- Kto pana tak wyprał z poczucia humoru? Niech pan wyjdzie z kawiarni i poczeka na mnie na stacji. Spotkamy się tam za jakieś dziesięć minut. ładnie bym wyglądała, gdybym teraz wdała się z panem w rozmowę. Już i tak na nas patrzą.
Niewarowny wrócił na swoje miejsce. Rzeczywiście, od razu zauważył, że wszyscy obserwowali jego krótką wymianę zdań z kierowniczką spółdzielni. Po jakichś dziesięciu minutach oficer demonstracyjnie spojrzał na zegarek i poprosił kelnerkę o zainkasowanie należności.
- Muszę jeszcze dzisiaj jechać do Warszawy — usprawiedliwił swoje wczesne wyjście.
Po kwadransie na stacji zjawiła się pani Anna.
- Pan do Warszawy? — zapytała głośno.
- Tak. Muszę jechać.
Nadeszła kolejka. Wsiedli do jednego wagonu. Tu już nie było nikogo ze znajomych.
- Odprowadzi mnie pan do domu — postanowiła Nielisecką
— a w drodze opowiem panu, co wiem. Zaznaczam, że niewiele.
Po kilku minutach kolejka zatrzymała się na przystanku Podleśna Wschodnia. Oboje wysiedli. Hanka wsunęła rękę pod ramię mężczyzny.
- Teraz — uśmiechnęła się — gdyby nawet nas ktoś zobaczył, będzie plotkował, że Nielisecką znalazła sobie nowego amanta.
Skręcili w jedną z uliczek.
- Jest jakaś potworna historia w szkole, w Podleśnej — zaczęła swoją opowieść kobieta.
- Mam córkę, Magdę. Piętnastoletnia dziewczyna. Staram się nasze stosunki ułożyć na płaszczyźnie obopólnej szczerości i przyjaźni. Nie jak matka, ale jak starsza koleżanka. Magda niczego przede mną nie ukrywa, ale tym razem sama nie zna szczegółów. Mówiła mi jedynie, że w jedenastej klasie uczennica zemdlała przy tablicy. Nie mogli jej docucić. Trzeba było wezwać pogotowie, bo dziewczyna dostała jakiegoś ataku. Lekarz stwierdził ciężkie zatrucie narkotykami i odwiózł chorą do szpitala dla nerwowo chorych, gdzie ją umieszczono w oddziale dla nałogowców.
- Narkotyki? — oficer milicji był szczerze zdumiony.
- Pana to dziwi? Już w ubiegłym roku zabrano od nas na kurację trzech młodych ludzi. Co prawda byli po maturze. Wąchali środki odurzające. Wybuchnął mały skandal w Podleśnej, ale jakoś go zatuszowano. Teraz także wszyscy starają się zaklajstrować sprawę i nie nadawać jej rozgłosu.
- Już ja potrafię rozwiązać im języki.
- To tylko tak się zdaje. Nie docenia pan solidarności środowiska. W najlepszym razie dowie się pan, że dziewczyna zatruła się przez pomyłkę, zażywając zbyt wiele jakichś leków. I na tym koniec. W rzeczywistości każdy będzie milczał jak grób w obawie przed skandalem, utratą posady czy skazą na swojej dotychczas nieposzlakowanej opinii. Będą z panem dopiero wtenczas gadać, kiedy major zdobędzie atuty przeciwko nim.
- Więc co pani radzi?
- Najpierw porozmawiać z młodzieżą. Nie z tą, która się narkotyzuje, ale z tymi młodymi ludźmi, którzy są temu przeciwni. Jak się orientuję, większość kolegów wyśmiewa i zwalcza nasze „dzieci kwiaty”. To zresztą ma podwójny skutek. Z jednej strony zapobiega szerzeniu się narkomanii, z drugiej wzmaga solidarność grupki młodych narkomanów i spycha ich na margines życia młodzieży, co utrudnia zarówno leczenie, jak i resocjalizację tego środowiska. Teraz łatwo ich poznać. Noszą na swetrach czarne żelazne krzyżyki zawieszone na sznurku lub łańcuszku. To ich znak. Każdy taki „krzyżyk" może liczyć na pomoc drugiego. Nawet jeśli go nie zna osobiście.
Niewarowny uprzytomnił sobie, że nieraz zdarzało mu się widzieć zarówno w Warszawie, jak i w Podleśnej młode dziewczyny i chłopców „znaczonych” takimi czarnymi krzyżykami. Dziwił się wówczas temu nagłemu przypływowi uczuć religijnych wśród długowłosej młodzieży. Okazało się, że czarny krzyżyk nie ma nic wspólnego z religią, jest znakiem hipisów.
- A od pani córki mógłbym się czegoś dowiedzieć?
- Od Magdy? Musiałby pan bardzo zręcznie zabrać się do rzeczy.
- Mam nadzieję, że ona nie nosi czarnego krzyżyka?
- Na szczęście nie. Zresztą jest jeszcze na to za młoda. Narkomania objęła w Podleśnej część najstarszych uczniów i trochę młodzieży, która jest już po szkole średniej. Magda zdecydowanie się z nich wyśmiewa.
- Tym bardziej powinna opowiedzieć o tej grupce.
- Sprawa nieco skomplikowana. Proszę nie zapominać o solidarności uczniowskiej: „Choćby cię smażyli w smole, nie mów, co się dzieje w szkole”.
- Pomimo to chciałbym porozmawiać z pani córką.
- Dobrze — powiedziała. — Spróbuję ułatwić panu kontakt, chociaż obawiam się, że z tego powodu będę miała wyłącznie kłopoty.
- Bardzo panią o to proszę — Niewarowny uniósł do ust dłoń swojej towarzyszki.
- Widzę, że kiedy panu na czymś zależy, potrafi major być nawet miły. Magda dostała ostatnio nowego „kota”. Postanowiła wydać mnie za mąż. Jeżeli opowiem jej, jak to pan dzisiaj nadskakiwał mi w kawiarni, odprowadził pod sam dom i wprosił się z wizytą na jutrzejszy wieczór, dziewczyna zrobi wszystko, aby nie spłoszyć konkurenta do ręki mamusi. Może nawet zgodzi się porozmawiać z panem. Tylko trzeba dobrze zagrać swoją rolę. Jeżeli zrobi pan taką „szczęśliwą" minę, jaką mnie pan zawsze wita w kawiarni, nic z tego nie wyjdzie.
- Postaram się. Sama radość będzie tryskała z mojego oblicza.
- Mieszkam w tym domu — pani Hanka wskazała najbliższą willę. — Widzę, że moja córka wygląda przez okno. Tu się pożegnamy. Dziękuję za odprowadzenie pod sam próg. I niech pan się nie obawia. Z mojej strony nic panu nie grozi. Po doświadczeniach jednego małżeństwa, nie zamierzali powtarzać takiego głupstwa.
- To tak jak ja.
- A zatem do widzenia. Tak około siódmej wieczorem.
Nazajutrz Niewarowny pojechał do Warszawy i po krótkiej
rozmowie z pułkownikiem udał się do Komendy Głównej MO, gdzie istnieje specjalna komórka do walki z narkotykami. Relacji majora wysłuchano tam bez zdziwienia. Tak, znali wydarzenia z ubiegłego roku. Byli nawet zaskoczeni, że nowy komendant posterunku nic o nich nie wiedział.
- Od co najmniej dwóch lat — wyjaśniał pułkownik milicji, zajmujący się tymi zagadnieniami - narkomania, a zwłaszcza narkomania wśród młodzieży ostatnio się wzmogła. To jeszcze nie epidemia, jak to się dzieje w Stanach Zjednoczonych lub na zachodzie Europy, ale już groźne niebezpieczeństwo. Zdarzają się i u nas wypadki śmiertelne. Konieczna jest nowelizacja ustawy farmaceutycznej, zaostrzenie kontroli sprzedaży leków, lepsze strzeżenie tych środków w aptekach. Należy także wprowadzić przymus leczenia narkomanów i stosować wysokie kary za przemyt, sprzedaż i rozpowszechnianie narkotyków. Skutki wdychania środków odurzających są różne. Przy większej dawce może nawet nastąpić zgon, spowodowany porażeniem dróg oddechowych. Natomiast stałe używanie narkotyku powoduje mechaniczną żółtaczkę wskutek uszkodzenia wątroby. Niekiedy następstwem jest udar mózgu lub zapalenie opon mózgowych. Powstają zaburzenia wzroku, do ślepoty włącznie. W ogóle narkotyk atakuje wszelkie ośrodki nerwowe. Narkomana nachodzą sny lękowe, głębokie depresje, które często kończą się samobójstwem, a zawsze sięgnięciem po nową porcję trucizny. Następuje utrata uczuciowości wyższej, wyzbycie się wszelkich uczuć ludzkich, zanik zdolności, otępienie.
- Jak walczyć z narkomanią?
- Przede wszystkim ważna jest tu profilaktyka. Trzeba ostrzegać, pouczać młodzież, rodziców i nauczycieli. Pedagodzy mogą pierwsi dostrzec objawy narkomanii. Jeżeli normalni chłopcy i normalne dziewczęta nagle opuszczają się w nauce, są jak gdyby „na zwolnionych obrotach”, stronią od życia społecznego i zamykają się w wąskim gronie przyjaciół, to dzwonek alarmowy. Poza tym trzeba wreszcie zerwać z panującą powszechnie tendencją wstydliwego przemilczania tego problemu.
- A zatem? — zapytał major.