- Ten, kto go zabił, na pewno widział.
- Jeżeli przypadkowo przesłuchaliśmy i mordercę, to był na tyle przezorny, że nie przyznał się do spotkań z Kwaskowiakiem.
- Przez te dwa dni zrobiono ogromną robotę - stwierdził Niewarowny.
—Ale bez żadnego rezultatu. Cała komenda powiatowa z Ruszkowa uczestniczyła we wstępnych czynnościach dochodzenia, nie mówiąc już o naszych ekipach. Akta sprawy mają paręset stron i można je wycisnąć jak wodę. Nie pozostaje w nich nic.
- Czuję, że kapitan Lewandowski będzie miał ciężki orzech do zgryzienia. — Niewarowny uśmiechnął się z pewną satysfakcją. Właśnie Lewandowski przejął kiedyś po majorze pewną sprawę i zakończył ją błyskawicznym sukcesem. Nie dlatego, że major coś zaniedbał, lecz po prostu ujawniono później nowe fakty. Niemniej pewien żal pozostał i teraz Niewarowny bez przykrości myślał, że jego młodszy kolega sam się przekona, co to znaczy prowadzić śledztwo, w którym nie można trafić na żaden ślad.
- Tak, sprawa jest bardzo ciężka — zgodził się pułkownik. — Dlatego bardzo liczę na ciebie.
- Na mnie? Nie rozumiem...
- Chcę, żebyście, majorze — pułkownik znowu mówił oficjalnym tonem jak przełożony do podwładnego — objęli chwilowo kierownictwo posterunku w Podleśnej i poprowadzili dochodzenie.
- Przecież to robi kapitan Lewandowski. Sam pułkownik przed chwilą o tym mówił.
- Lewandowski prowadzi tę sprawę w Warszawie, a wy będziecie ją badali na miejscu, w Podleśnej.
- Nie rozumiem, po co ten dualizm? Poza tym... wolałbym nie pracować z kapitanem Lewandowskim... Od razu powstałyby nie kończące się spory o kompetencje.
- Nie będzie żadnych sporów.
- Obawiam się jednak...
- Po prostu dlatego — dokończył pułkownik - że każdy z was zajmie się sprawą niezależnie od drugiego. Lewandowski jest dobry do prowadzenia dochodzenia z całą ekipą ludzi. Wy, majorze, jesteście indywidualistą i w Podleśnej będziecie mieli pole do wykazania, że wasze metody nie ustępują nowym.
- Ale w ten sposób każdy z nas będzie robił masę niepotrzebnych rzeczy, które już przedtem inny rozwiązał. Choćby przesłuchania.
- Wszystkie przesłuchania są w zasadzie zakończone. To nam nic nie dało i nawet nie potrzebujecie, majorze, przeglądać arkuszy z protokołami zeznań. Natomiast chodzi mi o to, żeby ktoś tak bystry jak wy przyjrzał się na miejscu mieszkańcom Podleśnej. Posłuchał, co plotkują na temat zabójstwa, jak i z czego żyją. Trzeba poznać klimat tej miejscowości. Tego Lewandowski nie zrobi, choćby miał trzy razy więcej współpracowników, niż mogę mu teraz dać. Za to wy, jako komendant posterunku MO w tej podwarszawskiej osadzie, będziecie mieli znacznie większą łatwość działania i zawierania różnych znajomości. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że starszy sierżant Kwaskowiak został zamordowany przez jednego z mieszkańców Podleśnej.
- Związek morderstwa z tymi tajemniczymi spacerami jest bardzo prawdopodobny — zgodził się Niewarowny. — Jednakże trochę inaczej zapatruję się na moje możliwości w Podleśnej. Mianowanie komendantem małego posterunku milicji oficera w stopniu majora, podczas gdy jego poprzednik na tym stanowisku był zaledwie starszym sierżantem, od razu obudzi czujność przestępcy.
- Ten, kto zabił Kwaskowiaka, doskonale zdaje sobie sprawę, że po morderstwie funkcjonariusza milicji i tak cały nasz aparat postawiono na nogi. To nawet dobrze, że będzie was uważał za jedynego prowadzącego śledztwo. Dzięki temu Lewandowski pozostanie w cieniu. Nie przypuszczam zresztą, żeby na długo. Kapitan prowadzi zazwyczaj swoje dochodzenia z wielkim rozmachem. Masowe akcje, częste wzywanie świadków do gmachu komendy. Po początkowym okresie wystrzegania się przede wszystkim was, przestępca uzna, że major jest mniej szkodliwy niż ci z Warszawy. Może popełni jakąś niezręczność?
- Nie sądzę — Niewarowny bynajmniej nie był zachwycony strategią swojego zwierzchnika.
- Jakie tu błędy można popełnić? Wystarczy, że nic nie będzie robił, cicho siedział, a wtedy nie uda nam się go zdemaskować.
- Z tym się zgodzę, ale jednocześnie jestem pewien, że zabójca nie przyjmie, bo nie może przyjąć, tej taktyki. Miał na pewno bardzo ważny powód, aby usunąć Kwaskowiaka. Ostatecznie ludzie bez żadnej przyczyny nie mordują swoich
bliźnich, a cóż dopiero milicjantów.
- To mógł być zwykły chuligański wyczyn faceta, który w czasie rozróby nadział się na starszego sierżanta.
- Teoretycznie mogło tak być. Ale wątpię. Od dość długiego czasu żadnych „rozrób” w Podleśnej nie było. A tym bardziej tamtej nocy, kiedy zginął Kwaskowiak. To raczej skrytobójstwo. Takich zbrodni chuligani na ogół nie popełniają.
A poza tym godzina mordu: pomiędzy czwartą a piątą rano. Nietypowa pora działalności chuligańskiej. Jedyną knajpę w Podleśnej zamyka się o dziesiątej wieczorem. Tamtego wieczoru było w niej zupełnie spokojnie. Ustaliliśmy to bez trudu.
- Na pewno są jeszcze jakieś zakonspirowane meliny pijackie.
- Lewandowski stara się to wyświetlić. Wasze zastrzeżenia pokrywają się z koncepcją, którą kapitan przyjął jako główną nić dochodzenia. Ale na razie daleko mu do jakiegokolwiek sukcesu. Chyba jest na złym tropie.
Niewarowny poprawił się w fotelu, chrząknął, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale widocznie zrezygnował, bo pozwolił pułkownikowi mówić dalej.
- Sądzę, że Kwaskowiak wpadł na ślad jakiegoś poważnego przestępstwa. Ten sierżant był wnikliwym obserwatorem. Gdyby miał maturę, skierowałbym go do szkoły oficerskiej. Parokrotnie namawiałem go, aby się wziął do nauki. Wykręcał się. Tłumaczył, że żona, troje dzieci, że już za stary... Jednocześnie Kwaskowiaka znano jako wielkiego służbistę. Należy więc przypuszczać, że jego podejrzenia nie były jeszcze sprecyzowane. Dlatego właśnie nie pozostawił żadnych zapisków ani nie zrobił notatki służbowej. Ale dla przestępcy, czy raczej dla bandy przestępców, zaczynał być groźny. Dlatego go usunięto. Teraz ci ludzie przywarowali i siedzą cicho jak mysz pod miotłą. Cisza i spokój nie będą jednak trwały długo. Właśnie dlatego jest takie ważne, żebyśmy mieli w Podleśnej zdolnego, rzutkiego obserwatora. Takiego jak ty — pułkownik znowu przeszedł na mniej oficjalny sposób zwracania się do kolegi.
- Dziękuję za pochwałę. W ostatnich latach miałem dużo
dowodów tego uznania.
- Doskonale wiesz, że sam sobie jesteś winien. Znam dobrze twój charakterek i wiem, że niełatwo z tobą wytrzymać. No więc jak? Jedziesz do Podleśnej?
- To rozkaz, obywatelu pułkowniku?
- Nie — komendant zaczynał się denerwować
- to jedynie przyjacielska propozycja. Jeżeli wolisz swoją statystykę, nie zmuszam cię. Możesz nad nią siedzieć do...
- Aż do wylania mnie ze służby — dopowiedział Niewarowny.
- Ty znowu swoje! Święty straciłby cierpliwość.
- Ja już dawno ją straciłem.
- Bronek, zastanów się! Daję ci wspaniałą sprawę. Jakby wymarzoną dla ciebie. Praktycznie biorąc, nieograniczona możliwość działania. Inny ucieszyłby się, a ty mi demonstrujesz cały repertuar żalów i stroisz fochy.
- Cała komenda będzie się śmiała, że Niewarowny został kierownikiem wiejskiego posterunku.
- Mógłbyś chociaż wymyślić jakiś mądrzejszy argument. Dotychczas tak ci strasznie zależało na tym, co o tobie mówią? Zresztą, dla zachowania twojej twarzy, mogę wydać rozkaz, że jesteś oddelegowany do Podleśnej dla przeprowadzenia tam dochodzenia.
- Wtenczas będą mówili, że podlegam Lewandowskiemu.
- Więc co? Może mam zamienić Podleśną w powiatowe miasto i zrobić ciebie komendantem powiatówki? Jedno, co mogę i uważam za słuszne, to dodać ci paru zdolnych ludzi, bo na pewno będą ci tam potrzebni.