- Talk słabe, że gdybym je pułkownikowi wymienił, wyśmiałby mnie pan. Ale moja intuicja mówi mi, że się nie mylę.
- Dzięki wam zrobiliśmy w Podleśnej kawał dobrej roboty. Oczywiście nie łudzę się, że wszyscy młodociani narkomani zerwą ze zgubnym nałogiem. Niemniej, jeśli to zrobi choć kilku, a inni ustrzegą się przed próbowaniem „kleju” czy „prochów”, będziemy cieszyli się z sukcesu. Dlatego doceniam, majorze, waszą intuicję, jednakże nic wam nie mogę pomóc.
Swojemu zwierzchnikowi Nie warowny nie próbował się zwierzać. Wiedział, że stary nazwałby to wszystko mrzonkami. Już i tak pułkownik coraz bardziej denerwował się długotrwałym dochodzeniem bez żadnych efektów.
Major nie dziwił się szefowi. Na pewno „góra" jego również podkręcała za bezczynność w sprawie dotyczącej zamordowania milicjanta. Każdy wymaga od swoich podwładnych jak najlepszych i jak najszybszych rezultatów pracy, nie licząc się z trudnościami przy wykonaniu zleceń. „Powiedziałem: zrobić, ma być zrobione, a jak? — to mnie nie obchodzi".
Zresztą komendant posterunku w Podleśnej wcale nie był lepszym przełożonym dla swoich ludzi. Nieraz także wymagał od nich zbyt wiele. Major przyznawał się do tego w duchu, ale jednocześnie usprawiedliwiał takie postępowanie tym, że i sam nigdy się nie oszczędzał.
- W walce z przemytem narkotyków — ciągnął podpułkownik — pożyteczną rolę spełnia „Interpol". Między innymi wydaje on obszerne komunikaty. Polska nie należy do „Interpolu". Ponieważ jednak przemyt i rozpowszechnianie narkotyków uznane zostało za przestępstwo międzynarodowe, otrzymujemy z Paryża, gdzie znajduje się siedziba tej organizacji, materiały informacyjne.
Podpułkownik przerwał na chwilę, żeby zapalić papierosa.
- Tradycyjne drogi przemytu opium i haszyszu prowadzą przez Turcję, Egipt do Francji. Tutaj istniał cały podziemny przemysł przerabiający opium na morfinę i heroinę. Część towaru w tej postaci rozprowadzana była w Europie, głównie w Niemieckiej Republice Federalnej i w Skandynawii, gdzie ostatnio narkomania bardzo się szerzyła. Większość produkcji przemycano do Stanów Zjednoczonych.
- W rozmaitych schowkach samochodowych, a nawet samolotowych — uzupełnił major.
- Pod tym względem międzynarodowe gangi przemytnicze są pełne inwencji. Nie tak dawno „Interpol” podawał, że z prasowanej heroiny przemytnicy fabrykowali posągi świętych. Te rzekomo gipsowe posągi eksportowane były z Francji do USA. Ale ostatnio przemytnikom powodzi się dużo gorzej. W Egipcie i we Francji zaostrzono walkę z narkotykami. Policja skonfiskowała ogromne ilości opium, a także gotowe inne narkotyki wartości dziesięciu milionów dolarów. Rozbito również tajny przemysł przerobu opium. Co prawda wielkie gangi szybko powetują sobie te straty. Tym bardziej że organizacja handlu narkotykami jest bodaj najlepszą na świecie konspiracją. Chyba jeszcze nigdy nie udało się dotrzeć do samej góry. Najczęściej policja chwyta kurierów przewożących towar i drobne płotki, ludzi, którzy rozprowadzają narkotyki wśród detalicznych handlarzy. Niemniej w tej chwili przemytnicy znaleźli się w pewnych tarapatach i, jak twierdzi „Interpol”, poszukują nowych dróg transportu towaru ze Wschodu na Zachód oraz nowych miejsc uszlachetniania opium.
- Między innymi droga prowadzi przez Polskę?
- Być może. Biuletyny „Interpolu” znalazły już pełne pokrycie w faktach. Niedawno skonfiskowano poważną ilość morfiny w Jugosławii, zaś władze celne w Bułgarii przed paru miesiącami wykryły w przyczepie samochodowej „urlopowiczów” jadących do NRF wprost gigantyczny ładunek haszyszu, bo przeszło pół tony. Wartość tego narkotyku wyceniono na ponad jedenaście milionów dolarów.
- Gdyby tak można było spenetrować willę tego pana. Czy nie kryje się tam fabryka narkotyków?
- Major jest chyba trochę uczulony na tym punkcie, — uśmiechnął się lekko podpułkownik.
- Przeszukanie można by przeprowadzić, obawiam się jednak, że nie da ono żadnych rezultatów. Jeżeli nawet znajdziemy aparaturę chemiczną, to co z tego? Każdy może ją mieć, zwłaszcza zaś pański podejrzany. Działalność laboratorium trzeba byłoby nakryć w czasie produkcji. Z doświadczeń policji francuskiej wiemy, że to nie jest łatwe. Cała aparatura ma taką konstrukcję, że tu czasie alarmu wystarczy otworzyć jeden kran i wszystko spływa wraz z wodą do zlewu.
Niewarowny coś sobie zanotował, jak gdyby słowa podpułkownika nasunęły mu pewien pomysł.
- Narkotyki wyprodukowane w takich laboratoriach od razu wywozi się stamtąd w małych partiach, aby fabryczka zawsze była „czysta”. Jak dotychczas nic jednak nie wskazuje, żeby gdzieś w naszym kraju powstała tego rodzaju „pracownia”.
- Czy to bardzo skomplikowane urządzenie?
- Nie. Niespecjalnie. Na upartego, mając do dyspozycji opium, można morfinę lub nawet heroinę produkować w dobrze urządzanej aptece. Byłaby to oczywiście produkcja dość kosztowna. Opium zawiera około dziesięciu procent morfiny. Przy mało precyzyjnych urządzeniach, otrzymałoby się najwyżej dwie trzecie tego alkaloidu. Natomiast w aparaturze specjalnej straty są minimalne.
- Czy tego rodzaju aparatura jest w naszym kraju dostępna dla każdego?
- Nie sądzę. Produkujemy ją, owszem, wyłącznie jednak dla potrzeb naszych zakładów naukowych i laboratoriów fabrycznych, a tam nie wytwarza się narkotyków.
- Ja jednak nadal uważam — upierał się Niewarowny — że znalazłem się wreszcie na dobrej drodze i wyjaśnię tajemnicę tych trzech butelek mleka.
Ale nazajutrz pod progiem willi stała samotna biała flaszka. Jedyna, jak codziennie.
Major nie zrażał się. Co rano budzik zrywał go z łóżka. Deszcz nie deszcz, śnieg czy mróz, Niewarowny rozpoczynał swój spacer.
Pewnego dnia, kiedy po cichu wychodził z budynku posterunku MO, natknął się na sierżanta. Oficer był pewien, że milicjant, pełniący właśnie nocny dyżur, spokojnie drzemie w sąsiednim pokoju. Tymczasem Michalak ubrany był jak do wyjścia.
- Panie majorze — powiedział — pójdę z panem. To bardzo niebezpieczne. Przecież te spacery Kwaskowiak przypłacił życiem.
- To zaraz i mnie mają łeb rozwalić, że rankiem sprawdzam, czy w Podleśnej wszystko jest w porządku? Co wam, Michalak, strzeliło do głowy? Wracajcie do telefonu. Ładnie byśmy wyglądali, gdyby tak z Ruszkowa lub z Warszawy zadzwonili, a na posterunku żywego ducha.
- Pan major niepotrzebnie się naraża. Przecież można tak zorganizować służbę, aby zawsze ktoś towarzyszył panu majorowi. Dwóch nikt nie zaczepi. A tak, wiadomo, jak skończył starszy sierżant.
- Nic mi się nie stanie. A wy wracajcie do swojej pracy- Rad nierad Michalak został na posterunku, a major podjął swoją codzienną inspekcję. I tym razem także bez sukcesu. Pojedyncza butelka stała na swoim miejscu.
Dopiero w dziesięć dni później Niewarowny, idąc jak zwykle ulicą Akacjową, spostrzegł trzy białe plamy. Znowu manewr okrążenia i znowu zajęcie obserwacyjnego punktu w ruinach spalonego domu.
Przygotował się na długie oczekiwanie. Miał rację, bo co najmniej półtorej godziny nikt się nie kwapił z zabraniem trzech butelek. Wreszcie, podobnie jak poprzednio, kobieca ręka zabrała je do środka z progu willi. Dalej również wszystko potoczyło się identycznym trybem. Otwieranie i zamykanie garażu oraz bramy na ulicę. W końcu stary samochód potoczył się w kierunku stolicy.
Niewarowny wrócił na posterunek i po załatwieniu bieżących spraw wybrał się do spółdzielni. Nie zdążył nawet powiedzieć, co go interesuje, bo kierowniczka sklepu uprzedziła jego pytanie.
- Jeżeli nasz sławny detektyw nadal zajmuje się dostawami mleka do domów, to mam dla pana ciekawostkę. Wczoraj osobiście odebrałam telefon. Ktoś z ulicy Akacjowej zamówił dwa dodatkowe litry. A że stale bierze jeden, razem wypadło trzy.