Выбрать главу

Pozostali łupieżcy byli ubrani skromniej i nie zdobiły ich złote brosze. Mieli napierśniki z utwardzanej skóry oraz długie włócznie. Włosy pokrywała im mieszanina czerwonej gliny i wosku. Wyglądali tak, jakby nosili kiepsko zaprojektowane gliniane hełmy.

Viruk zerknął w prawo. Jego trzykrotnie mniej liczny oddział – dziesięciu vagarskich łuczników – czekał na rozkazy. Wszyscy Vagarzy wyglądali na przerażonych. Viruk rozciągnął w uśmiechu zaciśnięte usta i ujął w dłoń łuk zhi. Był czarny i pozbawiony ozdób, pomijając dwa czerwone kryształy nad rękojeścią. Sam go przerobił. Uważał, że tradycyjne łuki zhi są zbyt skomplikowane. Po co komu wiele różnych poziomów mocy impulsu? Jeśli ktoś go zaatakuje, to czemu miałby tylko ogłuszyć napastnika, zamiast rozpruć mu pierś i patrzeć, jak rozkwita czerwony kwiat krwi? Łuki zhi były przeznaczone do zabijania i wykonywały to zadanie znakomicie.

Jeźdźcy się zbliżali. Byli już w zasięgu łuków. Viruk jednak nie wydał rozkazów ukrytym Vagarom. Byli oni uzbrojeni tylko w tradycyjne łuki oraz noże i przerażeni.

– Strzelajcie, gdy ja zacznę – rozkazał. Potem wstał i ruszył w dół zbocza na spotkanie jeźdźcom. Był wysokim, szczupłym mężczyzną a długie blond włosy miał pofarbowane na niebiesko przy wygolonych gładko skroniach. Nie nosił zbroi. Miał na sobie tylko koszulę z jasnoniebieskiego jedwabiu, czarne skórzane rajtuzy oraz szare buty z jaszczurczej skóry.

Wódz łupieżców, krzepki mężczyzna o opalonej na ciemny brąz twarzy, ściągnął wodze i czekał, aż Viruk podejdzie bliżej. Jego ludzie unieśli włócznie i skupili się wokół dowódcy, gotowi do ataku.

– Zabłądziliście na nasze ziemie, Błotniaku – odezwał się Viruk miłym tonem. – I w ten sposób pogwałciliście dyrektywę kwestora generalnego.

Jeździec uśmiechnął się. Przednie zęby miał złote.

– Wasza moc słabnie, Awatarze – odparł. – Nie możecie już wymuszać przestrzegania swoich dyrektyw. A teraz oddaj mi swój łuk zhi, a daruję ci życie. Odeślę cię do waszego kwestora generalnego z wiadomością od króla, mego brata.

– Król to twój brat? – zapytał Viruk, udając zaskoczenie. – To zapewne znaczy, że jesteś wśród swego ludu kimś ważnym. Kogoś takiego nie można lekceważyć. Powiem ci, co zrobię. Wyślę wiadomość do króla, twego brata. – Zrezygnował z przyjaznego tonu, a jego oczy stały się jeszcze jaśniejsze. – Ci z waszej bandy, którzy pozostaną przy życiu, będą mogli ją przekazać.

Uniósł łuk i strzelił jeźdźcowi prosto w pierś, która eksplodowała z przerażającym trzaskiem, tryskając na Błotniaków krwią i odłamkami kości. Przerażone konie stanęły dęba, zrzucając jeźdźców na ziemię. Szczupłe palce Viruka zatańczyły na strunach światła i w kłębiący się tłum uderzyły cztery kolejne impulsy. Jednemu z łupieżców urwało górną kończynę. Głowa drugiego spadła na ziemię i potoczyła się do stóp Viruka. Awatarski wojownik nie przestawał strzelać. Jeden z jeźdźców spiął konia do szarży. Viruk strzelił wierzchowcowi w głowę, zatrzymując go. Mężczyzna przeleciał nad krwawiącym kikutem szyi i ciężko upadł. Zdołał się podnieść, ale strzała przeszyła mu szyję i znowu padł na ziemię.

Vagarzy wypadli z ukrycia, zasypując łupieżców gradem strzał. Po paru chwilach masakra się skończyła. Jedynymi ocalałymi Błotniakami byli woźnice pięciu wozów. Viruk podszedł do przerażonych mężczyzn, rozkazując im zejść na ziemię. Posłuchali go. Awatar polecił im ustawić się w szereg.

Rzucił łuk zhi zaskoczonemu Vagarowi i podszedł do pierwszego z woźniców. Oparł dłoń na jego lewym barku i pochylił się nad nim.

– Przemoc to coś okropnego, nie sądzisz? – zapytał.

– Tak… okropnego – zgodził się Błotniak.

W takim razie nie trzeba było tu przyjeżdżać – skwitował radosnym tonem Viruk, wbijając sztylet głęboko w pierś mężczyzny. Ofiara krzyknęła, próbując odsunąć się od zabójcy. Ale nóż na to nie pozwolił. Błotniak skonał, opierając się ciężko o Viruka. Awatar poklepał trupa po policzku. – Miło było poznać człowieka, który nie nadużywa gościnności – stwierdził. Wyciągnął nóż i pozwolił ciału osunąć się na ziemię. Pozostali jeńcy padli na kolana i zaczęli błagać o litość.

– Potrzebny mi ktoś, kto potrafi zapamiętać wiadomość – oznajmił Viruk. – Jak sądzicie, podludzie, czy któryś z was jest w stanie to zrobić?

Mężczyźni popatrzyli na siebie nawzajem. Jeden z nich uniósł rękę.

– Świetnie – rzucił Awatar. – Chodź za mną. – Odwrócił się i zerknął na vagarskiego sierżanta. – Resztę zabijcie – rozkazał.

Pozostali łupieżcy zerwali się z klęczek i rzucili do ucieczki. Trzech z nich powalono natychmiast, ale czwarty biegł i kluczył tak szybko, że żaden z łuczników nie mógł go trafić.

– No, nie wiem – odezwał się Viruk, kładąc dłoń na ramieniu drżącego jeńca. – To są podobno świetnie wyszkoleni łucznicy. Wydaje ci się, że któryś z nich potrafiłby trafić krowę w dupę z odległości pięciu kroków? – Potrząsnął głową. – Zaczekaj tutaj.

Podszedł niespiesznie do swych ludzi, wziął w rękę łuk zhi i strzelił uciekinierowi w plecy z odległości prawie dwustu kroków.

Wrócił do ostatniego Błotniaka i uśmiechnął się ujmująco.

– Przepraszam, że kazałem ci czekać. – Mężczyzna nadal miał miecz, ale stał nieruchomo, zszokowany, wpatrując się w jasne oczy Viruka.

– Na co się tak gapisz? – zapytał Awatar.

– Na nic, panie. Ja tylko… czekam… na twoje rozkazy.

– Czy to naprawdę był brat króla?

– Tak, panie.

Zdumiewające. Ale przypuszczam, że nie potrzeba wiele, żeby zostać królem wśród podludzi. Czy ty też jesteś z królewskiego rodu?

– Nie, panie. Jestem z zawodu garncarzem.

Viruk zachichotał, kładąc rękę na ramieniu Błotniaka.

– Zawsze dobrze jest mieć zawód. A teraz weź miecz i utnij głowę bratu króla – rozkazał. – A potem znajdź sobie konia i wracaj do domu.

– Mam mu uciąć głowę, panie? Bratu króla?

– Martwemu bratu króla – poprawił go Viruk. – Tak, głowę. Uważaj, żeby nie uszkodzić tej śmiesznej brody. – Zawahał się, spoglądając na zabitego. – Czemu to robią? Po co im tak sztywno nawoskowane brody? Jak można z taką spać?

– Nie wiem, panie. Może na wznak.

– Pewnie masz rację. A teraz wracajmy do twojego zadania. Utnij mu głowę.

– Tak jest, panie. – Mężczyzna wyjął miecz i uderzył cztery razy w szyję trupa. Głowa uparcie nie chciała odpaść.

– Mam nadzieję, że jesteś lepszym garncarzem niż szermierzem – skwitował Viruk. Wyjął sztylet i uklęknął, by przeciąć ostatnie ścięgna.

Potem wstał i zwrócił się w stronę jeńca.

– Nazywam się Viruk. Potrafisz to zapamiętać?

– Tak, panie. Viruk.

– Świetnie. Powiedz królowi, że jeśli jeszcze ktoś wtargnie na ziemie uprawne Awatarów, przyjadę do tej nędznej nory, którą zwie swoim pałacem, i wypruję mu trzewia. A potem każę mu je zjeść. Bądź tak uprzejmy i powtórz teraz te słowa.

Mężczyzna wykonał polecenie.

– Znakomicie – pochwalił jeńca Viruk, klepiąc go po ramieniu. – A teraz bierz tę głowę. Jestem pewien, że król ucieszy się, kiedy ją dostanie. Przynajmniej będzie miał co pochować.