Выбрать главу

3. STAN TRANSU

Transem określa się wiele różnych stanów, które charakteryzują się zawężoną świadomością, zmniejszoną wrażliwością na bodźce zewnętrzne, osłabieniem kontaktu z rzeczywistością.

W przypadku E.E. występują stany kataleptyczne i somnambuliczne, które mogą pojawić się spontanicznie w ciągu dnia. Jednak najczęściej E.E. popada w stan somnambuliczny w trakcie trwania “seansów spirytystycznych”. Najprawdopodobniej bodźcem wywołującym jest autosugestywne działanie medium lub też rodzaj reakcji na bardzo sugestywną sytuację. Można założyć, że wpływ sugestywny mają także inne ważne osoby (np. matka).

Stan transu charakteryzuje się u E.E. następującymi objawami:

– w stadium płytszym, kataleptycznym, nadwrażliwością na dotyk, w stadium somnambulicznym całkowitą anestezją;

– spowolnieniem tętna (40-50);

– nieczułością narządów zmysłów na bodźce z zewnątrz;

– minimalnym spadkiem temperatury ciała;

– płytkim, spowolnionym oddechem;

– bladością skóry, powiększeniem źrenic;

– występowaniem halucynacji wzrokowych i słuchowych.

Należy zwrócić tu uwagę, że czasami stan transu nie pojawia się spontanicznie zaraz po rozpoczęciu,,seansu” i wtedy pacjentka symuluje go.

Cechą najbardziej niezwykłą w czasie trwania transu u E.E. jest powstawanie i aktywizowanie się nieświadomych osobowości, znajdujących się w bezpośrednim związku z obszarem mowy. Mamy tu przypuszczalnie przykład odszczepienia się, z obszaru już istniejącej osobowości, postaci zbudowanych ze skojarzeń, informacji i wspomnień. Trudno rozstrzygnąć, czy da się to porównać z badaniami Freuda nad marzeniami sennymi (patrz: Z. Freud, Die Traumdeutung, Leipzig und Wien, 1900), ponieważ nie wiemy, czy treści te zostały istotnie,,wyparte”. Należy jednak uznać te treści za szczególnie żywotne, skoro z taką silą, intensywnością przebijają się na zewnątrz, tworząc “mówiące duchy”.

Po zakończeniu niektórych transów E.E. opowiada, co widziała. Warto zająć się bliżej tym fenomenem, ponieważ jego wyjaśnienie jest w stanie przybliżyć poznanie zjawiska widzenia,,duchów” na jawie.

Wydaje się, że zanikająca wraz z zapadaniem w trans umiejętność oceny pozostawia wolne pole naturalnej fantazji, dzięki czemu możliwe jest ożywione tworzenie postaci. W miejscu plam światła, migoczących barw i półcieni, pojawiają się określone zarysy postaci. Obrazy te – zwane hipnagogicznymi – są tożsame lub poprzedzają w czasie postaciz marzeń sennych. Ladd dowiódł eksperymentalnie, że każde marzenie senne czerpie elementy formalne ze zjawisk świetlnych na siatkówce (G.T. Ladd, Contribution to the Psychology of Visual Dreams, 1892). Złożone halucynacje nigdy nie występują u E.E. w stanie jawy i dziennej aktywności, lecz zawsze współistnieje z nimi pewien stopień zaćmienia świadomości. Dlatego zasadne wydaje się twierdzenie, że spontaniczne, nagle zapadanie w stan katalepsji zwiększa podatność na odczytywanie przypadkowych, neutralnych bodźców zarówno z zewnątrz, jak i z wewnątrz w charakterystyczny sposób.

Co się zaś tyczy motorycznych fenomenów…

ARTUR SCHATZMANN

Wszyscy byli zaniepokojeni chorobą doktora Löwe. Zapalenie płuc w jego wieku było bardzo niebezpieczne. Raz zjawiła się u niego pani Eltzner i usiłowała go przekonać do leczenia szpitalnego, ale doktor nie chciał o tym mówić. Codziennie przychodziła Teresa Frommer, gotowała mu rosół i parzyła zioła. Tylko jej pozwalał się pielęgnować. Zmieniała mu przepoconą pościel, poprawiała poduszki. Po południu wpadał Artur, siadał przy łóżku i mówił. Zbyt dużo i zbyt głośno. Któregoś dnia zakomunikował:

– Matka wraca pojutrze. Zmartwi się, że pan choruje, doktorze, zamiast nieść pomoc potrzebującym. A tymczasem na świecie dzieje się bardzo wiele. Pewien młody człowiek przeleciał aeroplanem kanał La Manche. Czy nie jest to początek nowej ery?

Doktor dyszał ciężko, nie mógł skupić wzroku na ruchliwej postaci Artura.

– Byłeś u Eltznerów? – zapytał cicho.

– Nie, jakoś nie było okazji.

– Co z twoją pracą?

– Jest w zarysach gotowa… Ale to, co się ostatnio zdarzyło, trochę zmienia mi koncepcję. Moim obowiązkiem jest szczegółowo to wszystko opisać i znaleźć naukowe wyjaśnienie. W gruncie rzeczy – rozważał dalej Artur – dobrze się stało. Nie mam pokusy uciekania się do wyrafinowanych interpretacji. Wszystko wydaje się dość proste.

– Proste… – powtórzył doktor.

– Piszę o nieświadomych osobowościach istniejących w bezpośredniej bliskości mózgowych ośrodków mowy. U osobowości histerycznych pobudzenie kory mózgu jest zbyt duże i impulsy interferują się. – Artur wyciągnął przed siebie nogi i sięgnął do teczki. – Tu mam wyniki testów. Chce pan zobaczyć?

Doktor zaprzeczył słabym ruchem głowy, ale widać było, że słuchał uważnie.

– Z drugiej jednak strony, czy nie czuje pan tu zgrzytu? – ciągnął Artur. – Coś tak mało konkretnego, jak osobowość, sąsiaduje z czymś tak bardzo namacalnym, jak ośrodek mózgowy, fizyczny kawałek mózgu. Należałoby raczej odpowiedzieć na pytanie, co to jest osobowość i co to jest ten ośrodek mózgowy. Ale to pieśń przyszłości. Widzi pan, jest wiele do zrobienia.

Doktor uśmiechnął się do Artura.

– Cieszę się, że jesteś taki pełen życia i że nie przejąłeś się… – zakaszlał gwałtownie.

– Oszukiwała, bardzo dobrze. Histeria jest cała swego rodzaju nieświadomym oszustwem. Wie pan, nie sądzę, że ona oszukiwała świadomie. Napędzał ją Frommer i jej matka, potem chciały jej pomóc siostry. Dla mnie byłoby gorzej, gdyby ona nie oszukiwała. – Artur roześmiał się i wstał, żeby się pożegnać. – Przyjdę z mamą. Niechże się pan postara wyzdrowieć, przecież nie będzie jej pan przyjmował w łóżku.

Gdy Artur był już przy drzwiach, doktor uniósł się trochę na poduszkach i zatrzymał go.

– Arturze, ja chyba wiem, co ona mówiła tymi pojedynczymi słowami, tymi, wiesz, co je zapisywałeś, i tymi, które wszyscy słyszeli… To z Króla Olch:

Gdy wejdziesz, chłopcze, w ten głuchy las,Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd,Moje córki nucąc pląsają na mchu,A każda z mych córek piękniejsza od snu.

Artur zatrzymał się z ręką na klamce.

– To rzeczywiście możliwe, tak, to prawdopodobne – powiedział i poszedł.

DOKTOR LÖWE

Löwe widział, że jego stan się systematycznie pogarsza. Piersi i plecy bolały go przy każdym oddechu, szarpał nim kaszel. Gorączka przenosiła go w stan pół śmierci, pół snu, przygotowywała go jakby do całkowitego odejścia.

Doktor wiedział, że umiera, i był wdzięczny swojemu ciału, że dało już spokój tym codziennym nudnym rytuałom życia, bólom serca, smutkom, zimowym łamaniom w kościach. Po raz pierwszy czuł się swoim ciałem i niczym więcej, niczym poza tym. Leżał spokojnie na wznak, wspominając nieważne szczegóły z przeszłości. Wsłuchiwał się w swój ciężki oddech i patrzył na miejsce, gdzie sufit spotyka się ze ścianą, pionowe z poziomym. Widział tam dużego pająka, który nie mógł być niczym innym niż śmiercią.

Wszystko w nim chciało już śmierci, jakby to miała być jakaś nagroda. Myślał o śmierci i przygotowywał się do niej, wpatrując się w pająka jak w znak. Kiedy przychodzili do niego Vogel i Artur, czasem im o tym wspominał, ale oni milczeli i w oczach mieli potępienie. Powtarzali wciąż o siłach życia, o autosugestii, a w końcu o podróży, jaką jest życie. Doktorowi przypomniało się, że kiedyś też tak mówił umierającym, i zrobiło mu się wstyd.