Z helikoptera widać było tylko krawędzie stromego urwiska, ale na północy, w niewielkiej odległości, wznosiła się na wysokość stu do stu pięćdziesięciu stóp dziwaczna góra, podobna do tej, na jakiej stali.
– Jeżeli uwzględnimy czynnik wielkości, to należy sądzić, że stoimy w tej chwili na zwykłym pniaku – odezwał się Charles z przesadnym ożywieniem, które oczywiście nie znalazło oddźwięku u pozostałych. Jedynie Karl mruknął:
– Coś takiego!
– Jak wiadomo – ciągnął dalej nie zrażony tym Ennil – taki pniak powstaje wtedy, kiedy drzewo zostanie ścięte ostrym narzędziem, na przykład pilą. My też ścinamy drzewa od czasu do czasu. Chcę przez to powiedzieć, że ktoś musiał ściąć tego olbrzyma, na którego pniaku teraz stoimy! – Charles powiódł po nich wzrokiem.
Nie ulegało wątpliwości, że ów fakt poruszył wszystkich.
Chris wytaszczył z helikoptera małą skrzynkę konserw. Odwrócił się do współtowarzyszy i zapytał:
– Czy ktoś z was jest głodny?
Charles zaprzeczył. Gela zmarszczyła czoło.
– Jeżeli chodzi o mnie, to muszę coś zjeść! – zawołał Karl. – Niedobrze jest filozofować o pustym brzuchu.
Chris skinął głową Karłowi, jakby dziękując za poparcie. Zaczęli wynosić z helikoptera lekkie, składane meble.
Rozmowa urwała się. Każde z nich czuło, że ta historia z napisem wymaga jeszcze epilogu, jedynie Ennil zachowywał się tak, jak gdyby nic się nie stało.
Jedli milcząc.
Wreszcie Karl odchrząknął głośno i powiedział:
– Jestem tu chyba najstarszy wiekiem, dlatego ja zacznę. Charles, znamy się już od dawna, jesteś świetnym fachowcem, ale – wybacz mi – nie potrafisz już sprostać swemu zadaniu.
Charles spojrzał na nich zdziwiony i zacisnął wargi. Potem zapytał z wahaniem:
– Czy wszyscy są tego zdania?
Carol spojrzała w bok. Gela, unikając jego wzroku, powiedziała:
– Zgadzam się z Karlem.
– A ty, Chris? – zapytał Charles.
– Ja też.
– W porządku – odparł Ennil, na pozór spokojnie. – Jeżeli tego chcecie, wrócimy.
– Wybacz, ale o tym nie było mowy – zaoponowała sucho Gela. – Jest sprawą oczywistą, że spełnimy naszą misję.
– Tak, ale… – Charles mówił cicho, nie patrząc przy tym na nikogo. – Dlaczego…
Przez chwilę wydawało się, że pytanie zaskoczyło wszystkich. Potem Gela odezwała się z oburzeniem:
– Dlaczego, dlaczego!
Carol, nie zwracając uwagi na wymówkę Geli, zapytała głosem, w którym wyraźnie brzmiało współczucie:
– Naprawdę nie wiesz, Charles?
Ennil spuścił wzrok i potrząsnął głową.
Zapanowała cisza, którą przerwały dopiero jego słowa, ciche, urywane.
– Tak, macie rację. Nie jestem już taki, jak dawniej. Nie nadaję się. Kto by się do tego przyznał… Zresztą nie zdarza mi się to pierwszy raz. Często, właśnie wtedy, kiedy muszę się skoncentrować, atakuje mnie ta przeklęta amnezja. Czy potraficie to zrozumieć? Brakuje mi słów, pojęć, czasem nie wiem, jak postępować. Chciałem zataić to przed wami… – Charles ukrył twarz w dłoniach.
– Obserwuję cię już od dłuższego czasu, Charles – powiedziała cicho Carol. – To jest istotnie amnezja, ale w początkowym stadium. Musisz się oszczędzać, to ci pomoże.
– Już dobrze, Carol – Ennil opanował się.
Gela czuła się skrępowana, ale przezwyciężyła onieśmielenie.
– Nie miej nam tego za złe, Charles – powiedziała – ale Carol ma rację. – Milczała przez chwilę. – Zgłaszam kandydaturę Karla.
Karl sprzeciwił się:
– Nic z tego, dziewczyno, nie mogę się tego podjąć, a zresztą taka funkcja byłaby dla mnie zbyt uciążliwa. Wy, młodzi, nadajecie się lepiej niż ja. Nie dlatego, że jesteście młodsi, nie. Mógłbym jeszcze zadziwić niejednego z was, ale macie inne doświadczenia. Jak wy to nazywacie? Doświadczenia bojowe. Już jako dzieci byliście inni niż ja. Kiedy młode pokolenie potępiło starszych, traktując ich nawet czasem jak trędowatych, ja służyłem dzielnie Radzie Najstarszych, sądząc, że tak trzeba. Kiedy wasi rodzice zaczęli szukać drogi, która wiodłaby ku poprawie, ja wierzyłem nadal w trwałość naszego małego świata na wyspie. Krótko mówiąc, gdyby nie wasi rodzice i wy, nie byłoby nas tu dzisiaj, nie szukalibyśmy drogi, odmiany, która może okaże się dla nas ratunkiem.
– Już dobrze, Karl – przerwał mu Charles łagodnie.
– Nie, musimy to sobie uświadomić. Wtedy nie zdawałeś sobie z tego sprawy, ja również. Popieraliśmy stary porządek, nie zaprzeczaj! Jeszcze piętnaście lat temu wysyłałem takich jak Chris i Gela do Grate, gdzie był obóz dla internowanych. Wtedy sądziłem, że postępuję właściwie. Tak, Gela, również dlatego nie mogę przyjąć tej propozycji.
Gela milczała, poruszona do głębi. Potem powiedziała:
– Nikt nie czuje do ciebie żalu za tamto.
– O Boże! – wykrzyknął Karl. – To nie tylko moje sumienie każe mi mówić w ten sposób. Po prostu patrzycie na to zagadnienie szerzej niż ja, a tego nam właśnie trzeba.
– Karl, zgadzam się z tobą – powiedział Ennil z goryczą w głosie. – Przykro mi.
– Spokojnie, spokojnie. – Gela uśmiechnęła się łagodnie. – Nie powinno być ci przykro. To się, niestety, zdarza.
– Jestem za kandydaturą Chrisa – powiedział nagle Ennil ku ogólnemu zaskoczeniu. Twarz miał nieprzeniknioną. – Należy jednak niezwłocznie powiadomić o tym Tocsa. Po twarzy Karla przemknął cień uśmiechu.
– Kto jest za Chrisem?
Cztery dłonie, w tym jedna, Carol, uniesiona niezdecydowanie, świadczyły o jednomyślności.
– A ty, Chris? – zapytał Karl.
– Wiecie przecież, że nie mam wyższego wykształcenia.
– Za to jesteś kadrą wiodącą wśród pracowników, ukończyłeś kurs specjalny i dwukrotnie brałeś udział w wyprawach! – zdecydowanie uciął Karl dalszą dyskusję.
– Gela również ukończyła kurs specjalny – upierał się Chris.
– Pamiętasz, jak przestraszyłam się mrówek? – przypomniała Gela z uśmiechem. – Nie dorosłam do takiej funkcji.
– A więc wszystko jasne – podsumował ostatecznie dyskusję Karl.
Chris wzruszył ramionami.
– Nie będę się opierał. Pomagajcie mi, a ja postaram się nie zawieść. – Wyciągnął rękę do Charlesa. – Oby nam się dobrze współpracowało.
Charles uśmiechnął się z pewnym zakłopotaniem.
– No, to sprzątamy – zarządziła Gela, wskazując naczynia.
Nagle odezwał się Chris:
– Oczywiście, że Charles ma rację, niech to diabli! Pismo, te pniaki, raporty, które dotarły do nas, wszystko się zgadza. Przyznaję, że to jest dziwne, ale potwierdza wniosek Charles'a, którego on wprawdzie nie wypowiedział na głos, ale wyraźnie sugerował.
Zapanowała powszechna konsternacja i dopiero po chwili zrozumiano, że Chris kontynuuje przerwaną dyskusję.
– Te istoty, o których mówił Charles, to podobno właśnie synowie niebios. Nie rozmawialiśmy o tym jeszcze dokładnie. Ale jest chyba publiczną tajemnicą, że nasza wyprawa została wysłana przede wszystkim z ich powodu. Chodzi jednak również o zbadanie tego świata makro. – Chris ręką, w której trzymał kocher, zatoczył rozległy łuk. – A jeżeli ci synowie niebios istnieją rzeczywiście, to są częścią świata makro. Zresztą ludzie z “Oceanu I” wybrali tę nazwę nie dlatego, że mieli na myśli jakieś mityczne postacie, bogów albo coś w tym stylu, lecz dlatego, że te istoty są podobno tak wielkie, jakby sięgały niebios. A my musimy zbadać ten świat. To, czy ktoś osobiście wierzy w istnienie synów niebios, nie ma właściwie znaczenia. Jeżeli istnieją, to nie jest wykluczone, że ich znajdziemy.