Ale sumienny pies nie dał ludziom odpocząć. Zataczając łuk przez pola i laski, biegł dalej niezmordowanie przynajmniej ze sześć kilometrów, aby wreszcie doprowadzić przewodnika i milicjantów do jednego z domów na skraju Podleśnej. Tutaj Grad bez wahania rzucił się do drzwi parterowego mieszkania i groźnie warcząc zaatakował jednego z mężczyzn siedzących w pokoju. Rewizja wykryła resztę rzeczy zrabowanych w spółdzielni i pieniądze pochodzące z utargu sklepu. Całe towarzystwo powędrowało do aresztu komendy powiatowej.
Niewarowny tak był nieludzko zmęczony wielokilometrowym biegiem na przełaj, że po powrocie do Podleśnej nie chciało mu się zająć obiadem i powędrował od razu do „Marysieńki".
Marzył o dużej, mocnej kawie.
W kawiarni było prawie pusto. Jedynie kilka stolików zajmowali zaprzysiężeni bywalcy. Wśród nich major rozpoznał doktora Workuckiego i siedzącego z nim inżyniera Bełkowskiego.
Kiedy zobaczyli oficera, lekarz zaprosił go gestem ręki.
- Coś pan major dzisiaj nie za dobrze wygląda - zauważył.
- Gdyby pan przebiegł tak z dziesięć kilometrów przez pola i lasy jak ja, też by pan lepiej nie wyglądał — i major opowiedział swoje przygody.
- Nie dziwię się pańskiemu wyczerpaniu — pokiwał głową inżynier. — Swoją drogą dobrze, że nie jestem oficerem milicji. Ciężka służba. Wolę swoje laboratorium. A pan, doktorze, swój gabinet. Prawda?
- Pani Irenko, dla mnie duża kawa — zadysponował
Niewarowny, kiedy po zamówienie zgłosiła się kelnerka,
zmienniczka Elżbiety Doreckiej. Irena Barska była również przystojna, ale mniej efektowna od koleżanki.
- Niech pan przedtem coś zje — radził doktor Workucki — na przykład jajecznicę na szynce. Z czterech jaj.
- Dopiero teraz — roześmiał się oficer — nagle uświadomiłem sobie, jaki jestem głodny. Gdyby pan nie wspomniał o tych jajkach, pewnie do wieczora bym nic nie jadł.
Zanim kelnerka podała jedzenie, Niewarowny zdążył dorzucić szczegóły o włamaniu do sklepu i ujęciu sprawców dzięki pracy psa milicyjnego.
- Właściwie w jaki sposób pies idzie śladem?
- zapytał inżynier.
- To nie jest dokładnie wyjaśnione. Są różne teorie, które wszystkiego nie tłumaczą. Dokonywano bardzo ciekawych doświadczeń. Dowiodły one, że to sprawa nie tylko węchu, lecz i jakiegoś bliżej jeszcze nie zbadanego instynktu.
- To wprost fantastyczne — Workucki nie mógł wyjść z podziwu dla wyczynu Grada.
Oficer po zaspokojeniu głodu pociągnął porządny łyk kawy i zapytał:
- Korzystając z tak miłego spotkania chciałbym, żeby któryś z
panów powiedział mi, co to właściwie jest heroina?
Na dźwięk tego słowa lekarz wyraźnie drgnął, ale natychmiast opanował się i odpowiedział:
- Bardzo silny narkotyk. Dawniej używano go w medycynie. Między innymi przy sporządzaniu pewnych leków. To wszystko, co pamiętam o heroinie z wykładów z czasów moich studiów medycznych.
- A do usypiania w czasie operacji i do uśmierzania bólów nie stosuje się heroiny?
- Na pewno nie — zaprzeczył lekarz. — Obecnie nawet morfinę używa się w wyjątkowych przypadkach. Ja przecież często zapisuję moim pacjentom różne środki przeciwbólowe, a także przed zabiegami robię zastrzyki znieczulające, lecz nigdy z morfiny.
- Są podejrzenia — ostrożnie powiedział Niewarowny — że istnieje przemyt heroiny do Polski. Podobno stwierdzono, że nasi narkomani ostatnio przerzucili się na ten środek.
Inżynier roześmiał się.
- To wykluczone.
- Jednak mamy pewne dane, że narkomania zaczyna być problemem i w naszym kraju.
- Być może — zgodził się Bełkowski — ale nie z powodu heroiny. Kilogram tego narkotyku kosztuje ponad czterysta tysięcy dolarów, a w detalu, w dawkach odpowiednio spreparowanych do użytku narkomana nawet dwa razy więcej. W Polsce nie ma takich bogatych ludzi, których stać byłoby na podobny luksus.
- To racja — przyświadczył doktor — nigdy nie słyszałem o używaniu heroiny w naszym kraju. Co najwyżej zdarzają się morfiniści. I z ubolewaniem stwierdzam, że najczęściej wśród lekarzy i farmaceutów. Praktycznie biorąc, tylko oni mają możność otrzymania tego narkotyku półlegalnie, na receptę w aptece. Nawet morfina nabywana ze źródeł nielegalnych byłaby bardzo droga. Czy mam rację, inżynierze?
- Niewątpliwie. To zresztą bardzo nieskomplikowany rachunek. Jeżeli kilogram heroiny kosztuje, przyjmijmy najniższą cenę 400 tysięcy dolarów, to morfina będzie dziesięć razy tańsza, a więc 40 tysięcy dolarów. Nawet uwzględniając zachwianie się amerykańskiej waluty, za dużo na polską kieszeń.
- Przekonaliście mnie, panowie — major postanowił zmienić temat. Pochylił się i potarł łydkę, krzywiąc się przy tym nieco. — Tyle słyszałem o panu, doktorze, jako o znakomitym specjaliście od żylaków, że pewnie będę musiał się kiedyś do niego wybrać jako pacjent. Po dzisiejszym „spacerku” czuję to wyraźnie.
- Często dokuczają panu nogi?
- Niby nie. Ale mam na łydce w jednym miejscu ciemną żyłę. Wielkości pięćdziesięciogroszówki.
- Od dawna pan to ma?
- Co najmniej od dwudziestu lat.
- Niech pan się tym nie przejmuje. Gdyby się to powiększało lub gdyby pan odczuwał jakieś bóle w nodze, wtedy proszę przyjść do mnie.
Major nie powrócił do kwestii narkotyków, a jego towarzysze także nie poruszali tego tematu. Nikt nie nawiązał do ostatniego wypadku w szkole. A przecież kto jak kto, ale doktor Workucki musiał coś o tym wiedzieć. Jeśli nie jako lekarz, to jako ojciec mający córkę w tej samej klasie, do której uczęszczała narkotyzująca się uczennica.
W komendzie wojewódzkiej stary ustalił, że w sprawie narkotyków major Niewarowny będzie się porozumiewał bezpośrednio z odpowiednią komórką KG MO, a swojego zwierzchnika poinformuje przy okazji o rezultatach dochodzenia w tej dziedzinie. Podpułkownika, z którym komendant posterunku już raz rozmawiał o narkotyzowaniu się młodzieży w Podleśnej, poruszyły najświeższe wiadomości.
- Już wiemy, czym zatruła się dziewczyna ze szkoły w Podleśnej — stwierdził podpułkownik.
- Ciekaw jestem?
- W jej torebce znaleziono resztki białawego proszku. Zrobiliśmy analizę tego świństwa. Okazało się, że jest to mieszanina różnych leków.
- Mało się orientuję w tych zagadnieniach.
- Ponieważ jednak, chciał nie chciał, zetknął się pan z tymi problemami, wtajemniczę majora w działanie narkotyków i im podobnych.
- Chętnie posłucham.
- Wracając do waszych młodych narkomanów — powiedział na koniec swego „wykładu” podpułkownik — zajmiemy się nimi, ale niezależnie od tego niech major ma na oku to towarzystwo. Kontakt z młodą dziewczyną, o której pan wspomniał, jest ważny. Należy go za wszelką cenę podtrzymać. Tak otwarcie i szczerze żaden z uczniów nie będzie z nami rozmawiał. A to ma dla nas ogromne znaczenie. Trzeba bowiem wypracować takie metody postępowania i przemawiania do młodzieży, żeby trafić do przekonania, a nie, przypadkiem, prawem reakcji, wywołać odwrotny skutek.
- Żeby się dowiedzieć, od kogo oni kupują te świństwa? Bo jednak ta heroina nie daje mi spokoju. Mam bardzo poważne powody przypuszczać, że nie jest ona tylko mitem.
- To wykluczone! Przemycana, byłaby za droga nawet dla najbogatszych. A legalne otrzymanie heroiny jest w Polsce niemożliwe. Tego narkotyku nie znajdzie się w najbardziej specjalistycznych aptekach. Jego przywóz jest w ogóle zabroniony. Tylko minimalnymi ilościami dysponują naukowcy dla pewnych doświadczeń. I to pod bardzo ścisłą kontrolą.
Po powrocie do siebie major Niewarowny długo zastanawiał się nad tym, co usłyszał w KG MO. Nie mógł również zapomnieć nagłego drgnięcia twarzy doktora Workuckiego, kiedy w czasie rozmowy w kawiarni padło słowo „heroina”. To nie mógł być przypadek. Lekarz coś wiedział, ale co?