– To kora – zauważył Chris uśmiechając się na wspomnienie ojczystych drzew i kory, której nie można było nawet porównać z tutejszą ani pod względem wymiarów, ani pod względem struktury. Jego uwaga świadczyła wyraźnie o tym, że nadal nie traktuje poważnie tego makroświata.
Teraz to już naprawdę nie ma ku temu podstaw, pomyślała gniewnie Gela. Dlatego też słowa jej zabrzmiały bardziej szorstko, niżby tego pragnęła:
Chris, ekspedycja wysłana z “Oceanu II” ma konkretną misję do spełnienia. Między innymi powinien być wyjaśniony problem synów niebios. Wiesz równie dobrze jak ja, że z raportów “Oceanu I” wynika jednoznaczny wniosek, jakkolwiek techniczna strona jego przekazu pozostawiała nieraz wiele do życzenia. – Gela urwała, ale widząc, że Chris kroczy przed nią nadal bez słowa, mówiła dalej. – Wyśmiewając ten świat olbrzymów, dyskredytujesz całą ekspedycję, tak jest! A także załogę “Oceanu I”! Teraz, kiedy zostałeś kierownikiem, nie możesz pozwolić sobie na taką postawę! – Gela pomyślała nagle o Haroldzie, który podchodził do wszystkiego z rozwagą i rezerwą, nie działając nigdy pochopnie.
Odżyło jej w pamięci pewne zdarzenie: trzymając się za ręce spacerowali z Haroldem po dobrze sobie znanych okolicach miasta, po swoich śladach, jak to nazywali. Było to na kilka dni przed jego wyjazdem. Dzień ten jeszcze dlatego zachował się tak wyraźnie w jej pamięci, że zdobyła właśnie kwalifikacje inżyniera badacza, a przebieg egzaminu, który miała już za sobą, opowiedziała ze szczegółami Haroldowi. Byli pełni radości i planów… Słyszała słowa Harolda: “Będę na siebie uważać. Za dwa lata wrócimy tu z nowymi zadaniami dla następnych pokoleń. Świat makro uratuje nas. Nie będzie to łatwe, ale wspólnie dokonamy tego!” I Gela wykazała wielkie opanowanie, mimo że uzyskanie łączności stawało się coraz większym problemem, a rozłąka była ciężka do zniesienia. Wreszcie “Ocean I” po nie kończącej się tułaczce dobił szczęśliwie do celu, ale potem wieści docierały zniekształcone, gdyż zakłóciła je wzmożona aktywność Słońca, kiedy zaś ta ustała, przestały w ogóle dochodzić…
W ciągu następnych trzech lat nie dowiedziano się niczego nowego; “Ocean I” zaginął.
Jeszcze jedno wspomnienie stanęło przed oczami Geli jak żywe. Oto inni cieszyli się ze zdanych egzaminów, a ona krążyła po placu przed Akademią, ze skierowaniem na pokład “Oceanu II” w kieszeni, ale bez cienia radości, przepojona jednym tylko gorącym pragnieniem: pokazać temu niesamowitemu, wrogiemu ludziom światu makro, co potrafi; wydrzeć mu jego sekrety, również te związane z “Oceanem I” i losami Harolda.
– Jak sądzisz, co to mogło być? – zapytał Chris. Przystanął, czekając na nią.
Nagłe pytanie wyrwało ją z zamyślenia. Upłynęła chwila, zanim zrozumiała, że Chrisowi chodzi o tamte zielonkawe słupy z tak nieprawdopodobnie wielkimi, ciemnymi płytami, które przeszły nad pniakiem.
– Nie wiem – odparła nieco zaskoczona, gdyż spodziewała się innej reakcji Ghrisa na swoje wyrzuty. – Może to jakieś zwierzę? Wydaje mi się, że istnieją tu zjawiska przekraczające zdolność naszego pojmowania. Powinniśmy je zbadać. – Ostatnie słowa wypowiedziała bez przekonania. Krótki pobyt w tym świecie, liczne i przede wszystkim niebezpieczne przeżycia odebrały jej wiarę w zdobycie jakichś wieści o zaginionym “Oceanie I”, tym bardziej że oni wylądowali w zupełnie innym miejscu. Zgasła więc iskierka nadziei, że mimo wszystko Harold jeszcze żyje.
– Jestem niemal przekonany, że był to jeden z nich. – Chris przerwał znowu tok jej rozmyślań. Musiała się skoncentrować.
– Co znaczy jeden z nich? – zapytała i raptem zawołała zaskoczona: – Nie, to przecież niemożliwe!
Chris znowu przystanął.
– Więc co? – zapytał.
– Czyli: kolumny to były nogi, a płyty… płyty to były buty – krzyknęła głośno. – Nieprawdopodobne!
Śmieszne, pomyślała. Właściwie dlaczego nie? Proporcje się zgadzają.
I nagłe odczuła, że rodzi się w niej strach. W jaki sposób mamy się z tym uporać? Jak w ogóle nawiązać jakikolwiek kontakt?
Jednocześnie opanowało ją jeszcze inne uczucie, coś jakby podziw dla Chrisa. Wysuwa takie przypuszczenie, jakby była to najzwyklejsza rzecz pod słońcem. Może pozbawiony jest wszelkich uczuć, może różni się pod tym względem od innych ludzi. Potrząsnęła z niedowierzaniem głową. Przypomniała sobie jego spojrzenia, kiedy sądził, że nikt tego nie widzi, czułe spojrzenia… Albo ma nerwy ze stali. W każdym razie odzyskała do niego zaufanie, które utraciła po kilku jego posunięciach, na przykład podczas lotu. Czulą, że coś ciągnie ją ku niemu, jak – dawno temu, kiedy była jeszcze dzieckiem – do brata Sinclaira, kiedy bronił ją przed dokuczliwymi towarzyszami zabaw.
Szła teraz za Chrisem. Otrząsnęła się już ze wspomnień i skoncentrowała całkowicie na obserwacji okolicy.
Przed nimi ukazały się soczysto-zielone, zwężające się ku górze rośliny, wyrastające ponad krawędzie platformy.
– Spójrz – zawołała Gela. – Woda! Pomiędzy licznymi gigantycznymi źdźbłami lśniły olbrzymie wodne kule. Chris zatrzymał się.
– Nie skorzystamy? – zapytała, a jej wzrok zdradzał, że pragnie, aby powiedział “tak”. Zrozumiał.
– Ale nie mam… – powiedział.
– Ja mam – przerwała mu Gela. – Zawsze noszę przy sobie. – Zaśmiała się, połyskując bielą zębów. Z torby zawieszonej u pasa wyciągnęła pojemnik z rozpylaczem, wspięła się na rosnące ukośnie źdźbło, którego wysokość umożliwiała jej dotarcie do największej kuli, po czym zaczęła opryskiwać jej górną powierzchnię. Lewą ręką rozpinała już kombinezon.
– I to wytrzyma? – zapytał Chris.
– Pewnie, mam w tym wprawę! – Gela równomiernie spryskiwała powierzchnię, która w tych miejscach traciła momentalnie połysk i pojawiały się drobne fale. – No, starczy – stwierdziła wreszcie. – Możemy trochę popływać.
W mgnieniu oka rozebrała się.
Mimo ogarniającego go zakłopotania, za co n»wymyślał sobie od głupców, Chris również zaczął szybko zrzucać z siebie ubranie.
Gela, rozbawiona jak dziecko, wspięła się po leżącej ukośnie łodydze. Jej sylwetka odcinała się wyraźnie od jasnego tła.
Chris, który zdejmował właśnie lewy but, zatrzymał się w pół ruchu i spojrzał na nią. Co za dziewczyna, pomyślał. I po raz któryś już z rzędu zadał sobie pytanie: Czy naprawdę muszę mieć wzgląd na jej zaginionego przyjaciela? Lubię ją! Czy ona nie może być dla mnie kimś więcej niż tylko koleżanką, członkiem wyprawy? Tylko czy ona w ogóle tego chce? Powinienem jej to wyznać. Teraz? Tu? Serce zabiło mu mocniej.
Gela dotarła już do celu. Uniosła ramiona do góry, wydała cichy okrzyk zadowolenia i głową naprzód wskoczyła do wodnej kuli. Skakała wprawdzie z wysokości około dziesięciu stóp, ale trafiła dokładnie w sam środek spryskanej powierzchni, pozbawionej elastycznej powłoki. Bryzgi wody doleciały aż do Chrisa, który śmiejąc się zrzucił z nogi but, ale znieruchomiał ponownie. Gela niczym ryba popłynęła w kierunku dna, wykonała zręcznie obrót i otulona falującym welonem włosów wynurzyła się tuż obok niego. Zadyszana wołała:
– Chris, jak cudownie, pośpiesz się!
Chris był już gotów. Wdrapał się na pień, gdzie wisiała kula, trafił w tę część jej powierzchni, której Gela nie opryskała, i zaczął kołysać się na elastycznej powłoce.
– Przestań – śmiała się Gela. – Jeżeli kula opadnie, nie będziesz mógł popływać.
Chris odbił się i głową naprzód wskoczył do wody.