na co dzień nikt z obecnych.

Warto także zauważyć, że zintensyfikowały się fenomeny kinestetyczne, np. latają drobne przedmioty. Wygląda to tak, jakby były rzucane w powietrze z dużą silą i odbiwszy się od sufitu, spadały na podłogę.

(Później odbyły się dwa seanse, na których nie byłem.)

SEANS VIII

Maj

Na seansach znowu pojawiło się kilka nowych osób, pojawiają się też nowe,,spirity”. Pola przejęła rolę ducha-przewodnika, powrócił Koloman, duch mnicha średniowiecznego, pojawiła się Rachela, francuska Żydówka z epoki Ludwika XIV. Po raz pierwszy widzę, że E.E. ma kłopoty z wejściem w trans. Pojawiają się za to fenomeny kinestetyczne (znowu spada karnisz, pęka wazon stojący z daleka od siedzących przy stoliku, rozlegają się także stuki i szelesty). Mówiące przez medium duchy bliskich zmarłych wypowiadają kwestie banalne, bełkotliwe i mało konkretne. Dopiero z pojawieniem się Poli E.E. zapada w głębszy sen. Treść wypowiedzi Poli jest zaskakująca i dotyczy głównie spraw cielesnychi płciowych. Tym razem język, jakiego używa, zatrzymuje się o krok od obsceniczności, wulgarności. W tym momencie pojawia się mnich Koloman i przez chwilę trwa niesamowity dialog ścierających się manifestacji. W końcu Koloman wypiera Pole. Stwierdza, że jest ona demonem.

SEANS IX

Czerwiec

W tym seansie w ogóle nie pojawia się faza somnambuliczna snu. Za to seans obfituje w fenomeny kinestetyczne takie jak poprzednio. Przywoływane duchy mówią nudno, powtarzają główne tematy rozmów prowadzonych na co dzień. M. in. potępienie mody przez Watykan i ostrzeżenia przed niemoralnością wąskich spódnic. Jedna z osób uczestniczących proponuje użycie planszety. Pojawia się Pola. Odbywa się następujący dialog:

– Dajcie nam dziś spokój.

– Dlaczego?

– Jesteśmy nieobecni.

– Przecież rozmawiamy z wami.

– To nie ma znaczenia.

– Gdzie jesteście?

– Po drugiej stronie.

– Po drugiej stronie czego?

– To nie ma znaczenia.

Matka E.E. po kilku nieudanych próbach wywołania następnych duchów daje znak doktorowi, żeby skończyć seans. E.E. ma kłopoty z wybudzeniem, chociaż sen nie wygląda na głęboki. Oczy są półprzymknięte, a gaiki oczne ruchome. Oddech nierówny. W późniejszej rozmowie lekarz domowy twierdzi, że lepiej by było przerwać na jakiś czas seanse.

PANI ELTZNER

Pod koniec czerwca pani Eltzner wyjechała wreszcie z dziećmi do Kleinitz, gdzie jej owdowiała szwagierka starzała się samotnie w dużym domu, położonym między sta – wami. Dom ten wraz z przyległościami nazywano w rodzi – nie Eltznerów folwarkiem Gertrudy. Nie wyglądał on na dobrze prosperujące gospodarstwo. Kiedyś w stawach hodowano połyskujące oliwkowo karpie, a kurniki za domem pełne były białych kur. Ale teraz Gertruda wydzierżawiła swoje stawy i łąki. Wolała hołubić podrzucane jej przez wieśniaków koty i psy.

Pani Eltzner niechętnie rozstawała się z Wrocławiem. Przepełniało ją poczucie ofiary, jaką znowu składa swojemu licznemu potomstwu. “Będzie nudno, straszliwie nudno”, myślała pakując ogromną liczbę książek (“będę czy – tac”), robótek ręcznych (“będę wyszywać”), farb i wyliniałych pędzli (“będę malować”). Obiecywała sobie solennie, że nauczy dzieci jeździć konno, rozpoznawać kwiaty i zioła, malować akwarelowe pejzaże i piec kłosy dojrzewającego zboża na ognisku. Chciała zająć się Erną, zresztą według ścisłych wskazówek, jakie przekazał jej Frommer.

Wśród nich była dieta, określony rozkład dnia i tematyka wieczornych pogadanek. Pani Eltzner widziała, że dziewczynka po ostatnich intensywnych seansach, po tych wszystkich przepytywaniach i badaniach stała się mizerniejsza i bardziej milcząca. Ale czasami zdarzały jej się też okresy niespokojnej aktywności, która jeszcze bardziej niepokoiła jej matkę. Erna stawała się wtedy arogancka, niegrzeczna, umiała odwrócić się na pięcie i odejść bez słowa, rzucić w złości jakimś przedmiotem o ziemię, pchnąć Klausa, pociągnąć siostrę za włosy. Coś się z nią działo. Czy była to odziedziczona po matce nerwowość, czy ojcowski upór? Pani Eltzner czuła się wtedy zupełnie bezradna. “Ach, te dziedziczne skłonności miotają nami, jak chcą”, mówiła sobie i miała gdzieś w duszy niejasne, niesprecyzowane poczucie winy; pamiętała opowieść Schatzmanna o jakimś Amerykaninie, który odkrył cząstki przenoszące cechy z rodziców na dzieci.