Zdumione audytorium przyglądało się w ciszy, jak wracał na miejsce.
Rael ponownie wyszedł na środek.
– Dziękuję, szanowni kuzyni. Teraz kolej na mnie, bym przemówił jako kwestor generalny. W ciągu ostatnich dziesięcioleci skutecznie wmawialiśmy samym sobie, że Vagarzy są podludźmi i natura stworzyła ich jako naszych niewolników. Uważaliśmy siebie za dobrotliwych rodziców, opiekujących się krainą zamieszkaną przez niesforne dzieci. W ostatnich dniach uświadomiłem sobie, że ten pierwszy pogląd był błędny. Drugi natomiast świadczy o zarozumialstwie. Ale to na tym drugim chciałbym się na moment zatrzymać. Jeśli rzeczywiście jesteśmy dobrotliwymi rodzicami, to czy mamy pozwolić, żeby wymordowano nasze dzieci? Nie sądzę. Bez względu na swą wiedzę i zaawansowaną cywilizację, Almekowie ulegli złu. Jestem pewien, że sami nie postrzegają siebie w tym świetle. Niemniej jednak są źli. Jeśli się do nich przyłączymy, uznamy to zło za swoje, poddamy nasze życie jego wpływowi. Nie mogę z czystym sumieniem poprzeć takiego kroku. Mam zamiar walczyć z nimi i pokonać ich. Jeśli to zgromadzenie opowie się za przyłączeniem się do Almeków, wyrzeknę się swojego awatarskiego dziedzictwa, oddam kryształy i będę walczył u boku Vagarów. – Umilkł na chwilę, a potem głęboko zaczerpnął tchu. – Ogłaszam trzy godziny przerwy, żebyście mogli przedyskutować tę sprawę. O północy spotkamy się znowu i będziemy głosować. Tymczasem niech ci spośród was, którzy nadal są żołnierzami imperium, pójdą ze mną do zbrojowni Muzeum.
Stu dwunastu Awatarów wstało z miejsc. Mirani podeszła do kwestora generalnego i ujęła go za ramię.
– Jestem z ciebie taka dumna, Raelu. Nigdy nie kochałam cię bardziej niż w tej chwili.
Pocałował ją.
– Dopóki jesteś przy mnie, nie boję się niczego.
– W takim razie już zawsze będę przy tobie – obiecała.
Zbrojownia była zimnym, wilgotnym pomieszczeniem, opustoszałym i pozbawionym okien. Łuki drzwi i ustawione pod szarymi ścianami zbroje oplatały ciężkie od kurzu pajęczyny. Gdy Rael prowadził swych żołnierzy do podziemi gmachu, w powietrzu unosiło się mnóstwo kurzu. Na schodach i w samej zbrojowni zapalono lampy. Srebrne zbroje błyszczały w ich matowym czerwonym świetle.
– Te zbroje nosiła niegdyś gwardia królewska Pierwszego Awatara – oznajmił kwestor generalny. – Wykonano je dwa tysiące lat temu, a po raz ostatni używano ich podczas wojen kryształowych.
Viruk podszedł do najbliższej zbroi. Ustawiono ją na drewnianym stojaku. Na szczycie zatknięto srebrnoskrzydły hełm. Awatar uniósł hełm, strzepnął pajęczyny i przyjrzał mu się uważnie. Był lżejszy, niż się spodziewał. Wykonano go z nieznanego mu metalu. Miał łukowatą zasłonę, która po opuszczeniu chroniła twarz wojownika, oraz długi, łukowaty nakarczek u podstawy. Napierśnik ze srebrnych taśm miał grubą skórzaną wyściólkę, a nabiodrniki i nagolenniki nakładano na skórzane nogawice.
– Są za ciężkie dla naszych ludzi – stwierdził Viruk.
– Nie miałem zamiaru używać ich w obronie – wyjaśnił Rael. Kwestor generalny wszedł na stół i odwrócił się ku zebranym. – Wyższość Almeków opiera się na ich ognistych pałkach oraz na rurach strzelających ognistymi kulami. Wiemy, że do strzelania z nich potrzeba czarnego proszku. W wielkich ilościach. Jeśli zdołamy zniszczyć jego zapasy, Vagarzy będą mieli przeciwko sobie tylko osiem tysięcy wojowników uzbrojonych w miecze.
– Tylko? – powtórzył Viruk. – I powiedziałeś, że to Vagarzy będą mieli ich przeciwko sobie. Co właściwie sugerujesz, kuzynie?
– Zamierzam powtórzyć manewr strategiczny zastosowany przez Banela w ostatniej bitwie wojen kryształowych. – Wśród żołnierzy rozległy się szepty. – Nie mówcie o tym głośno – ostrzegł ich. – Nie wiemy, czy Kryształowa Królowa nas nie obserwuje.
Z grupy wystąpił Goray.
– Powiedziałeś, że zamierzasz powtórzyć manewr Banela, Raelu. A co, jeśli nasi rodacy zdecydują się przyłączyć do Almeków?
– Myślisz, że to zrobią? – zdziwił się kwestor generalny. Goray milczał.
– Pewnie, że zrobią – poparł go Viruk. – Wydaje ci się, że tuczny cielak dobrowolnie pójdzie na rzeź?
– Mam nadzieję, że moi rodacy dowiodą, że mają honor – skontrował Rael.
Viruk parsknął śmiechem.
– Kocham cię, kuzynie, ale stałeś się romantykiem. Nie obawiaj się, ja pójdę z tobą ścieżką Banela.
– Ja również – zapewnił Goray.
Nikt więcej się nie odzywał. Rael popatrzył na widoczne w świetle lamp twarze żołnierzy i uświadomił sobie, że Viruk trafnie odgadł uczucia Awatarów. Nikt z nich nie chciał walczyć dalej. Gruby Caprishan stał bez słowa z tyłu.
– Ja nie będę potrzebował zbroi – oznajmił.
– I tak w żadną byś się nie wcisnął, ty spasiony skurwysynu – warknął Viruk.
W tej samej chwili gdzieś wysoko nad nimi rozległ się donośny huk. Potem nastąpiła seria eksplozji. W suficie zbrojowni pojawiły się szerokie pęknięcia.
– Słodkie niebiosa, zaatakowali nas! – zawołał Goray.
– Spokojnie! – ryknął Rael. – Jesteśmy głęboko pod ziemią. Nic nas tutaj nie dosięgnie!
Usłyszeli dziesiątki kolejnych wybuchów. Huk nie milknął, jakby świat nad nimi kończył się w ogniu i śmierci.
Wydawało się, że trwało to cały wiek, ale w końcu hałasy ucichły.
Rael poprowadził swych ludzi na górę. Przejście blokowały zwalone fragmenty muru. Awatarowie odciągnęli je na bok. Na niebie świecił księżyc. Rael pierwszy wygramolił się z ruin gmachu Wielkiej Biblioteki. Posąg Pierwszego Awatara runął, jego głowa rozpadła się na kilkanaście części. Wszędzie widać było ogień, a pośród głazów leżały ciała.
Pojawili się vagarscy żołnierze, dowodzeni przez Mejanę i Pendara. Rael podszedł do nich.
– Wszystko wydarzyło się nagle – powiedziała Mejana.
– Almekowie zaczęli przemieszczać ogniste rury jakieś dwie godziny temu. Skupili je w jednym punkcie, a potem zaczęli strzelać ognistymi kulami. Sądziliśmy, że atakują mury, ale wszystkie pociski były wymierzone w Bibliotekę. Nie mogliśmy nic zrobić.